Mowa oczywiście o Mateju Zagarze i Pawle Miesiącu. Słoweniec miał kilka ofert, ale nawet za jazdę w I lidze oczekiwał do tej pory 600 tysięcy złotych za podpis na kontrakcie i 6 tysięcy złotych za punkt. Zawodnik jest przekonany, że wcześniej czy później otrzyma kontrakt życia, dlatego nie jest specjalnie skłonny do negocjacji w tej sprawie.
Z podobnego założenia wychodzi Paweł Miesiąc, który jeszcze kilka dni temu wysyłał do drugoligowych klubów oferty na poziomie 150 tysięcy złotych za podpis i 2 tysięcy złotych za każdy zdobyty punkt. Żużlowiec wychodzi z założenia, że jeśli rok temu zdołał wynegocjować takie warunki w Stali Rzeszów, to i w kolejnym sezonie nie powinien zarabiać mniej. Na razie jednak w II lidze panuje spokój, a większość klubów nie zamierza wydawać gigantycznych pieniędzy, bo wie, że wobec wzmocnień Stali Rzeszów i tak trudno będzie o awans.
Jeśli w ostatnich dniach okna transferowego nie wydarzy się nic szalonego, to obaj zawodnicy podpiszą tzw. kontrakty warszawskie i nowych klubów poszukają sobie dopiero na wiosnę. Po przykładach z zeszłego roku, w środowisku panuje coraz większe przekonanie, że to korzystny układ, który pozwala na zarobienie większych pieniędzy niż przy podpisaniu umowy w listopadzie.
ZOBACZ Polskie obywatelstwo dla Tarasienki "na biurku Prezydenta". Prezes mówi o szczegółach
Z podobnego założenia wychodzi choćby Rune Holta, który w ogóle nie uczestniczył w tegorocznej giełdzie transferowych, a ewentualnych zainteresowanych informował, że decyzję o swojej przynależności klubowej podejmie dopiero wiosną.
Zawodnicy wiedzą już, że na desperacji klubów można zarobić wielkie pieniądze. W tym roku Zdunek Wybrzeże Gdańsk zapłaciło za wypożyczenie Timo Lahtiego z Orła Łódź aż 360 tysięcy złotych, a Nicolai Klindt z Arged Malesy Ostrów został wyceniony na 200 tysięcy złotych. Dostępny na rynku Rune Holta bez problemu wywalczył sobie 200 tysięcy złotych za podpis i trzy tysiące za punkt w II lidze.
W tym roku żużlowcy wiedzą już, że lepiej nie wiązać się z klubami już w listopadzie, bo pieniądze z wiosennego wypożyczenia trafiają tylko na konto klubu. Będąc wolnym zawodnikiem w marcu i kwietniu, łatwiej zarobić sumy, o jakich w listopadzie można tylko pomarzyć.
Na wiosnę konkurencja o kontrakt będzie jednak duża, bo poza trzema wymienionymi zawodnikami wypożyczony może zostać ktoś z duetu Mateusz Szczepaniak - Norbert Krakowiak, a także Francis Gusts. Łotysz wciąż jest w orbicie zainteresowań SpecHouse PSŻ Poznań. Na razie nic nie słychać także o nowym klubie dla Norberta Kościucha, czy Adriana Miedzińskiego, a to tylko początek listy zawodników, którzy nie znaleźli w listopadzie pracodawcy.
Czytaj więcej:
Polacy nie zostawili na nim suchej nitki. Teraz się tłumaczy
Marcin Majewski odchodzi z Canal+