Po bandzie: Lepiej się odegrać na torze, nie w sądzie [FELIETON]

WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Na zdjęciu: Krzysztof Kasprzak przed Jasonem Doyle'em
WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Na zdjęciu: Krzysztof Kasprzak przed Jasonem Doyle'em

- Przecież to kabaret, by przed wysokim sądem dochodzić teraz swoich racji i przekonywać, jaki jest synonim oraz społeczny odbiór hot-doga - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książek "Pół wieku na czarno" i "Rozliczenie", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego.

***

Na wstępie zamierzam się narazić i skupić na sobie Waszą nienawiść. Otóż mnie to kręcenie filmów w okresie transferowym przez klubowe działy marketingu, którymi to produkcjami tak bardzo się zachwycacie, niespecjalnie rajcuje. Już kilka lat temu zwyczaj ten stał się tandetną modą. Owszem, w sezonie z przyjemnością zerkam sobie na linki skrywające kuchnię meczów, bo często zawierają sporo treści. Można z nich wiele wyczytać. Natomiast to wcielanie się w role aktorskie przez prezesów, trenerów, przebieranie się za postacie ze świata magii i kina akcji...

Ok, raz na jakiś czas można pokazać swoją inną twarz, wprowadzić jakiś wesoły pierwiastek w szarą rzeczywistość, przy czym my już mamy do czynienia z prawdziwą rywalizacją, kto się okaże bardziej zabawny. A gdy zabawni próbujemy być na siłę, to wychodzi różnie. I wcale nie mam na myśli produkcji GKM-u Grudziądz, która ani mnie nie ekscytuje, ani nie szokuje, wspominam o zjawisku generalnie. PGE Ekstraliga kazała przeznaczyć jakieś procenty z subwencji na marketing, więc trzeba te działania udokumentować. A osobiście wolę nieco normalności, którą serwują choćby w Łodzi. Przychodzi nowy zawodnik, więc zwołują tradycyjny briefing. Stają prawdziwy Vito Skrzydlewski i prawdziwy trener Cieślak - obaj z poczuciem humoru. A obok Tomek Gapiński - najsolidniejszy wśród solidnych. I do tego normalny, z którym też się da pogadać. Nie sprzeda się?

ZOBACZ Prezes GKM-u: Kasprzak? Zawód i rozgoryczenie. Mocno mu zaufałem

Takie mamy czasy, że internet wynosi dziś na piedestał bohaterów, dyplomatycznie rzecz ujmując, ekscentrycznych i nietypowych. Też zerkam w sieci na poczynania znanego kibica speedwaya Marcina Najmana, którego akurat uważam za sprytnego biznesmena. Bo ustawił się, żyjąc, przepraszam za odrobinę szczerości, z półgłówków. Natomiast te freakowe gale, o których on wspomina, przekraczają już możliwości mojej percepcji. Jakiś Murański, jakiś Fragles, Misiek z Nadarzyna czy inne nazwiska przedstawiane jako ikony czy też legendy internetu.

To niesamowite i przerażające jednocześnie, że te cudactwa, których kompletnie nie znam, są w stanie zapełnić taki obiekt jak Arena Gliwice. Ba! Media donoszą, że po jakimś tam werdykcie w czasie ostatniej gali "Arena Gliwice oszalała". Widać, takie igrzyska nas dziś porywają. A obawiam się, że jakiś punkt zwrotny, jakieś otrzeźwienie nie nastąpi. To zidiocenie może tylko powiększać zasięgi, ściągając uwagę z prawdziwych sportowców.

Czego dowiódł profil Korony Kielce, klubu PKO Ekstraklasy, publikując wideo z obscenicznymi gestami pewnego jaskiniowca, znanego ponoć jako gwiazda freakowej organizacji MMA. Dla zabawy. Zaczynamy się gubić w tym agresywnym marketingu. Zapominamy, gdzie jest hamulec.

