Władze ligi szykują się do wielkiej reformy. "Wyciągnęliśmy wnioski"

WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Wojciech Stępniewski wręcza medal Matejowi Zagarowi
WP SportoweFakty / Tomasz Jocz / Wojciech Stępniewski wręcza medal Matejowi Zagarowi

Rok temu władze PGE Ekstraligi osiągnęły sukces sprzedając prawa telewizyjne do rozgrywek na cztery lata za 242 mln złotych. To jednak nie koniec, bo już teraz działacze szykują się do reformy, która ma zapewnić kolejny rekord na lata 2026-2029.

W tym artykule dowiesz się o:

O najważniejszych założeniach szykowanej reformy specjalnie dla WP Sportowefakty opowiedział prezes rozgrywek Wojciech Stępniewski. Działacz odniósł się do krytyki fanów i opowiedział o przyszłości kształcie rozgrywek w kolejnych sezonach. Zmienić się może naprawdę dużo.
Mateusz Puka, WP Sportowefakty: Za nami 11. kolejek tegorocznej PGE Ekstraligi, więc to idealny czas na pierwsze wnioski. Jak ocenia pan najnowsze reformy, czyli Ekstraligę U24 i sześciozespołowe play-off?

Wojciech Stępniewski, prezes PGE Ekstraligi: Jeśli chodzi o U-24 Ekstraligę, to od razu zapowiadaliśmy, że to projekt długofalowy, którego efekt będzie można ocenić dopiero za 2-3 lata. Pierwsi zawodnicy z tych drużyn już dostali szansę debiutu w PGE Ekstralidze, a to powód do radości. Mogę zapewnić, że w najbliższych latach na pewno nie wycofamy się z tego pomysłu, a kluby wciąż będą musiały szkolić. Bardzo mocno chcę podkreślić aspekt szkoleniowy tych rozgrywek - ważna jest rywalizacja, której nie zastąpi żaden trening.

Gorzej jest, jeśli chodzi o poszerzenie fazy play-off do sześciu drużyn. PGE Ekstraliga jest krytykowana ze wszystkich stron za to, że ten ruch zupełnie zabił emocje w tegorocznych rozgrywkach. Co pan na to?

Nie do końca zgadzam się z takimi opiniami części kibiców i ekspertów. Motor Lublin, czy Moje Bermudy Stal Gorzów faktycznie odjechały rywalom, ale w lidze zawsze był dominator. Poszerzenie fazy play-off sprawia jednak, że wielkie emocje rozpoczną się już w ćwierćfinale, a tam wszystko będzie możliwe. Emocjonująca runda finałowa może wynagrodzić nam wszystko co było wcześniej. Proszę sobie wyobrazić, że mistrzem Polski wciąż może zostać choćby Betard Sparta Wrocław. Co więcej, ciągle ZOOleszcz GKM Grudziądz ma szansę na wejście do play-off. Uważam też, że oczekiwania, aby każdy mecz był ekscytujący od pierwszego do ostatniego wyścigu, w żadnej dyscyplinie sportu, w obojętnie jakiej lidze i z jaką liczbą drużyn, nie są możliwe do realizacji.

ZOBACZ WIDEO Canal+ wywalczyło specjalne premie dla najczęściej wygrywających

Awans do play-off dla sześciu z ośmiu drużyn, sprawia jednak, że wiele meczów straciło na znaczeniu. Skąd w ogóle wziął się pomysł na rozszerzenie fazy play-off?

Wielu fanów krytykowało nas za to, że w więcej niż połowie ekstraligowych ośrodków sezon kończył się już na początku sierpnia. Gdy wydłużyliśmy rozgrywki, okazało się, że fani narzekają na brak emocji. Na to nie ma jednej skutecznej recepty. Sytuacja byłaby inna, gdyby nie bardzo słaby beniaminek, który nie włączył się do walki o awans do play-off. Wierzę, że za rok poziom rozgrywek będzie bardziej wyrównany, a wtedy do końca będziemy mieli walkę o utrzymanie i awans do play-off. Oceniając rozgrywki trzeba wziąć pod uwagę, że każdy sezon jest inny. Obecnie mamy dominację Motoru Lublin i słabą drużynę z Ostrowa, a więc w jednej rundzie bywają duże dysproporcje w wynikach z udziałem tych zespołów: Motor wygrywa i umacnia się na prowadzeniu, a Arged Malesa Ostrów dostarcza punktów rywalom.

