Menadżer legendarnego mistrza: Strata Wembley to punkt zwrotny. Jest stadion idealny dla żużla

WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Principality Stadium w Cardiff
WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Principality Stadium w Cardiff

Przed nami 20. edycja Grand Prix Wielkiej Brytanii w Cardiff. Miejsce, które zastąpiło Wembley, jest nadal ważne dla żużla, choć wiele lat temu nie miało właściwie nic wspólnego z tym sportem.

W tym artykule dowiesz się o:

Konrad Mazur, WP SportoweFakty: Już w sobotę Grand Prix Wielkiej Brytanii zawita do Cardiff po raz dwudziesty. Trochę się to opóźniło, ze względu na pandemię. Co panu od razu kojarzy się z Cardiff?

Peter Oakes, promotor żużla w Wielkiej Brytanii, autor książek, menadżer Ivana Maugera, 6-krotnego IMŚ: Mieszkałem w Cardiff, kiedy byłem młody, do końca 1966. Początkowo moja żona pracowała w sklepie z zabawkami, w centrum. Moja córka też się tu urodziła. Pamiętam jeszcze ten stadion, który nie przypominał dzisiejszego kształtu Millenium (Principality). To w ogóle nie miało nic wspólnego z żużlem. To był stadion do rugby i piłki nożnej. Pracowałem na głównej ulicy miasta, więc pod bokiem miałem ten obiekt. Gdy tu przyjeżdżam, to zawsze czuje się jak w domu. Po raz pierwszy Millenium zobaczyłem podczas FA Cup w 2001. I to zrobiło na mnie wielkie wrażenie. To tylko trzy minuty drogi od centrum miasta, lepiej jak na Wembley, tam było jakieś 10-12 mil od centrum. Żeby się tam dostać musiałeś złapać pociąg, metro, podwózkę, cokolwiek, to było problematyczne. Wchodząc do Cardiff masz wszystko od razu. Wkraczasz do centrum, a ten stadion obezwładnia cię. Czekasz na to Cardiff, na ten wspaniały obiekt, by tam wejść i go poczuć.

Po tym jak był ostatni jednodniowy finał na Wembley, to mistrzostwa odbywały się na różnych naturalnych torach i lokalnych stadionach, ale żaden z nich nawet na chwilę nie zbliżył się do tego, co oferuje Cardiff. Ta atmosfera i ruch, który jest w centrum sprawia, że jesteś częścią czegoś wielkiego.

ZOBACZ WIDEO Marek Kępa: Kluby powinny sobie radzić bez KSM

W Cardiff każdy zawodnik czuje się jak w domu, jest przywitany z godnością. Publika jest bardzo zróżnicowana. Podejrzewam, że w Polsce 95 proc. wsparcia idzie dla polskich żużlowców. Nie wierzę, że żaden zawodnik nie czuje atmosfery w Cardiff. Nie da się przejść obok tego obojętnie.

Cardiff gościło najlepszych żużlowców świata 19 razy. Co pana zdaniem Principality Stadium ma w sobie wyjątkowego, jakie rzeczy i chwile pamięta pan najlepiej?

Grand Prix w Cardiff to elektryzująca rozrywka, która po części przypomina jednodniowe finały Wembley. BSI sprawiło, że runda GP stała się czymś okazjonalnym. Niesamowite prezentacje i parady, wsparte występami najpopularniejszych gwiazd muzyki w Wielkiej Brytanii. Cardiff ma już niewiele mniej edycji, niż odbyło się finałów na Wembley. To największe wydarzenie w kalendarzu brytyjskiego żużla. Cardiff poza krótkim epizodem ligowym (Cardiff Dragons - dop. red.) zaraz po wojnie, nie miało żadnych tradycji żużlowych, a dziś ją buduje i gdy mówisz o Cardiff, zawsze kojarzy ci się żużel. Pierwsza edycja była dla mnie najbardziej pamiętna, oczywiście nie da się zapomnieć wyczynu Chrisa Harrisa, gdy przebija się z tyłu na ostatnich centymetrach przed Grega Hancocka. Tony Rickardsson, który pojechał jak w beczce śmierci, czy Jason Crump, który przeszedł całe zawody niepokonany. Wypadek Woffindena, kiedy walczył o tytuł. Jest jeszcze jedna rzecz. Gdy byłem menadżerem kadry do 21 lat, to organizowaliśmy też zawody dla młodych zawodników poniżej 16 lat. Dzieciaki były szczęśliwe, że mogą tu być i mieć swoje mistrzostwa świata. Jednym z tych chłopaków był Robert Lambert i wygrał te zawody. Wiemy, że wrócił tu jako dorosły i pełnoprawny uczestnik cyklu. To piękna historia.