Rozumiem jednak, że w tzw. martwym sezonie zrobienie z Kasprzaka parówki może się nieść tygodniami, a później jeszcze odżywać w trakcie rozgrywek. Sam podejmuję temat. Te dywagacje, czy oto zawodnik winien się domagać sądownie odszkodowania, to też znak naszych czasów. Przecież to jakiś kabaret, by przed wysokim sądem dochodzić teraz swoich racji i przekonywać, jaki jest synonim oraz społeczny odbiór hot-doga. Osobiście wolałbym, by Kasprzak odegrał się na niedawnym klubie w sposób jak najbardziej sportowy i jak najbardziej honorowy. Na torze. By tam pokazał, że jest parówką najwyższej klasy, taką zawierającą 98 procent mięsa. Oczywiście, szczęścia może szukać na obu frontach - i na torze, i w sądzie. Choć raz już się chyba odegrał...

Nie da się ukryć, że trwającą jesień zapamiętamy jako czas, w którym Kasprzak i Jason Doyle stali się osobami niegodnymi zaufania. Bez skrupułów i zasad. Chociaż, kto wie... Może każdy ma swoją prawdę, a sprawa nie jest wcale tak zero-jedynkowa. Mianowicie sportowcy, jak wszyscy ludzie, są osobami pamiętliwymi. Gotowymi do rewanżu, gdy tylko nadarzy się okazja. Nie wykluczam zatem, że ucieczka z Grudziądza za lepszym jutrem była taką właśnie ripostą za zaszłości. Może w zeszłym roku Kasprzak miał obiecane miejsce w składzie, a później działacze - chcą ratować wynik i klub - sprowadzili Pawła Miesiąca, natomiast Kasprzakowi "zaproponowali" już tylko walkę o skład?

Inna sprawa, czy wymuszanie na klubach tego typu deklaracji o pewnym placu w drużynie, a to dość powszechny proceder, jest zachowaniem godnym sportowca. Pewnie nie, bo przecież o tym decydować powinna tylko i wyłącznie aktualna forma. No ale dziś sport jest biznesem. Zawodem. Zatem kontraktów nie podpisuje się ze sportowcami, lecz z firmą zewnętrzną na świadczenie usług. Sportowych. Taki kolejny znak czasów.

Usługi mają być wykonane - lepiej, gorzej - a robota opłacona.

Wniosek? Kiedy nie ma na ciebie popytu, jesteś lojalny i zostajesz. Kiedy zadzwoni atrakcyjny telefon - jesteś pamiętliwy i odchodzisz. Być może podobna sytuacja zaistniała w Grudziądzu, gdzie ostatnia prezentacja nowej drużyny na sezon 2023, taka ciekawostka, miała też wartość newsową dla samych zawodników. Taki Szczepaniak mógł się nacieszyć nagłym wzmocnieniem ekipy przez Czugunowa. Przy czym ja za tego Szczepaniaka będę mocno ściskał kciuki, by go PGE Ekstraliga nie wypluła. Bo doceniam jego sportowe podejście do tematu. Tak samo trzymałem kciuki za powodzenie Kościucha w Toruniu - widać, za słabo - Musielaka w Częstochowie i tak samo będę kibicował Zengocie w Lesznie.

A pamiętliwość? Ludzka rzecz, że w życiu dopadają cię wydarzenia, które przechowujesz z tyłu głowy. Kiedy Betard Sparta straciła Woźniaka? Gdy Rafał Dobrucki zdecydował się postawić na zetzetkę, zamiast podnieść z ławki Szymona. Więc początkowo zawodnik siedział cicho i był lojalny, a gdy pojawiła się ciekawa alternatywa - był pamiętliwy i poszedł do Gorzowa. Personalne tarcia kazały też odpocząć na jakiś czas, dekadę temu, Hampelowi od Leszna, a Zmarzlikowi, ostatnio, od Gorzowa. Przykładów mnóstwo.

Dlatego te wszystkie filmiki, to odkrywanie kart w baśniowy sposób, atrakcyjne i pasjonujące jest głównie dla młodszej klienteli, która nie może zasnąć, gdy nie obejrzy dobranocki . A prawdziwe i godne uwagi scenariusze pisze później życie.

Wojciech Koerber

Zobacz także:
- Chomski zapowiada odejście z żużla. Poinformował już o tym władze klubu
Wypadek brutalnie zakończył karierę mistrza świata. Jego życie to gotowy scenariusz na film

Źródło artykułu: