Tajemnicę zabrał do grobu. Przyjaciel mówi o szoku i niedowierzaniu [WYWIAD]

- Był ostatnią osobą, którą posądziłbym o to, że jest zdolna do czegoś takiego. Widziałem przecież, jak bardzo pasjonował się występami córek w zawodach tenisa ziemnego - wspomina Tomasza Jędrzejaka jego przyjaciel Mariusz Cieśliński.

Maciej Kmiecik
Maciej Kmiecik
Na zdjęciu od lewej: Mariusz Cieśliński, Maciej Janowski i Tomasz Jędrzejak Archiwum prywatne / Mariusz Cieśliński / Na zdjęciu od lewej: Mariusz Cieśliński, Maciej Janowski i Tomasz Jędrzejak
Tomasz Jędrzejak był jednym z czołowych polskich żużlowców. W 2012 roku został indywidualnym mistrzem Polski. Jego kariera była pełna wzlotów i upadków. Środowiskiem żużlowym wstrząsnęła wiadomość o jego samobójczej śmierci. 14 sierpnia 2018 roku, miesiąc po swoich 39. urodzinach odebrał sobie życie w przydomowym warsztacie.

Gdyby żył, obchodziłby właśnie 43. urodziny. Tomasza Jędrzejaka wspomina Mariusz Cieśliński, utytułowany były zawodnik w sztukach walki, zawodowy mistrz świata w boksie tajskim, a obecnie trener przygotowania fizycznego w Betard Sparcie, przyjaciel byłego kapitana wrocławskiej drużyny.

Maciej Kmiecik, WP SportoweFakty: Jak się pan poznał z Tomaszem Jędrzejakiem?

Mariusz Cieśliński, były zawodowy mistrz świata w boksie tajskim, trener przygotowania fizycznego Betard Sparty Wrocław: Tomka pierwszy raz spotkałem jeszcze, kiedy jeździł w Częstochowie przed przyjściem do Wrocławia. Pamiętam go jako młodego chłopaka z kędzierzawymi włosami. Pomimo tego, że jeszcze wtedy się nie znaliśmy, biła od niego taka wyjątkowa aura. Tomek był wówczas juniorem, a już dało się odczuć, że to charyzmatyczna osoba.

ZOBACZ WIDEO Patryk Dudek zdradził, ile silników dokupił w czasie sezonu. Czy to najlepszy czas w karierze?

Kiedy się zaprzyjaźniliście?

Gdy trafił już do Wrocławia, poznaliśmy się bliżej i zaprzyjaźniliśmy.

Szybko zaskarbił pan jego zaufanie?

Szybko złapaliśmy wspólny język. Połączyła nas pasja do sportu. Tomek, oprócz tego, że sam był żużlowcem, kręciły go również inne dyscypliny sportu. Znana była przecież jego pasja do piłki nożnej, w którą sam grał, a także bardzo pasjonował się nią z pozycji kibica.

Miał nawet swoją drużynę w amatorskiej lidze w Ostrowie…

Z tym wiąże się także anegdotka, bo w Sparcie mieliśmy taki cykl przygotowań, że pracowaliśmy pomiędzy sezonami od wtorku do piątku na zgrupowaniach we Wrocławiu, a na weekend zawodnicy wracali do domów. Zawsze przez weekend drżeliśmy, czy Tomek czegoś – mówiąc kolokwialnie – nie nawywija podczas meczu swojej drużyny. Grając w piłkę we Wrocławiu przy okazji treningów, znaliśmy umiejętności i charakter Tomka. Wiedzieliśmy, że to był gość, który nogi na boisku nie cofał. Obawialiśmy się zatem, czy nie nabawi się kontuzji poza torem żużlowym.

Zgodzi się pan z opinią, że Tomasz Jędrzejak miał smykałkę nie tylko do sportu żużlowego, ale sprawdzał się świetnie także w innych dyscyplinach?

Oczywiście. To był multiatleta, jak większość Spartan, którzy potrafią dobrze radzić sobie zarówno w grach zespołowych, są dobrzy pod względem wytrzymałościowym czy świetnie radzą sobie chociażby w górach. Z wyprawą w góry i Tomkiem wiąże się zresztą inna anegdotka.

Zamieniam się w słuch…

Schodziliśmy swego czasu na zgrupowaniu w dół w stronę schroniska pod Łabski Szczyt. Momentalnie zrobiła się mgła niczym mleko. Widoczność była na niespełna metr. Odpaliliśmy tylko GPS-a i szliśmy niemalże po omacku. Nie dość, że była mgła, to śniegu leżało tyle, że nie widać było tyczek wyznaczających szlak. Pamiętam z tej wyprawy tekst Tomka, który trochę z przerażeniem w oczach zapytał mnie: Mario, panujesz nad tym?

A panował pan? Teraz po latach mogę to wspominać z uśmiechem, jako jedno z przeżyć z Tomkiem, ale wtedy do śmiechu nam nie było. Nie są to może wysokie góry, ale pogoda była taka, że musieliśmy iść prawie w ciemno. Wiedzieliśmy, gdzie idziemy, ale nie pękliśmy. Wybraliśmy drogę, kierując się azymutem, ale doszliśmy do tego schroniska. Były momenty, że musieliśmy się przeprawić przez strumień, gdzie mieliśmy śniegu po pas, ale daliśmy radę.
Mariusz Cieśliński z Tomaszem Jędrzejakiem podczas jednej z wypraw w góry. Fot. Archiwum prywatne Mariusza Cieślińskiego Mariusz Cieśliński z Tomaszem Jędrzejakiem podczas jednej z wypraw w góry. Fot. Archiwum prywatne Mariusza Cieślińskiego
Wracając jeszcze do Tomasza Jędrzejaka, imponował tężyzną fizyczną i chyba nie było ćwiczenia, którego by nie wykonał? Pewnie, że tak. Nie było dla niego żadnych barier. Jak się pojawiała, to zaraz chciał ją pokonać.

