Wypadek Nickiego Pedersena wyglądał fatalnie i od początku nie było wątpliwości, że Duńczyk dozna poważnych obrażeń. Zawodnik na wejściu w łuk starł się z Piotrem Pawlickim, a obaj uderzyli o tor i bandę z prędkością około 100 km/h.
Więcej pecha miał Pedersen, który wpadł pod dmuchaną bandę i najprawdopodobniej uderzył także w nieosłoniętą część ogrodzenia. Ból był tak duży, że jeszcze na torze musiał mieć podaną morfinę, a do szpitala został odwieziony karetką na sygnale.
Obecnie trudno jednak wyrokować, jak długo zajmie mu powrót do sprawności oraz, czy w ogóle zdoła kiedykolwiek wrócić do jazdy na żużlu na najwyższym poziomie. Okazuje się jednak, że to drugie wcale nie jest wykluczone.
ZOBACZ WIDEO Żużel. Mirosław Jabłoński ma pomysł jak usprawnić sędziowanie
- Mówiąc zupełnie teoretycznie, jest możliwe, że już niecałe dwa tygodnie po operacji, pacjent z takimi urazami może poruszać się o kulach, a po 6-8 tygodniach może już w miarę normalnie funkcjonować, a nawet zacząć biegać. To jednak tylko teoretyczne rozważania, bo wszystko zależy od charakterystyki złamania. Równie dobrze może się zdarzyć tak, że zawodnik przez dłuższy czas nie będzie mógł nawet usiąść - przyznaje chirurg i specjalista medycyny sportowej, Robert Zapotoczny. Od razu dodaje także: - Nie widziałem zdjęć kontuzji Nickiego Pedersena, więc nie mam szans ocenić jak poważny to uraz. Okres powrotu do sprawności zależy głównie od przyjętej metody leczenia. W tym przypadku optymizmem napawa informacja o pomyśle transportu zawodnika do duńskiej kliniki, bo tamtejsza medycyna ma w tej kwestii większe doświadczenie i możliwości - mówi Robert Zapotoczny, który przez lata pracował jako klubowy lekarz Stelmet Falubazu Zielona Góra, a w przeszłości zajmował się także leczeniem Pedersena.
Przedstawiciele ZOOleszcz GKM Grudziądz na naszych łamach zdradzili, że obecnie trwają pracę nad załatwieniem transportu lotniczego dla zawodnika i jak najszybszym przewiezieniu go do Danii. Dopiero tam miałaby odbyć się operacja zespolenia złamanych kości.
- Wbrew pozorom, mniej poważne są zwykle urazy miednicy, bo są to kości płaskie, które dość dobrze się zrastają. Większy problem jest z panewką kości biodrowej, ale i w tym przypadku zależy, w którym dokładnie miejscu doszło do złamania oraz tego, jak bardzo przesunęła się kość. Jeśli mowa o przesunięciu o pół centymetra, to kość wystarczy zakotwicować i nie powinno być z tym dodatkowych komplikacji. Jeśli jednak mowa o przesunięciu o dwa, a nawet pięć centymetrów, to sytuacja robi się znacznie poważniejsza, a powrót pacjenta do sprawności znacznie się wydłuża - przyznaje doświadczony lekarz.
Pedersen tempem dochodzenia do sprawności już nie raz zaskakiwał lekarzy, a po raz ostatni zszokował wszystkich... w zeszłym tygodniu. Wtedy właśnie okazało się, że w dwa tygodnie po przebiciu płuca i złamaniu żeber zdołał dojść do sprawności i wystartować w feralnych zawodach przeciwko Fogo Unii Leszno.
To zresztą nie był pierwszy taki przypadek, bo już w 2016 roku po skomplikowanym złamaniu kręgosłupa, wydawało się, że trzykrotny mistrz świata już nie wróci na tor. Wtedy lekarze przestrzegali go, że każdy kolejny wypadek może nieść za sobą nieodwracalne konsekwencje, włącznie z utratą czucia w rękach i nogach. Duńczyk zignorował zagrożenie i dość szybko wrócił na najwyższy poziom.
- Po powrocie Grzegorza Zengoty do zawodowego uprawiania sportu, nigdy nie powiem, że czegoś nie da się zrobić. W przypadku Pedersena też wiele razy zapowiadano koniec kariery, a on za każdym razem wracał. W ostatnich latach jeździł z niezaleczonym urazem kręgosłupa, przez który wciąż odczuwa ból, a także miewa przykurcze rąk i potrzebuje regularnych masaży. Z tego powodu przestrzegam wszystkich przed zbyt wczesnym ferowaniem wyroków - dodaje Robert Zapotoczny.
Czytaj więcej:
Pedersen pokazał zdjęcia ze szpitala. Smutny widok
Pawlickiego także czeka dłuższa przerwa