Widzi pan jakieś minusy Cardiff albo coś, co można poprawić?

Tor w pierwszych latach nie był najlepszy. Nie powiem, że niebezpieczny, ale nie ułożony, do doskonałego ścigania. Jedyny minus Cardiff? Nie ma tyle ludzi, co na Wembley, 80 tysięcy w tej świątyni żużla wyglądałoby zabójczo.

W Wielkiej Brytanii rywalizuje się na wielkim stadionie, to jeden z dwóch w całym cyklu. Z pewnością pojawiają się głosy, że GP mogłoby być w Manchesterze, bo to znakomity tor do ścigania. Czy uważa pan, że Cardiff to już nieodłączny element kalendarza i czy w ogóle da się go zastąpić?

Cardiff nie da się zastąpić. Nie chciałbym, aby w ogóle się to stało. Jeżeli już rozmawiamy o tym w kategorii rozważań, to trzeba by było się przenieść na olimpijski stadion w Londynie albo Tottenhamu. Natomiast bardzo ciekawym pomysłem byłyby dwie rundy, druga rozgrywana na Belle Vue. W sumie, takim moim marzenie pozostaje stadion, w którym tor z Manchesteru znajduje się na obiekcie w Cardiff. To idealne zestawienie dla Brytyjczyków. Każdy z kibiców byłby zachwycony. Wielki obiekt i genialny tor, to by było coś! Manchester to najlepszy tor do ścigania w Anglii, ale schodząc na ziemię, to Belle Vue może pomieścić maksymalnie 10 tysięcy ludzi. To byłaby opcja na GP Europy. Uważam, że oba miejsca, by mogły się sprawdzić. Cardiff musi pozostać jako ten główny event. Skoro Polska dysponuje aż czterema rundami, dlaczego nie spróbować dwóch w Wielkiej Brytanii, bo jedno jest właściwie w Walii (uśmiech).

Mówiąc o brytyjskim żużlu nie można nie wspomnieć Wembley. Ten legendarny dla żużla stadion gościł wiele wspaniałych finałów. Nie każdy miał możliwość obejrzeć Wembley, jeśli miałby pan opisać wyjątkowość Wembley, co ten stadion miał w sobie takiego?

To stadion - ikona. Jest inny niż pozostałe. Wembley to nie był jakiś straszny czy niewyobrażalny tor. Idąc na Wembley, nie idziesz na zawody, lecz na stadion Wembley. Dopiero na drugim miejscu mówisz, na co się wybrałeś. To gospodarz nadzwyczajnych wydarzeń sportowych i artystycznych. Jeśli chciałeś być kimś wielkim w muzyce, jak Rolling Stones, Bruce Springsteen czy Queen musiałeś grać na Wembley. Myślę, że ten stadion nadal to ma, choć już jest innym obiektem, niestety już bez żużla, z pewnością nigdy więcej. Nadal ma tę magię i atmosferę.

W światowych finałach wychodziłeś tym tunelem i byłeś już naładowany tym, co zgotowały ci trybuny, podczas wyjścia na paradę. Każdy kto był dzieckiem w tamtych czasach uczył się, że Wembley to dzieło architektoniczne, wyróżniające się dwoma wieżami. Wembley było marzeniem dla każdego dziecka, które mówiło: chcę tu grać, jechać i być jako kibic. Sporo osób zazdrości mi mówiąc, że byłeś na Wembley, na piłce, na finałach jednodniowych. Prawdopodobnie Wembley jest najbardziej znanym stadionem na świecie. Uważam, że każdy Polak słyszał o tym miejscu. Podejrzewam, że podobnie będzie w Australii. Wembley to Mekka sportu.