Rozważa pan zmianę systemu rozgrywania play-off?

Umowa telewizyjna na lata 2022-2025 uwzględnia 70 meczów w sezonie i nie ma możliwości zmiany tej liczby w trakcie obowiązywania obecnego kontraktu. Analizujemy jednak sytuację i bierzemy pod uwagę ewentualne zmiany odnośnie zasad awansu tzw. lucky loosera. Proszę pamiętać, że to nie jest też tak, że o wszystkim decydują tylko zarząd Ekstraligi Żużlowej lub sami udziałowcy. Przypominam, że kwestie regulaminowe wymagają również akcepcji Polskiego Związku Motorowego.

Co miałoby się zmienić?

W tym roku do półfinałów, oprócz trzech zwycięzców ćwierćfinałów, awansuje także przegrana drużyna z najlepszym bilansem. Zastanawiamy się, czy przed kolejnym sezonem wprowadzić zmiany i premiować awansem do półfinału przegranego, który po rundzie zasadniczej zajmował najwyższe miejsce w tabeli. To jednak na razie luźne rozmowy. Trzeba konsultować wiele pomysłów, aby wyłonić coś nowego, coś co będzie połączeniem ciekawej formuły i da gwarancję odpowiedniej liczby meczów.

Są inne propozycje?

Powrotu do poprzedniego systemu nie ma i dobrze, bo już nie chcemy kończyć sezonu w sierpniu. Niektórzy podpowiadają, by po rundzie zasadniczej podzielić tabelę na pół, na strefę mistrzowską i spadkową, czyli zastosować system, z którego niedawno wycofały się władze piłkarskiej Ekstraklasy. Taki format byłby jeszcze mocniej krytykowany. Załóżmy, że runda zasadnicza kończy się dziś, a Betard Spartę Wrocław i For Nature Solutions Apator Toruń czeka jeszcze po sześć meczów o utrzymanie z Zooleszcz GKM Grudziądz i Arged Malesa Ostrów. Takie spotkania byłby już tylko niepotrzebnym generowaniem kosztów i na pewno nie zwiększyłyby emocji w lidze. Wśród kibiców mamy czasami taką sytuację, że nie pamiętają systemów rozgrywkowych, które już obowiązywały. Dziś sport dalece różni się od tego, który funkcjonował także w przestrzeni medialnej, w tym telewizyjnej, powiedzmy na początku XXI wieku.

Być może problem rozwiązałby się sam, gdyby PGE Ekstraliga zdecydowała się poszerzyć rozgrywki do 10 zespołów.

To najważniejsza reforma, do której się szykujemy. Nowy kontrakt telewizyjny będzie negocjowany już przy założeniu 10-zespołowej ligi i ponad stu spotkań w każdym sezonie. W takim systemie sześć drużyn jechałoby w play-off, dziewiąta drużyna po rundzie zasadniczej musiała walczyć w barażach, a dziesiąta automatycznie spadałaby do I ligi. Taka zmiana - ze względu na obecny kontrakt telewizyjny - jest możliwa dopiero od 2026 roku i trzeba się do niej poważnie przygotować.

Co będzie największym problemem w tej reformie?

Pierwszoligowe kluby muszą być przygotowane na awans do PGE Ekstraligi pod względem infrastrukturalnym, finansowym, a przede wszystkim sportowym i to właśnie ten trzeci aspekt może być najtrudniejszy. W ostatnich latach nowe drużyny w elicie miały gigantyczne problemy ze zbudowaniem mocnych składów. Jeśli jeden beniaminek miał problemy, to proszę sobie wyobrazić sobie co będzie, jeśli do ligi jednocześnie awansują trzy nowe zespoły. Liga dwóch prędkości nas nie interesuje, więc wyzwaniem na najbliższe lata jest zbliżenie poziomów sportowych pomiędzy słabszymi klubami PGE Ekstraligi, a czołówką I ligi. Trzeba podkreślić, że czołowych zawodników - zdolnych być liderami drużyn, nie mamy w światowym żużlu kilkudziesięciu.

Rozumiem, że receptą na problemy miałoby być to, co wywołuje największe emocje, czyli ewentualny powrót KSM. Czy prace w tym kierunku są już prowadzone i kiedy należy spodziewać się decyzji w tej sprawie?