Rozumiem, że oprócz wspólnej sportowej pasji, rozmawialiście także na inne tematy?

Przyjaźniliśmy się, więc było to naturalne. Tomek często mówił mi, że imponował mu Marek Piotrowski jako człowiek, sportowiec i charyzmatyczna postać polskiego sportu. Był wzorem dla sportowców z innych dyscyplin za tę niezłomność i charakter, którą przejawia dziś w walce o powrót do zdrowia. Sport wyczynowy odbił się trochę na jego organizmie. Wyczynowi sportowcy płacą niestety często wysoką cenę za swoją pasję. Marek Piotrowski nigdy się nie poddawał i zawsze parł do przodu. Widziałem, że tacy ludzie byli sportowymi bohaterami dla Tomasza Jędrzejaka.

Pan też był jego sportowym bohaterem jako mistrz różnych sztuk walki?

Na pewno go to też kręciło. Kibicował mi, jeździł nawet na moje walki. Będąc w Sparcie trenerem, uprawiałem jeszcze czynnie sport. Z Tomkiem nawzajem sobie kibicowaliśmy. Wspierał mnie jak mógł. Wiedziałem, że miałem jednego kibica więcej. W drugą stronę to też działało, bo ja również kibicowałem zawsze Tomkowi.

Po tym, co się stało w sierpniu 2018 roku, pewnie wielu z nas, znajomych Tomasza Jędrzejaka, jego przyjaciół, zadawało sobie pytania, czy były oznaki jego choroby, czy depresja dawała jakieś symptomy? Czy po czasie, odtwarzając sobie wasze rozmowy, zastanawiał się pan, czy było coś, co mogło zwiastować nadchodzącą tragedię?

Absolutnie nic takiego nie dostrzegłem. Podstępnie choroba zabrała nam wszystkim Tomasza. To była ostatnia osoba, którą posądziłbym o to, że jest zdolna do czegoś takiego. Widziałem przecież, jak bardzo Tomek pasjonował się występami córek w zawodach tenisa ziemnego. Opowiadał o tym z ogromnym przejęciem i pasją. Widać było, jak ogromną frajdę i radość daje mu obserwowanie postępów sportowych swoich dzieci.

Nic nie wskazywało na dramat, który miał się rozegrać…

Samobójstwo to była ostatnia rzecz, o którą mógłbym go posądzić.

Kiedy odszedł z Wrocławia, mieliście nadal kontakt?

Oczywiście, dzwoniliśmy do siebie. Rozmawialiśmy m.in. o tym, że w Rzeszowie będzie jeździł razem z Gregiem Hanckokiem, z którym znaliśmy się przecież z czasów jazdy Amerykanina w Sparcie. Dla każdego sportowca zmiana otoczenia po tylu latach ma znaczenie. Z rozmów z Tomkiem wynikało, że cieszył się, że będzie jeździł w jednym zespole z Gregiem Hanckokiem. To były w zasadzie nasze ostatnie kontakty. Często dzwoniliśmy do siebie i rozmawialiśmy.

Jak się pan dowiedział o tym, co stało się 14 sierpnia 2018 roku, to co pan sobie pomyślał? Dla wszystkich był to szok, a dla osób, które przyjaźniły się z Tomaszem Jędrzejakiem pewnie to niedowierzanie było jeszcze większe?

Nie mogłem w to uwierzyć i nie docierało to do mnie. W życiu już trochę przeżyłem, bo straciłem zarówno siostrę, jak i brata. Brat zmarł nagle, a siostra po chorobie. Na odejście siostry człowiek się przygotowywał, ale i tak nigdy nie ma na to właściwego momentu. Tak samo z bratem, gdy zmarł nagle. Szok i niedowierzanie jest zawsze. My jako przyjaciele pewnie inaczej to też odczuwaliśmy w stosunku do śmierci Tomasza Jędrzejaka. Kibice czy znajomi inaczej to przeżyli. Najbardziej jednak tę nagłą i szokującą śmierć przeżyła rodzina i osoby, które były jeszcze bliżej niż ja. Na coś takiego nie da się przygotować. To zawsze jest szokiem.

Choć niedługo miną cztery lata od jego śmierci, to pewnie wciąż jak echo powraca pytanie, dlaczego?

Tomek odszedł z tą tajemnicą i nie ma co już tego roztrząsać.

Zobacz także:
Kto doprowadził żużel pod ścianę
Legenda załamana słowami ministra o Rosjanach

Gdzie szukać pomocy?

Jeśli znajdujesz się w trudnej sytuacji i chcesz porozmawiać z psychologiem, dzwoń pod bezpłatny numer 800 70 2222 całodobowego Centrum Wsparcia dla osób w kryzysie. Możesz też napisać maila lub skorzystać z czatu, a listę miejsc, w których możesz szukać pomocy, znajdziesz TUTAJ.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×