Cała uwaga obserwatorów w 14. wyścigu Grand Prix Szwecji była skupiona na napędzającym się po szerokiej Bartoszu Zmarzliku. Podczas gdy Polak zyskiwał z każdym metrem przewagę nad resztą stawki hasając po zewnętrznej, z tyłu doszło do wypadku na wejściu w drugi wiraż.
Walczący o drugą lokatę z Jackiem Holderem Max Fricke musiał nieco zwolnić, na co nie zdążył zareagować nadciągający zza pleców Australijczyka Paweł Przedpełski. Polak wpadł w swojego rywala i obaj stracili równowagę, a zaraz potem z dużą siłą uderzyli o tor. Szczególnie źle wyglądało to w przypadku Fricke'a, który przeleciał przez kierownicę.
Po dłuższej chwili obaj podnieśli się z toru. Przedpełski uskarżał się na ból prawego łokcia, natomiast Fricke wyglądał na mocno oszołomionego. Trudno się dziwić, wszak nie miał prawa być przygotowanym na uderzenie, jakie niespodziewanie zafundował mu Polak. W powtórce biegu Australijczyk przyjechał daleko na końcu stawki, a z wyścigu w ostatniej serii fazy zasadniczej turnieju się wycofał.
Na taki sam krok zdecydował się Paweł Przedpełski, który został uznany winnym całego zajścia i trudno z tym polemizować. Zawodnik For Nature Solutions Apatora Toruń miał bowiem dość dużo czasu na to, aby zareagować i nie wjeżdżać tak zdecydowanie pod Maxa Fricke'a. Dla torunianina zawody w Malilli, podobnie zresztą jak większość turniejów Grand Prix, nie ułożyły się pomyślnie i został sklasyfikowany na szarym końcu stawki.
Czytaj również:
- Pojadą na finał bez najwierniejszych fanów?
- Niebezpieczny upadek Bewley'a podczas kwalifikacji do GP Szwecji
ZOBACZ WIDEO Żużel. Magazyn PGE Ekstraligi. Dymek i Kuźbicki gośćmi Musiała