Dopiero rozpoczęliśmy dyskusję i wciąż nie wiemy, do czego ona nas doprowadzi. Wiadomo, że ewentualne powiększenie PGE Ekstraligi do dziesięciu zespołów jest możliwe dopiero od 2026 roku. Na ten moment wydaje się z kolei, że 10-zespołowa liga będzie miała sens jedynie pod warunkiem wprowadzenia KSM, który wyrówna szansę beniaminków na zbudowanie mocnych drużyn. Przy takim założeniu KSM musiałby obowiązywać na wszystkich szczeblach rozgrywkowych w Polsce już rok wcześniej, czyli od 2025 roku.

Wielu kibiców boi się negatywnych konsekwencji tego ruchu. Pan jest przekonany, że KSM to skuteczna metoda na rozwiązanie wszystkich problemów?

Nie ma innego narzędzie do regulowania rynku, na którym tak mocno zaburzony jest stosunek popytu do podaży. Kibice boją się KSM, bo pamiętają nieudany eksperyment z lat 2011-2013, kiedy to prezesi klubów sami ustalili sobie regulamin i robili wszystko, by im było wygodniej. Pamiętam też dziwne dotknięcia taśmy, zaniżanie KSM, aby zawodnik wpasował się do zespołu i inne historie.

Teraz miałoby być inaczej?

Po pierwsze, wprowadzenie KSM ma sens tylko wtedy, gdy średnia zawodników będzie liczona z 3-5 sezonów. Dzięki temu kluby nie będą mogły manipulować i pod koniec rundy zasadniczej zbijać średniej poszczególnych żużlowców, namawiając ich do symulowania defektów, czy wjeżdżania w taśmę. Po drugie, górny limit KSM musi być brutalny i zaboleć dosłownie wszystkie kluby. Zdajemy sobie oczywiście sprawę, że w ten sposób nie wyrównamy poziomu ligi, ale przynajmniej sprawimy, że wszystkie drużyny będą miały równe szanse. Poszerzenie ligi jest priorytetem, bo poszerzymy w ten sposób geografię ekstraligowego żużla. Nie można dopuścić jednak do tego, by w lidze jeździły trzy drużyny na poziomie tegorocznej Arged Malesy Ostrów. Przeciwnicy KSM są jednocześnie bardzo często pierwszymi krytykantami sytuacji w lidze, gdy mamy wyniki 56:34 lub wyższe.

Są jeszcze jakieś plusy tego rozwiązania?

Obecnie liga jest zabetonowana. Jeszcze nie tak dawno pierwsze rozmowy transferowe rozpoczynały się we wrześniu, czy październiku, a w tym roku media informowały o pierwszych ruchach już w czerwcu. Jeśli nic z tym nie zrobimy, to za chwilę kluby będą negocjować z nowymi zawodnikami z rocznym wyprzedzeniem.

W dyskusji często pada argument, że wprowadzenie KSM zniszczyło angielski żużel i podobnie może być w Polsce. Faktycznie boi się pan takiego scenariusza?

To bzdura. Żużel w Wielkiej Brytanii zabił przede wszystkim brak inwestycji i brak szkolenia młodzieży. W pewnym momencie tamtejsi promotorzy skupili się tylko na tym, by każdy mecz kończyć z zyskiem dla siebie. Szkolenie w klubach nie istnieje, a młodzi zawodnicy mają szansę rozpocząć treningi tylko jeśli otrzymają wsparcie finansowe rodziców lub sponsorów.

Kiedy możemy spodziewać się ostatecznej decyzji w sprawie wprowadzenia KSM?

Mogę jedynie zapewnić, że jakakolwiek zmiana przepisów będzie bardzo poważnie przemyślana i przedyskutowana także z Polskim Związkiem Motorowym, nie tylko z władzami poszczególnych klubów. Wyciągnęliśmy wnioski z przeszłości i wiemy jakich błędów unikać. Pewne jest, że o wielkich zmianach w polskim żużlu możemy rozmawiać jedynie w kontekście nowego kontraktu telewizyjnego, czyli nie wcześniej niż od 2025 roku. Jeśli taka zmiana miałaby być wprowadzona, to kluby musiałyby poznać decyzję przed rozpoczęciem sezonu poprzedzającego wprowadzenie zmian.

Czy to prawda, że limit KSM miałby wynieść 38?

