Michał Gałęzewski, WP SportoweFakty: Czy jest pan zadowolony z meczu, który był dla pana realnym powrotem do ścigania po kontuzji?
Jakub Jamróg, zawodnik Zdunek Wybrzeża Gdańsk: Skupiałem się mocno na starcie. Ścigałem się z chłopakami na treningu i wiedziałem, że jazda w kontakcie nie jest jeszcze dla mnie komfortowa. Przede wszystkim chodzi o sytuacje, gdy przy wejściu w łuk jadąc na równo z innym zawodnikiem trzeba wystawić nogę w ciężkim materiale. Wtedy nie mam mocy w nodze i jeszcze długo jej nie będę miał.
Mój mięsień czworogłowy jest słabszy i po operacji odbudowa mięśnia trwa miesiącami. Nie chciałem narażać siebie i innych zawodników, dlatego było widać jak w jednym z biegów odpuściłem. Jadąc z przodu było dużo bardziej komfortowo. Z tego wszystkiego tragedii nie było. Dojechałem cało i zdrowo, jako drużyna wygraliśmy. W rewanżu to nie my będziemy musieli gonić.
ZOBACZ WIDEO Apator popełnia błąd, oddając Holdera? Rutkowska-Konikiewicz: Robił wszystko, żeby zostać
Gdybyście zdobyli 2-3 punkty więcej sytuacja byłaby inna?
W kontekście wygrania dwumeczu trzeba było wygrać różnicą dwudziestu punktów, by móc "bimbać" i jakoś dowozić punkty w rewanżu. Czy 3 punkty czy 6, można to odrobić w bieg lub dwa. Będziemy dążyć do tego, by awansować do kolejnej fazy. Pierwszym planem jest zwycięstwo i bezpośredni awans, drugim walka o "lucky loosera".
Od wielu spotkań Zdunek Wybrzeże ma taką strukturę składu, by najpierw lekko przegrywać, a później atakować wygraną, gdy słabsi zawodnicy mają już mniej biegów przed sobą. Jak to wygląda z perspektywy zawodnika?
W niedzielę byłem wyłączony i mocno się ograniczyłem, skupiając energię na sobie. Siedziałem w boksie i oglądałem wyścigi w telewizji i mocno skupiałem się na odpoczynku tym bardziej, że pojechałem sześć razy i z każdym kolejnym biegiem noga jest bardziej zmęczona. Ciężko mi ocenić przebieg tego spotkania. W normalnych warunkach chodzę, biegam, prawie wskakuję na drzewa, by dopingować kolegów. Teraz skupiałem się na sobie.
Mimo wszystko ciężko jest wygrać w trójkę, gdy brakuje punktów juniorów i zawodników U-24?
Oczywiście, że tak. Brzemię wyniku jest piekielnie ciężkie. Jedziemy tak cały sezon i ani juniorzy, ani Wiktor nie zaskakują, tak to wygląda. Najbardziej żałujemy braku Adriana Gały tym bardziej, że jego forma sprzed wypadku była piorunująca. To bardzo ciężki temat, on by pojechał pięciokrotnie, więc zastąpienie go w pełni, to ciężkie zadanie. Na początku sezonu też wszyscy widzieliśmy jak to wyglądało, gdy jechaliśmy jako zastępstwo zawodnika za Wiktora Kułakowa. Wracamy do pozycji wyjściowej.
Wróćmy do stanu pana zdrowia. W piątek będzie lepiej? Są postępy z dnia na dzień?
Na pewno będzie lepiej, bo ani razu przy tej kontuzji nie miałem stagnacji lub pójścia na dół. Parę razy mocno pracowaliśmy na siłowni, wieczorem bywała tragedia, ale już rano minimalnie lepiej. Dopóki nie zrobię sobie lekkiego mikrourazu na torze, będzie to szło do przodu. Mówimy tu o odbudowie mięśnia, więc to proces długotrwały i nie będzie on nagle sprawny na 100 procent, ale ja czuję po treningach, bo trenowałem od czwartku i już czuję się inaczej i procenty idą do góry.
Timo Lahti ogłosił już pozostanie w Gdańsku na sezon 2023. Jak to wygląda w pana przypadku?
Ja i klub skupiamy się na ćwierćfinale. Dużo mówi się o transferach, ale należy tu spojrzeć w kalendarz, do listopada jest sporo czasu.
Czytaj także:
Zagar mówi, że sędzia popełnił błąd
Przyjemski o walce z bólem