Piłkarze już nie zarabiają najwięcej w Polsce. Gigantyczne podwyżki w innej dyscyplinie

PAP / Na zdjęciu: piłkarz Rakowa Częstochowa Deian Sorescu (P) i Artur Jedrzejczyk (L) z Legii Warszwa
PAP / Na zdjęciu: piłkarz Rakowa Częstochowa Deian Sorescu (P) i Artur Jedrzejczyk (L) z Legii Warszwa

Choć to piłkarska PKO Ekstraklasa wciąż jest najpopularniejszą polską ligą sportową, to jednak występujący w niej zawodnicy mogą z zazdrością patrzeć na swoich kolegów z... żużlowej PGE Ekstraligi. Zarobki żużlowców poszybowały mocno w górę.

Tegoroczna giełda transferowa w PGE Ekstralidze rozpoczęła się rekordowo wcześnie, ale to niejedyne rekordy ustanowione w ostatnich tygodniach przez przedstawicieli żużlowych klubów. Ten drugi rekord dotyczy stawek na kontraktach, oferowanych już nie tylko czołowym zawodnikom świata, ale także ligowym średniakom. Konkurencja w lidze jest tak ogromna, a żużlowców tak mało, że nikt nie może pozwolić sobie na stratę jeźdźców z dłuższym stażem w elicie, a to powoduje absurdalną licytację.

Gigangtyczne pieniądze nawet dla najsłabszych w lidze

Efekt jest taki, że w przyszłym roku na palcach jednej ręki będzie można policzyć podstawowych seniorów ekstraligowych ekip, którzy dostaną kontrakt opiewający na mniejszą kwotę niż 500 tysięcy złotych za sam podpis na umowie i pięć tysięcy złotych za każdy zdobyty punkt. Przy założeniu, że taki zawodnik będzie w stanie zdobyć w sezonie od 120 do 150 punktów, wychodzi, że jego roczny przychód wyniesie w takich przypadkach 1,1-1,25 mln złotych. Na tak "marne” warunki, to jednak absolutne minimum, na które mogą liczyć tylko zawodnicy, którzy mają za sobą kilka słabszych sezonów lub dopiero wchodzą do najlepszej żużlowej ligi świata i wciąż muszą udowodnić swoją klasę.

W przypadku większości żużlowców mowa o zdecydowanie większych pieniądzach, które nie są dostępne nawet dla najlepszych piłkarzy polskiej ligi. Zgodnie z informacjami portalu salarysport.com, w ostatnim czasie w PKO Ekstraklasie tylko trzech piłkarzy mogło liczyć na zarobek przekraczający nieznacznie dwa miliony złotych rocznie (cała trójka to zawodnicy Legii Warszawa - Artur Jędrzejczyk, Bartosz Kapustka i Filip Mladenović). W 18-zespołowej lidze znajdzie się jednak zaledwie nieco ponad 10 zawodników, którzy mogą zarobić w rok więcej niż 1,7 mln złotych.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: 93. minuta. Wynik? 0:0. I nagle coś takiego!

Żużlowcy patrząc na takie kwoty, nie muszą mieć żadnych kompleksów, bo w kolejnym sezonie szansę na zarobienie przynajmniej 1,8 mln złotych będą mieli praktycznie wszyscy kluczowi zawodnicy, sześciu drużyn uczestniczących w fazie play-off. W czołowych klubach PGE Ekstraligi nikogo nie dziwią już zarobki rzędu 0,6-1 mln złotych za podpis i 6-10 tysięcy złotych za każdy zdobyty punkt. Przy 20 meczach i solidnej średniej na poziomie 10 punktów na mecz, wychodzi minimalnie 1,8 mln złotych, a w optymistycznym wariancie ponad 3 mln złotych.

Najwięcej zarobią ci, którzy zmienili kluby

Najlepiej zarabiającymi zawodnikami będą w przyszłym roku ci, którzy niedawno zdecydowali się na zmianę barw klubowych, bo w takich przypadkach szaleńcza licytacja daje szansę na zarobienie przynajmniej 300-400 tysięcy więcej niż wskazywałaby na to wartość rynkowa takich zawodników. Klasą samą w sobie będzie oczywiście Bartosz Zmarzlik, który zmieniając Moje Bermudy Stal Gorzów na Motor Lublin pobije kolejny rekord (w tym roku zarobi około 4 mln złotych). Podwyżka musi być gigantyczna, skoro zawodnik już na tak wczesnej fazie sezonu zdecydował się na opuszczenie macierzystego klubu i przenosiny do oddalonego o 700 kilometrów Lublina.