Limit KSM musiałby być uzależniony od sytuacji na rynku. Jeśli mielibyśmy dużo młodych zawodników, to śmiało moglibyśmy podwyższyć limit. Jeśli jednak solidnych żużlowców byłoby mało, to naturalne, że limit musiałby być niższy. Od niedawna większy nacisk położyliśmy na szkolenie, zaczynamy od Pit Bików, mamy dużo zawodów w klasach 125 cc i 250 cc - wszystko przed nami.

Czy obecnie są jeszcze prowadzone rozmowy na temat wprowadzenia do składów zagranicznego juniora?

Stworzyliśmy piramidę szkolenia polskich zawodników po to, by na końcu tej drogi mieli oni zapewnione miejsce w drużynach PGE Ekstraligi. Gdybyśmy im odebrali taką szansę, to wszystkie wymogi szkoleniowe przestałyby mieć sens. Młodzi zawodnicy z innych krajów dostają szansę w Ekstralidze U24 i tak pozostanie.

Co z obowiązkowym zawodnikiem do 24. roku życia w składach ekstraligowych drużyn?

Faktycznie były propozycje, by ze względu na mniejszą liczbę wartościowych zawodników znieść ten przepis. Nie będziemy jednak tego robić, bo jeśli kluby narzekają na małą liczbę zawodników, to muszą sobie ich wyszkolić. Niestety nie wszystkie kluby myślą o przyszłości, a najlepiej widać to po wynikach w Ekstralidze U24. Przykładem dla innych może być Fogo Unia Leszno, która cały czas szuka talentów, a dzięki temu nawet po odejściu Emila Sajfutdinowa byli w stanie utrzymać wysoki poziom.

Ten przepis obowiązywałby również po wprowadzeniu KSM?

Nie ma sensu nakładać na siebie różnych limitów, więc w przypadku wejścia w życie KSM, raczej powinniśmy odejść w składzie zawodnika do 24 lat.

Wielu fanów tęskni za barażami. Jest szansa na przywrócenie ich w najbliższym czasie?

Najpierw trzeba zadać sobie pytanie, z kim mieliby rywalizować ekstraligowcy i w jakim celu. W moim odczuciu poziom drużyn w PGE Ekstralidze przerasta nawet najlepszych pierwszoligowców. Moim zdaniem ewentualny pojedynek GKM-u choćby z Stelmet Falubazem Zielona Góra, czy Abramczyk Polonią Bydgoszcz grozi wysokim wynikiem dwumeczu na korzyść ekstraligowca. Takie zawody nie mają sensu i tylko niepotrzebnie generowałyby koszty. Jeśli poszerzymy rozgrywki do 10 drużyn, to mogę zapewnić, że baraże na pewno wrócą.

Władze Apatora Toruń i Sparty Wrocław budują już drużyny na kolejny sezon i są przekonane, że będą mogły skorzystać ze swoich rosyjskich zawodników. To prawda, że PZM i PGE Ekstraliga pójdą na kompromis i zgodzą się na jazdę Rosjan z polskimi paszportami?

Kluby budują zespoły z Rosjanami na własne ryzyko. Z tego co wiem, to polityka PZM i FIM w tej sprawie się nie zmieniła i nic nie zapowiada, by miała się zmienić. PGE Ekstraliga nie ma w tej kwestii nic do powiedzenia, bo to władze PZM potwierdzają zawodników do startów. W tym roku sytuację Rosjan mógłby zmienić tylko nagły pokój, ale to i tak wątpliwe, bo w FIM nikt nawet nie zastanawia się nad dopuszczeniem Rosjan. Pomysł zmiany międzynarodowych przepisów to absurd, bo jak inaczej nazwać sytuację, w której ten sam zawodnik w sobotę byłby traktowany jako Rosjanin, a już w niedzielę jeździłby jako Polak. Nie piszmy regulaminów pod interesy poszczególnych klubów.

Na koniec mam jeszcze pytanie o postępowanie antymonopolowe prowadzone przez UOKiK dotyczącej limitów zarobków żużlowców. Czy za rok ograniczenia zarobków wciąż będą obowiązywać?

Z uwagi na toczące się postępowanie proszę zwolnić mnie z odpowiedzi na to pytanie. Mogę jedynie zapewnić, że w tej sprawie, podobnie jak i w innych omawianych przed chwilą tematach, robimy wszystko, by wypracować kompromis.

Czytaj więcej:
Znamy termin powrotu Lindgrena
Jest nowy sędzia w PGE Ekstralidze

Źródło artykułu: