Ukrainiec mówi, co dzieje się 15 kilometrów od granicy z Polską. We wtorek spadły tam bomby

Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Andrij Karpow
Archiwum prywatne / Na zdjęciu: Andrij Karpow

Rosjanie kolejny raz skierowali rakiety na cele tuż przy naszej granicy. Mowa o jednej bombie, która we wtorek spadła w rejonie czerwonogrodzkim. O sytuacji opowiada nam mieszkaniec Czerwonogradu Andrij Karpow.

W tym artykule dowiesz się o:

Ukraiński żużlowiec od początku wojny przebywa właśnie w Czerwonogradzie, a przez wojnę do teraz nie dostał zgody na opuszczenie swojego kraju. Zawodnik nie mógł nawet reprezentować Ukrainy w niedawnym finale Speedway of Nations, nie mówiąc już o regularnych występach w barwach Texom Stali Rzeszów.

Sportowiec ma gigantyczny problem, bo przez wojnę stracił jedyne źródło dochodu, a sytuacja gospodarcza na Ukrainie jest na tyle zła, że trudno znaleźć pracę, za którą można byłoby utrzymać rodzinę. Dodatkowo ludzie coraz częściej boją się wychodzić z domu.

- Dużo ludzi w Polsce myśli, że sytuacja na zachodzie Ukrainy już się ustabilizowała, ale to absolutne kłamstwo. Z każdym dniem jest coraz gorzej. Wczoraj niedaleko Czerwonogradu spadła bomba, ale dla nas nie jest to nic nowego, bo praktycznie codziennie słychać przeraźliwy dźwięk syren, a co jakiś czas spadają tu bomby. Żyjemy w ciągłym strachu, bo nie wiadomo, gdzie jutro mogą trafić kolejne rakiety. Na szczęście tym razem bomba spadła z dala od miasta i przynajmniej na razie nie słychać o żadnych ofiarach. Rosjanie robią to jednak celowo i za nic mają życie cywili - mówi Andrij Karpow, który od początku wojny stara się pomagać wojsku oraz rozwozić dary dla najbardziej potrzebujących.

Tych w zachodniej Ukrainie nie brakuje, bo w tamte rejony trafiło sporo osób, które w wyniku wojny na wschodzie Ukrainy straciły cały swój dobytek. Jednak nawet w nowym miejscu nie mogą się czuć zupełnie bezpiecznie.

- Po ostatnich atakach na centra handlowe zdecydowałem, że będę trzymać się z dala od takich miejsc. Wielu ludzi myśli zresztą podobnie i na ulicach nie ma zbyt dużego ruchu. Wszyscy mamy świadomość, że to nie koniec rosyjskiego bestialstwa i takie ataki, jak ten wtorkowy, będą się niestety powtarzać - dodaje 35-letni żużlowiec.

Ostatnio Ukrainiec na WP SportoweFakty opowiedział nieco więcej o sytuacji gospodarczej jego kraju. Okazuje się, że drożyzna i inflacja jeszcze mocniej niż w Polskę, uderzyły w Ukrainę. Sytuacja jest tam na tyle zła, że w sklepach zaczyna brakować produktów, a wiele półek jest pustych.

To jednak nie ma wpływu na postawę narodu, który robi wszystko, by wygrać wojnę i odzyskać swoje terytoria. Wielu zwykłych ludzi, a także sportowców, ma zakaz wyjazdu z kraju, bo praktycznie w każdej chwili mogą zostać powołani do wojska.

Czytaj więcej:
Apator Toruń zamknął skład na kolejny sezon
Polak wspomina przesiedlenie do Wrocławia