Mateusz Makuch, WP SportoweFakty: Odnieśliście wysokie zwycięstwo z Arged Malesą, ale czy ze wszystkiego co się działo na torze, z postawy zawodników jest pan zadowolony?
Lech Kędziora, trener zielona-energia.com Włókniarza Częstochowa: Nie do końca. Nie chciałbym dyskredytować zespołu z Ostrowa, ale jechaliśmy tak jak rywal pozwalał, a pozwalał na dużo. Dla nas najważniejszy jest nasz kolejny przeciwnik, czyli Motor Lublin. Wrócił do nas "Fredka" Lindgren, który też jest nam potrzebny. Sytuacje różnie mogą się podziać w naszym zespole, bo, odpukać jest to sport urazowy. Sądzę, że ze swojej strony zrobiłem wszystko, co należało, choć pewnie za chwilę zapyta mnie pan, dlaczego w biegu nominowanym nie pojechał Mateusz Świdnicki...
To tu pana zaskoczę, bo w ogóle nie zdziwiło mnie to, że pojechał Fredrik Lindgren. Po pierwsze wraca do ścigania po przerwie, a po drugie, jak na moje oko, nieco męczył się w swoich biegach i dodatkowy start mógł mu się przydać.
To było widać. I tyle. Dlatego otrzymał kolejny wyścig. W tym miejscu wracam do naszego następnego meczu z Motorem. Fredrik musi się z powrotem wjeździć po tej przerwie. Potrzebujemy go.
ZOBACZ WIDEO Historia pewnej przyjaźni. Ze Zmarzlikiem łączy go prawie wszystko
A czy ten tor od początku był taki, jakiego chcieliście?
Nie był to taki nasz tor, który powinien być na spotkanie z Motorem. Musimy nad tym popracować. Przed meczem z Arged Malesą mieliśmy na to trochę mało czasu. Niedługo przed nim zdjęto nam status meczu zagrożonego i robiliśmy wszystko, żeby tor był "częstochowski", do ścigania. Przeciwnik nie dał nam jednak satysfakcji, abyśmy obejrzeli ciekawe wyścigi, bo było tylko parę mijanek. Na pocieszenie pozostaje tylko rekord toru Kacpra Woryny.
A czy wpływ na to, że tor zwłaszcza na początku zawodów odbiegał od oczekiwanego miał fakt, że w czwartek rozłożono na nim plandekę?
Zburzyło nam to nasze przygotowania. Tor musiał być ubity, przygotowany wedle przepisów w przypadku meczu zagrożonego. Do tego doszła plandeka. Jej rozłożenie, a później zdemontowanie jest czasochłonne. Czyniliśmy jednak wszystko, by zbliżyć warunki do tego, jakich chcemy na spotkaniu z Motorem Lublin, ale jak sam pan zauważył, potrzebujemy wykonać jeszcze pewne poprawki.
Dużo wspomina o meczu z Motorem Lublin. Dlaczego on jest dla pana tak ważny? Przecież play-offy już macie.
Ale to nie wszystko. My musimy się do tych play-offów przygotować, a jeszcze nie jesteśmy przygotowani w pełni. Nie wiemy np. czy "Fredka" znowu nie zachoruje. Mam nadzieję, że nie. Mamy zaufanie do niego i liczę, że on to doceni.
Czy ewentualna wygrana nad Motorem da wam, mówiąc kolokwialnie, "kopa"?
Sądzę, że to zwycięstwo dodałoby nam wiary w siebie. Że uwierzymy w to, że jesteśmy w stanie w tym sezonie powalczyć o najwyższe cele.
Zastanawiał się pan już nad tym, z kim najlepiej byłoby się spotkać w ćwierćfinale? Pojawiają się opinie, że najbardziej wymagającym rywalem dla Włókniarza byłaby Stal Gorzów.
No, a jak na nich trafimy, to co zrobimy? Nic, poza tym, że stawimy im czoła. Na razie jeszcze nie myślę o przeciwniku w I rundzie play-off. Póki co czekam na mecz z Motorem i to spotkanie jest dla mnie w tej chwili najważniejsze.
W ostatnim czasie niesamowitą robotę dla Włókniarza robi Jakub Miśkowiak. Niedawno w rozmowie powiedział mi, że w jego przypadku warto kuć żelazo póki gorące i gdy dobrze mu idzie, to chciałby, by trener puszczał go w każdej serii startów.
Oczywiście, że mam to na uwadze. Przede wszystkim jednak trzeba zwracać uwagę na to, jak układa się mecz. Wyjaśniliśmy sobie pewne kwestie z Jonasem Jeppesenem, który miał do mnie duży żal, że nie dostawał szans startów. Zmienił tunera i to poskutkowało. Pomimo że był już skreślany, w ostatnich dwóch meczach pokazał się z walecznej strony.
To ciekawy wątek. Co to była za rozmowa?
Chodziło przede wszystkim o jego podejście. Z nim kontakt jest trudny, bo jest trochę zamknięty w sobie. Zależy mu jednak na tym, aby pokazać się z jak najlepszej strony i we Wrocławiu walczył jak równy z równym. Jonas podejście do żużla ma takie typowo duńskie, czyli myśli, że bez względu na rezultat w biegu będzie otrzymywać kolejne szanse. Tymczasem w PGE Ekstralidze panują inne warunki. Mam nadzieję, że dotarło do niego, że musi walczyć.
Kiedy ta rozmowa miała miejsce? Po tym wywiadzie w Canal+ Sport5 podczas meczu z gorzowską Stalą, gdy narzekał, że trener nie chce mu dać innego numeru, że otrzymuje za mało szans itd.?
No i dostał wszystko to, co chciał. Spełniamy marzenia zawodników. Oczywiście tu żartuję, bo Jonas po prostu pokazał, że jak chce, to umie się ścigać. Zdobył we Wrocławiu dla nas bardzo ważne punkty.
Wcześniej oglądaliśmy obrazki z parku maszyn, gdy trener informował Jonasa, że nie jedzie, to on w dość ostentacyjny sposób okazywał swoje niezadowolenie.
Nie dziwię mu się, bo przecież każdy chciałby się ścigać tak jak w Danii, gdzie jedzie się pięć, sześć czy nawet siedem wyścigów. W Ekstralidze obowiązują inne realia i wszystkim nie dogodzimy. Dla mnie najważniejszy jest wynik drużyny, a to nie jest liga duńska, gdzie bez względu na wyniki się jedzie. Tu trzeba reagować od razu, bo gdy tego nie zrobię, to dostaję burę, tak jak po meczu w Grudziądzu, gdzie Jonas pojechał cztery razy.
Rozmawiał Mateusz Makuch, WP SportoweFakty
Czytaj również:
- Trener Arged Malesy po blamażu. Tłumaczy brak rezerw taktycznych
- Wciąż nie ma mocnych na Motor. GKM został błyskawicznie obdarty z nadziei