Na zdjęciu: Ivan Mauger na Wembley (Getty Images/Mike Stephens/Central Press/Hulton Archive)
Na zdjęciu: Ivan Mauger na Wembley (Getty Images/Mike Stephens/Central Press/Hulton Archive)

Czy pamięta pan swój pierwszy finał na Wembley? Jakie wrażenia panu towarzyszyły?

Już nawet nie do końca pamiętam, to był 1961 albo 1962. Przyjechałem jako opiekun kibiców z Belle Vue. Mieszkałem wówczas w Liverpoolu. Z kolei w 1963 spotkałem Ivana Maugera. Zawsze coś na tym Wembley robiłem. Szybko wziąłem rozwód z kibicowaniem i pełniłem tam różne role. Dużo czasu spędziłem w parku maszyn. Najpierw jako dziennikarz, a później współpracowałem z Ivanem przez kilka lat, co naprawdę wiele mnie nauczyło. Współpraca z nim była czymś wyjątkowym. Ta radość z jego zwycięstwa na Ullevi i podtrzymanie tytułu na Wembley. Nieprawdopodobne.

Podczas ostatniego finału w 1981 obsługiwałem całe biuro prasowe, byłem zaangażowany w organizację tych zawodów. Był też bankiet dla zawodników, dla 100 zaproszonych osób. Było to godne pożegnanie Wembley. Za ten ogrom pracy dostałem srebrny talerz, który wciąż trzymam u siebie. Same zawody też mi pozostały w głowie. Baraż pomiędzy Ole Olsenem a Tommmy Knudsenem był bardzo ciekawy. Przed nim Ole rzucił do Tommy'ego: "masz wybieraj pole". To była psychologiczna zagrywka, a Knudsen nie będzie wiedział, co zrobić i zwariuje.

W 1978 przyjechałem tu jako menadżer Exeter Falcons, a w finale jechał Scott Autrey. Pamiętam, że Scott mówił, że ten baraż wcale go nie obchodzi. Powiedziałem mu, to nie jest tylko jeden dzień, ale to będzie nagroda za lata twojej kariery. Będziesz mógł pokazać, że masz brąz! Wyczekiwany dla Amerykanów od lat. Od tego momentu przypomina mi to na Facebooku. Mówił, zmieniłeś moje myślenie i dzięki temu dałem radę. To zawsze pozostanie mi w pamięci, bo byłem w stanie komuś pomóc. Tak kończąc ten wątek, to nigdy nie będzie takiego samego Wembley w żużlu. Cardiff ma swoją renomę, jest blisko Wembley, ale to nie to.

Utrata Wembley pana zdaniem to był najważniejszy krok do kryzysu, który dotyka brytyjski żużel?

Strata Wembley to była najgorsza rzecz, jaka mogła się przydarzyć angielskiemu żużlowi. Pod każdym aspektem: publiki, popularności i zainteresowaniu wśród mediów. Tragedia to nie jest dobre słowo, ale wielki żal. To był punkt zwrotny. Promotorzy nie mieli tylu szans na powrót w to miejsce. Jeżeli tracisz takie miejsce jak Wembley, to twoja dyscyplina nie może należeć do ulubionych i być wśród najlepszych. To nakręcało koniunkturę. Jeśli chciałeś przebić się mediach, musiałeś zdać relację z każdego wydarzenia na Wembley. Tak samo z kibicami, publika powyżej 60 tysięcy powinna sprawiać, że twój sport prosperuje. Jeżeli masz przy sobie Wembley, twój sport się liczy na świecie. 200 mil od stolicy Anglii, to nie jest to samo. Nie ta skala.

Przy okazji wyboru nowego promotora cyklu Grand Prix zastanawiamy się, gdzie żużel powinien się jeszcze znaleźć. Pana opinia na ten temat?

