Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Nie wytrzymał pan zbyt długo bez pracy na pełen etat w żużlu. Dlaczego wybrał pan ofertę z Łodzi?
Marek Cieślak, nowy trener H.Skrzydlewska Orła Łódź: Trenerem rzeczywiście ostatnio nie byłem, ale cały czas pozostawałem blisko tego sportu. W Tarnowie pełniłem funkcję konsultanta, a poza tym udzielałem się w telewizji. Nie wracam zatem z bardzo daleka. A w Łodzi jestem, bo bardzo szanuję prezesa Witolda Skrzydlewskiego. Gdyby było inaczej, to bym się nie zdecydował, bo miałem inne propozycje.
To dla pana koniec przygody z telewizją?
Nie. Rozmawialiśmy na ten temat i będę mógł to kontynuować. Wiadomo, że nie będę ekspertem na meczach eWinner 1. Ligi, ale na spotkaniach PGE Ekstraligi i 2. Ligi Żużlowej będę się pojawiać. Być może rzadziej niż do tej pory, ale jakoś uda się to połączyć.
ZOBACZ Kulisy odejścia Doyle'a z Leszna. Pieniądze były tylko pretekstem
Dlaczego będzie pan trenerem, a nie konsultantem jak w Tarnowie?
Po doświadczeniach w Tarnowie "kapnąłem się", że to do niczego nie prowadzi. Trener to jednak trener, a funkcja konsultanta nie jest u nas czymś powszechnie przyjętym. W zeszłym roku tak naprawdę więcej stałem z boku. Poza tym rozmawiałem o tym z prezesem, który przedstawił mi, czym mam się zająć. Ten zakres obowiązków to nie była żadna funkcja doradcza. Z jego słów wynikało, że szuka faceta do prowadzenia zespołu, więc wspólnie uznaliśmy, że nie ma sensu nazywać tego inaczej. Do współpracy mam jednak Piotra Świderskiego i to optymalny układ, bo on kiedyś był moim zawodnikiem. Dobrze się znamy. Zna już łódzkie środowisko i dlatego uważałem, że powinien z nami zostać.
Czy miał pan duży wpływ na skład, którym Orzeł będzie dysponować w sezonie 2023?
Nie ukrywam, że miałem dużo do powiedzenia w rozmowach z zawodnikami. Miałem na to duży wpływ. Zwłaszcza w przypadku jednego żużlowca, który był trochę zniechęcony swoimi wcześniejszymi doświadczeniami w Łodzi. Poza tym namówiliśmy kilku zawodników na starty w klubie, bo drużyna po ubiegłym sezonie trochę się rozleciała.
Jak ocenia pan szanse zespołu, który zbudowaliście?
Uważam, że oczekiwania prezesa zostały spełnione. Podczas jednej z naszych pierwszych rozmów zapytałem, co chciałby osiągnąć. Odpowiedział, że chodzi mu o dobry żużel, który przyciągnie na trybuny kibiców. Od siebie dodałem, że byłoby dobrze wejść do pierwszej czwórki i w sumie byliśmy zgodni. Uważam, że mamy skład, który może zaskoczyć. Będziemy mieli, kim jechać. O nazwiskach mówić nie mogę, ale wiem, że pan jest dość dobrze zorientowany.
Może pan jednak zapewne potwierdzić, że to zespół złożony z zawodników, których pan dobrze zna.
Zgadza się i uważam to za duży atut. Nie ukrywam, że czuję z tymi zawodnikami chemię. Pracowaliśmy razem i osiągaliśmy nawet wspólnie sukcesy. Będzie nam zatem łatwiej się porozumieć i stworzyć dobrą atmosferę. A uważam, że to podstawa.
Mówi pan, że macie skład, który może namieszać i tworzyć dobre widowiska. A jest jakiś zawodnik, którego bardzo pan chciał, ale ostatecznie wam odmówił?
Żałuję, że w Orle nie został Luke Becker. Uważam go za bardzo dobrego zawodnika.
A dlaczego tak się stało? Próbował pan jakoś na niego wpłynąć?
Próbowałem, ale było już chyba za późno. Myślę, że to zostało załatwione znacznie wcześniej. Byłem zresztą nieco zaskoczony, że tylu zawodników odchodzi z Orła, bo wiem, że byli rozliczeni. Nie wiem, o co tak naprawdę chodziło.
Co pan jako doświadczony trener sądzi o tym, że właściciel Orła Witold Skrzydlewski regularnie publicznie krytykuje swoich zawodników po nieudanych meczach? To raczej nie wpisuje się w pana filozofię zarządzania zespołem.
Uważam, że prezes czasami niepotrzebnie zabiera głos na temat drużyny. Rozmawialiśmy na ten temat. Prosiłem go, żeby więcej dyskutował ze mną i zawodnikami, żeby nie robił tego za pośrednictwem prasy. Mam wrażenie, że on przyjmie moją wizję prowadzenia drużyny i się dogadamy. Byłem już w wielu klubach i naprawdę wiem, co pomaga, a co szkodzi. Zakładam zatem, że teraz w Łodzi będziemy załatwiać więcej spraw za zamkniętymi drzwiami. Nie mam żadnych obaw o naszą współpracę. Poza tym, w moim wieku człowiek nie czuje już strachu. Mogę też dodać, że naprawdę szanuje Witolda Skrzydlewskiego. Widzę w nim człowieka bardzo zaangażowanego, ale moim zdaniem na niektóre tematy nie musi się produkować.
Jakiego sezonu spodziewa się pan w przyszłym roku w eWinner 1. Lidze?
Uważam, że ten sezon to będzie prawdziwa bomba. Może być nawet ciekawiej niż w PGE Ekstralidze, bo wiele klubów zbudowało mocne i wyrównane składy. Będzie zatem, na co patrzeć. A faworyci? W tym roku widziałem w tej roli Stelmet Falubaz. Myślałem, że przejdą przez rozgrywki bez większego wysiłku, a było inaczej. Teraz znowu są mocni, ale sezon jest długi. Poza tym i tak wszystko weryfikują dopiero play-offy. Wtedy trzeba trafić z formą i mieć optymalny skład. Na papierze kilka klubów ma bardziej okazałe składy niż my, ale papier to nie wszystko.
Zobacz także:
Przełom w sprawie Rosjan?
Prekontrakty się nie sprawdzą?