Grand Prix Challenge w Glasgow trwało aż cztery godziny. Część zawodników, rywalizujących z powodzeniem w PGE Ekstralidze, miało poważne problemy z trudnym, technicznym obiektem.
Zawody były szczególnie pechowe dla Andersa Thomsena i Chrisa Holdera. Duńczyk przypłacił występ złamaniem kości strzałkowej i piszczelowej, zaś Australijczyk dwoma połamanymi żebrami, obojczykiem, a także złamaniem w dolnej części pleców.
Niektórym dał się we znaki brak doświadczenia
W Glasgow nie odnaleźli się także Polacy. Dominik Kubera i Szymon Woźniak zaprezentowali się znacząco poniżej oczekiwań. Łącznie zgromadzili zaledwie pięć punktów, zajmując odpowiednio piętnaste i szesnaste miejsce. Zdaniem Jacka Frątczaka, taki stan rzeczy jest podyktowany przyzwyczajeniami. Były menedżer Apatora Toruń zauważył, że żużel na Wyspach to nieco inna para kaloszy niż ten w naszym kraju.
ZOBACZ WIDEO Chomski czeka na propozycję Stali. Sadowski: Jestem spokojny
- Powiedzmy sobie jedno. Przede wszystkim Szymonowi i Dominikowi nie brakuje umiejętności. Zupełnie nie o to chodzi. Ich końcowe rezultaty są podyktowane brakiem przyzwyczajenia i obycia na brytyjskich torach. To działa w dwie strony. Bardzo wielu zawodników jeździ na Wyspach, a nie radzi sobie w Polsce. Specyfika torów jest zupełnie inna. Kubera pojechał świetne zawody w Lesznie, a dzień później zaprezentował się zupełnie inaczej. To wynika z wielu czynników. Silniki są mocniejsze niż kiedyś. Trudno się nagle przerzucić z długiego toru na krótki i jechać na nim super hiper, nie mając odpowiedniego doświadczenia. Oni mają umiejętności, ale brakuje obycia. Bardzo często tak jest. Wyjątkiem w jakimś stopniu jest z pewnością Kim Nilsson, ale zgodnie z przysłowiem, wyjątek tylko potwierdza regułę - zauważył Jacek Frątczak.
Mistrzostwa Świata na żużlu to ogromne wyzwanie
Bez wątpienia Nilsson to największa sensacja zawodów. Szwed nie tylko wywalczył awans do cyklu Grand Prix, ale i wygrał cały turniej, po tym, jak pokonał w wyścigu dodatkowym Daniela Bewleya. Postawił się jednak w bardzo trudnej sytuacji. Naturalnie bez wątpienia spełnił swoje marzenia, ale zaistnieć w cyklu będzie dla niego czymś karkołomnym. Zdaniem wielu, to zadanie z gatunku "mission impossible".
- Obecność Daniela Bewleya i Jacka Holdera w czołowej trójce nie jest żadnym zaskoczeniem. Być może do cyklu wskoczy również czwarty zawodnik turnieju, Max Fricke, bowiem Bewley ma duże szanse na utrzymanie się w Grand Prix. Z tym się jednak wstrzymajmy, za wcześnie, żeby wyrokować. Sensacją jest na pewno zwycięstwo Kima Nilssona. Oczywiście miejsce w rozgrywkach mu się należy. Wywalczył je w sportowej, uczciwej rywalizacji i tak musi być. Pytanie, co dalej? Są przecież zwolennicy takich rozstrzygnięć, którzy mówią, że na tym właśnie polega piękno sportu. Później jednak te same osoby namiętnie krytykują słabo radzącego sobie zawodnika i mówią, że do niczego się nie nadaje. Grand Prix to wielkie wyzwanie logistyczne, i będzie ogromną niespodzianką, jeżeli Nilsson coś w cyklu zwojuje. Raczej wszyscy będą trzymać za niego kciuki, żeby zdobywał punkty w pojedynczych wyścigach - mówi były menedżer.
Dodatkowe turnieje są konieczne?
Zdaniem Jacka Frątczaka, kwalifikacje do Grand Prix potrzebują reformy. Dobrym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie dodatkowych turniejów. Dzięki temu, wywalczenie awansu do cyklu byłoby trudniejsze, a szanse bardziej wyrównane, gdyż o końcowym sukcesie nie przesądzałyby jedne zawody.
- Obecna formuła umożliwia sensacje tego typu jak awans Nilssona. Ja oczywiście jestem daleki od odbierania komuś szans, aczkolwiek nie możemy zapominać, że rozmawiamy o turniejach rangi mistrzostw świata. Bez wątpienia są zawodnicy, którzy poradziliby sobie w nich lepiej od Kima Nilssona. Niespodzianki bez wątpienia dodają kolorytu, ale nie można zapominać, jakiego typu sportem jest żużel. Ta dyscyplina wymaga odpowiednich środków, w tym zaplecza logistycznego. Grand Prix to ogromne wyzwanie i nie każdy może w nim skutecznie rywalizować.
- Na chwilę obecną Kim Nilsson nie zalicza się do czołówki światowej i zwyczajnie będzie mu trudno walczyć z elitą speedwaya. Jestem zwolennikiem wprowadzenia dodatkowych turniejów. Dlaczego by nie zrobić po jednym na przykład w Polsce, Szwecji i Wielkiej Brytanii? Taka formuła byłaby sprawiedliwa i prolongowała rzeczywiście najlepszych. Myślę, że jeśli chcemy, żeby do cyklu wchodzili zawodnicy, którzy będą w stanie w nim zaistnieć, to takie rozwiązanie jest konieczne i przydatne - podsumował Jacek Frątczak.
Bogumił Burczyk WP SportoweFakty
Zobacz także:
- Pech nie opuszcza Janusza Kołodzieja
- Pawlicki powinien zejść ligę niżej