Z chęcią zobaczyłbym Grand Prix na Bliskim Wschodzie. Może w Barcelonie? Prawda jest taka, że będę bardzo zadowolony, jeśli żużel znajdzie się na wielkich stadionach, w dużych miastach, nie ważne gdzie. Ten sport zasługuje, by być popularny. Jest ekscytujący, dostarcza wiele emocji i brakuje mu tylko wyjścia do szerokiej publiki. Myślę, że te dziwne stadiony w Niemczech nie powinny być obiektem zainteresowań promotora, ale coś większego. Dubaj? Tak, tym bardziej, że to pieniądze to nie jest przeszkoda.

Wydaje się, że nadchodzą trochę lepsze czasy dla waszego żużla. Przynajmniej jeśli chodzi o zawodników. Pisał pan książkę z Taiem Woffindenem, ale zapytam pana o Roberta Lamberta. Jak go pan widzi obecnie w porównaniu do kilku lat wstecz?

Cały czas się rozwija, ale widzę, że jest bardziej skupiony na dążeniu do celów niż wcześniej. Nie powiem, że zbierał złe rady, ale teraz dostaje najlepsze z możliwych, dzięki Jasonowi Crumpowi. Chce słuchać i jest otwarty na nowe rzeczy. Przed Robertem wciąż moment, w którym musi wejść poziom wyżej z bycia bardzo dobrym, na najlepszy. To ten poziom, który sprawia, że jesteś faworytem do wygrywania wielkich rzeczy. Osiągnął już finał GP i teraz jego celem powinno być powtarzanie tego, aż dojdzie do zwycięstw. Jest zdeterminowany. Tai Woffinden już na tym poziomie jest, bo zwyciężał trzykrotnie. Tai radzi sobie z presją, jeśli ma coś zrobić to nie przejmuje się niczym i walczy o swoje. Wierzę, że Robert dojdzie do finału w Cardiff, co jeszcze bardziej go naładuje.

A Daniel Bewley? Co raz słychać tylko komplementy na jego temat, czy to od Darcy'ego Warda czy Grega Hancocka, któremu bardzo podoba się jego styl i zachowanie. A jak wypada Bewley w pana ocenia?

Rozwój Dana jest dosyć zaskakujący. Trudno mi uwierzyć, że to jego pierwszy rok w GP. Z rundy na rundę wygląda coraz lepiej. Ma w sobie naturalny talent do jazdy, sprzyja mu jego budowa ciała. Jest bardzo szybki i nie okazuje żadnych nerwów. Nie robi żadnych głupot w swojej jeździe. Może mógłby troszeczkę nakierować inaczej swoje nastawienie. Czasami wydaje się zbyt wyluzowany. Ten progres idzie dla niego bardzo łatwo, w ogóle nie przypomina zawodników, co dopiero weszli do GP, a on startuje z doskoku. Wejście do GP, powinno być dla niego szokiem albo przeskokiem, a on sobie znakomicie radzi. Wygląda na takiego, co jest w stanie wygrywać z każdym. Jeżeli masz takie opinie od Warda czy Hancocka, to nie pozostaje ci nic innego jak wejść na ostatni poziom. Możliwe, że to będzie przyszły mistrz świata, ale jest jeszcze w fazie przygotowań.

Kończąc już, brytyjscy kibice czekają na wygraną swojego zawodnika na Principality Stadium od 2007. Czy sądzi pan, że to ten czas, gdy Brytyjczyk stanie na najwyższym stopniu podium? Jeśli tak, to który z nich ma największe szanse?

Pytanie czy zdrowie Taia jest w pełni. Jeśli jest, to będzie kimś więcej niż tylko zwykłym zawodnikiem w stawce. Robert Lambert? Ostatnie starty napawają optymizmem, Crump będzie dużym handicapem dla niego. Celem będzie dla niego półfinał. Daniel Bewley? Nie dam głowy, że będzie w finale albo wygra, ale on może nas zszokować i ukraść w Cardiff show.

Zobacz także:
Nie jest wielkim zwolennikiem transferu Zmarzlika do Motoru. "Znam całą historię"
Żużel. Fredrik Lindgren otworzył się przed kibicami. Ze szczegółami mówi o problemach

Komentarze (1)
avatar
Tomek z Bamy
10.08.2022
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Czekanski byl wielokrotnie na Wembley,teraz tylko ns stadionie Zorzy Wilkszyn;)