Dosyć niespodziewanie, to zawodnik do lat 21 - Bartłomiej Kowalski był jednym z najjaśniejszych punktów Betard Sparty Wrocław w niedzielnym meczu w Częstochowie. Młodzieżowiec wywalczył tego wieczoru jedenaście punktów, a jego dorobek mógłby być okazalszy, gdyby nie upadek w piątym jego starcie.
W zależności od punktu widzenia - sytuacja ta wyglądała zupełnie inaczej. Z trybun można było odnieść wrażenie, że tarnowianin widząc, że Daniel Bewley spadł na trzecią pozycję upadł celowo. Stąd pojawiły się głosy o konieczności pokazania nawet żółtej kartki.
- Nawet nie wiedziałem, że to mogło wyglądać w ten sposób. Kibice nie zdają sobie sprawy z tego, jak ciężka jest szpryca, zwłaszcza w tak trudnych warunkach. Niespodziewanie spotkałem się w łuku z tylnym kołem Daniela, wybiło mnie to trochę z rytmu. Wjechałem tą dużą część odsypanego, gdzie cały mecz nawierzchnia nie była ściągana, bo podczas równania ściągano ją od środka do krawężnika, a nie od bandy. Dodatkowo dostałem szprycę z trzech kół, motocykl zesłabł i upadłem. Nie było tu żadnej celowości - powiedział w rozmowie z WP SportoweFakty, Bartłomiej Kowalski.
ZOBACZ WIDEO Magazyn PGE Ekstraligi. Woryna, Vaculik i Gajewski gośćmi Musiała
I to też można było zaobserwować podczas analizy powtórek telewizyjnych. Zawodnik nie ukrywa, że gdyby tor nie był po opadach, a przygotowany tak, jak to ma miejsce na co dzień, to zdołałby się spokojnie utrzymać na motocyklu.
Co ciekawe miał on pewne swoje spostrzeżenia dotyczące kosmetyki toru, która mogły poprawić dosyć nudne widowisko. - Zaciekawiło mnie, że te równania tak dziwnie przebiegały, że traktor jechał szyną od rantu usypanego do krawężnika. Ani razu nie wjechał szerzej, aby nawierzchnię ściągnąć, a to też na pewno dałoby nam lepsze ściganie - dodał.
Czytaj także:
Grzegorz Zengota blisko nowego klubu!
Od trzech lat ze sobą nie rozmawiają. "Nie sądzę, by się coś zmieniło"