Żużel. Narzeka na organizatorów Grand Prix i odsyła ich... na Węgry. Mówi, czego mają się tam nauczyć

WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Jason Doyle
WP SportoweFakty / Michał Chęć / Na zdjęciu: Jason Doyle

Jason Doyle nie ukrywa, że tegoroczne przygotowanie torów do rywalizacji w Grand Prix jest prawdziwym dramatem. Żużlowiec mówi wprost, że organizatorzy muszą się poprawić i odsyła ich do Debreczyna, by zobaczyli, jak robić tory.

W tym artykule dowiesz się o:

Za nami sześć z dziesięciu rund walki o medale indywidualnych mistrzostw świata. Na prowadzeniu Bartosz Zmarzlik, któremu już tylko kataklizm może odebrać trzecie w karierze złoto.

Dwóch Polaków - Patryk Dudek i Maciej Janowski pozostają w walce o srebro i brąz, ale zarazem muszą uważać na goniących, bo jeden słaby występ może ich... wyrzucić poza czołową szóstkę.

W grupie pościgowej jest między innymi Jason Doyle. Australijczyk wywalczył dotychczas 53 punkty i do utrzymania brakuje mu w tej chwili siedmiu oczek. Zawodnik jednak nie zerka na pozycję szóstą, a znacznie wyżej.

ZOBACZ WIDEO Prezes Stali Gorzów: Nadejdzie druga fala transferów

- Do trzeciego miejsca brakuje mi tylko 12 punktów, a tabela jest bardzo ciasna, choć oczywiście Bartosz już trochę odstaje. Czegoś brakuje, coś musimy znaleźć, ale najważniejsze jest to, że znów mogę cieszyć się jazdą oraz wygrywać - wyścigi i turnieje Grand Prix - przyznał Doyle w rozmowie z serwisem speedwaylive.org.

Australijczyk przyznaje otwarcie, że organizatorzy najważniejszych indywidualnych turniejów na świecie muszą popracować nad torami, bowiem cztery z sześciu rund były dla niego i jego kolegów wręcz okropne. - Muszą rozwiązać ten problem, bo ostatni turniej w Cardiff był najgorszy. Następnego dnia juniorzy musieli rywalizować w tych złych warunkach - dodał Doyle.

W sobotę były mistrz świata wziął udział w 47. turnieju o wielką nagrodę miasta Debreczyna. Był największą gwiazdą imprezy i zarazem faworytem, ale musiał uznać wyższość Nielsa Kristiana Iversena. Zawodnik m.in. Fogo Unia Leszno nie ukrywa, że tor na Węgrzech, a owale w Grand Prix w tym sezonie to dwa różne światy.

- W sobotę tor był trochę suchy, ale polewaczka wyjeżdżała nawet co dwa biegi, więc ten tor nie przesiąkł i łatwo było się na nim ścigać. W Grand Prix masz te tory z kolei zawsze mokre, przez co ten żużel też jest cięższy w pierwszych biegach. Może organizatorzy powinny przyjechać tutaj (do Debreczyna - dop. aut.), aby zobaczyć, jak należy odpowiednio przygotować tor, bo to wcale nie jest zabawne, by rozpoczynać Grand Prix w warunkach, które są niebezpieczne - komentował żużlowiec.

Czytaj także:
Pawlicki powinien zejść ligę niżej? Były zawodnik GKM-u nie ma wątpliwości!
Zabił ich hejt. Nikt nie wiedział, co siedziało w ich głowach

Źródło artykułu: