Patryk Dudek w sobotni wieczór wywalczył 19 z 21 możliwych punktów. Za plecami rywali meldował się tylko dwukrotnie - w trzecim biegu dnia, kiedy to niespodziewanie przegrał z Kaiem Huckenbeckiem oraz w czternastym, kiedy do mety przyjechał przed nim Fredrik Lindgren.
Polak pierwszy linię mety minął jednak w dwóch najważniejszych gonitwach wieczoru - w półfinale, a przede wszystkim w finale, w którym wystartował po raz czternasty w karierze i triumfował trzeci raz.
- Nie śledzę tego, ile razy stałem na podium, ale cieszę się z tego. Ważniejsze jest dla mnie to, że cało i zdrowo odjechaliśmy te zawody, bo warunki były takie, jakie były. Czuję się bardzo obolały, bo cześć między nogami i pachwiną jest bardzo mocno "nadszarpnięta", lekko mówiąc. Dobrze jest wrócić do tej środkowej części tabeli - powiedział po zawodach w rozmowie z Eurosportem, który w klasyfikacji generalnej awansował na dziesiątą lokatę.
ZOBACZ WIDEO Mistrz Świata ukrywał treningi przed mamą. Na początku szkolił go wujek
Dla Dudka dobry wynik w Teterow był bardzo ważnym przełamaniem w Indywidualnych Mistrzostwach Świata. Trzy rundy zawodnik For Nature Solutions Apatora Toruń kończył na... dwunastym miejscu. - Ja umiem jeździć na żużlu i jest to tylko kwestia dopasowania (śmiech). Trafiliśmy idealnie z ustawieniami, spasowały mi pola startowe, w pełni to wykorzystałem i wygrałem zawody - dodał zawodnik.
Wicemistrz świata z 2017 roku nie krył jednak rozczarowania tym, z czym musieli się zmagać uczestnicy sobotniej rywalizacji, a co oglądać musieli kibice. - Myślę, że zawodnicy nie czuli się na tyle pewnie, aby wyprzedzać. Tor już na treningu się lekko rozwalał, ja też to odczułem, wpadając w jedną dziurę. Szkoda, że to tak wygląda, bo to są mistrzostwa świata, ale tak już mamy - zakończył Dudek, dla którego był to pierwszy turniej od 31 sierpnia 2019 roku... w Teterow, w którym znalazł się w najlepszej ósemce dnia.
Czytaj także:
Czas płynie, a ból pozostaje ten sam
Ekstremalne plany trzykrotnego mistrza świata