Stratni na zmianie klubu nie będą na pewno także Mikkel Michelsen, Piotr Pawlicki, Max Fricke, a jeśli każdy z nich podoła zadaniu postawionemu przed nimi w nowych zespołach, będą mogli spokojnie zbliżyć się do trzech milionów złotych. Wygranymi tej giełdy transferowej są także Martin Vaculik i Anders Thomsen, którzy co prawda nie zmienili otoczenia, ale dzięki trudnej sytuacji Stali Gorzów, zdołali wynegocjować wysokie podwyżki. W przypadku Duńczyka, w środowisku mówi się nawet o blisko podwójnym wzroście przewidywalnych zarobków. W piłkarskiej lidze takie wzrosty zarobków są tylko marzeniem.

Rozgrywki żużlowe cały czas się rozwijają, a pod względem wzrostu płac czołowych zawodników, nikt nie ma szans rywalizować z żużlowcami. Od kilku lat wartości kontraktów czołowych żużlowców systematycznie rosną, przynajmniej o 200-300 tysięcy złotych rocznie.

PGE Ekstraliga to nie wszystko

Warto dodać, że najlepsi piłkarze PKO Ekstraklasy, by zbliżyć się do wspomnianych dwóch milionów złotych rocznie, muszą wziąć udział w przynajmniej 40 meczach, wliczając ligę i puchary. Żużlowcy z kolei większe pieniądze są w stanie zainkasować za dwukrotnie mniejszą liczbę spotkań, ale nie mogą pozwolić sobie na dłuższą przerwę od startów, bo ich wynagrodzenie jest uzależnione od zdobytych punktów w kolejnych meczach.

To jednak nie koniec możliwych przychodów dla żużlowców, bo zgodnie z przepisami PGE Ekstraligi, każdy z nich zawodników może regularnie startować także w jednej lidze zagranicznych i zawodach indywidualnych. Najbardziej popularna jest liga szwedzka, gdzie za regularne występy, zawodnicy mogą zgarnąć nawet 500 tysięcy złotych rocznie. Po ostatnich podwyżkach, finansowo opłaca się także jazda w GP, gdzie można zarobić dodatkowe 500-600 tysięcy złotych. Do tego dochodzą umowy ze sponsorami i starty w drużynach narodowych.

Mają duże koszty, ale i tak zarabiają więcej

Oczywiście porównując zarobki piłkarzy i żużlowców, należy wziąć pod uwagę, że ci pierwsi nie ponoszą praktycznie żadnych kosztów, a wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy opłaca im klub. Żużlowcy są z kolei przedsiębiorcami, którzy sami muszą zapewnić sobie sprzęt, opłacić zespół mechaników, czy opłacić dojazdy na każde zawody i treningi. W przypadku najbardziej zajętych jeźdźców, mowa o wydatku rzędu miliona złotych rocznie. 120 tysięcy rocznie kosztuje zatrudnienie jednego mechanika, a najlepsi mają ich nawet trzech, 250 tysięcy złotych kosztuje pięć motocykli na jeden sezon, a pozostałe koszty są związane z eksploatacją sprzętu i logistyką.

Jednak nawet biorąc pod uwagę duże wydatki, żużlowcy nie mają prawa narzekać i mogą się cieszyć z wyższych zarobków niż podstawowi piłkarze PKO BP Ekstraklasy. Patrząc na tempo, w jakim rosną wynagrodzenia bohaterów żużlowych torów, należy się spodziewać, że niedługo ich zarobki będzie można ich porównywać nie z piłkarzami Ekstraklasy, ale jeszcze lepszych europejskich lig.

Mateusz Puka, WP Sportowefakty

Czytaj więcej:
Polacy blisko katastrofy. Zdecydował ostatni wyścig
ROW z pierwszym porozumieniem

Źródło artykułu: