Po bandzie: Przepraszam Jasona Doyle'a! [FELIETON]

Materiały prasowe / Na zdjęciu: Grzegorz Leśniak i Jason Doyle
Materiały prasowe / Na zdjęciu: Grzegorz Leśniak i Jason Doyle

- W poszukiwaniu mistrzowskiego pierścienia Australijczyk udał się do Krosna. Tak jak swego czasu, dokładnie w tym samym celu, 40-letni Karl Malone zamienił Utah na Los Angeles - pisze w swoim felietonie Wojciech Koerber.

"Po bandzie" to cykl felietonów Wojciecha Koerbera, współautora książek "Pół wieku na czarno" i "Rozliczenie", laureata Złotego Pióra, odznaczonego brązowym medalem PKOl-u za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego

***

Gdy  ścigał się jeszcze w Lesznie, żartowano tam, czym się różni  od Pawlickiego. Otóż Kołodziej sprawdza trzy motocykle na treningu, a Pawlicki - na meczu. Taka oto powstała zagadka na bazie życiowych spostrzeżeń. Ostatnio Piotr zmienił jednak barwy klubowe i zdążył już przetestować we Wrocławiu jednego rumaka. W ogóle jakiś taki pracowity się wydaje. Mianowicie listopad uchodzi w środowisku za ogólnoświatowy miesiąc laby i drinków pod palmami. Pawlicki tymczasem pokazuje w swoich mediach społecznościowych inne obrazki - jak w pocie czoła wykuwa formę.

Najbardziej głupio zrobiło mi się natomiast, gdy przeczytałem wypowiedź Jasona Doyle'a, zapewne zebraną przy okazji prezentacji krośnieńskiego beniaminka. Zacytuję wiernie, by nie zostać posądzonym o podkręcanie rzeczywistości: "Kiedy byłem Bykiem, to nie było mi dane zasmakować złotego medalu Drużynowych Mistrzostw Polski. Mam nadzieję, że kiedy stałem się Wilkiem, to zadanie nam się uda".

W związku z powyższym nie pozostaje mi nic innego, jak przeprosić Jasona Doyle'a, którego posądzałem o mało honorowe odejście. Bo powodowany był, jak się okazuje, nie stroną merkantylną, lecz czysto sportową. Po prostu Jason jest jednym z tych globalnych championów, którzy nie dostąpili zaszczytu sięgnięcia po złoto DMP. Zatem w poszukiwaniu mistrzowskiego pierścienia udał się do Krosna. Tak jak swego czasu, dokładnie w tym samym celu, 40-letni Karl Malone zamienił Utah na Los Angeles, gdyż brakowało mu do szczęścia mistrzostwa NBA. Celu jednak z wielkimi Lakersami nie zrealizował. Może Jason będzie miał na Podkarpaciu więcej szczęścia i wraz z Krzysztofem Kasprzakiem poprowadzi Watahę po złoto...

ZOBACZ Trener rozchwytywany jak renomowany zawodnik. Mówi, kiedy wszystko powinno się wyjaśnić

Tymczasem pod Jasną Górą przywitano, jak w domu, Maksyma Drabika. I dobrze. Częstochowa to jego miasto rodzinne, a Włókniarz to wielki klub. Żałuję tylko, że nie na tyle wielki, by pomieścił dwóch Drabików jednocześnie.

Nie mniejsze emocje wzbudziło inne odejście - Marcina Majewskiego z Canal+. Choć obaj chowaliśmy się przy żużlu, to poznaliśmy na igrzyskach w Londynie, których to igrzysk olimpijskich Marcin ma w swoim dziennikarskim CV od groma. Pewnie, że nie zawsze się zgadzaliśmy. A raz poczułem się jak sportowiec, który nie dostał obiecanej szansy. 2021 rok, inauguracja najlepszej ligi świata, Fogo Unia podejmuje Stal Gorzów. Środek pandemii, mecze bez kibiców. A po meczu, na Smoczyku, Magazyn PGE Ekstraligi, na który dostałem powołanie. No to wsiadam w auto i jadę, choć tego dnia obudziłem się zakatarzony i z kaszlem. Bez covidu, jak sądziłem, ale też bez testu. Czułem zatem pismo nosem, a w zasadzie to byłem pewien, że skończy się szybkim powrotem.

Przecież gdybym zakaszlał na wizji, to prezes Stępniewski dostałby zawału, a paru ludzi miało problemy, taki to był czas. No ale umowa jest umowa - stawić się trzeba. Na miejscu w Lesznie, jeszcze przed meczem, pierwsze co, to mówię, jak jest, by telewizory podjęły decyzję. A mogła być tylko jedna - do zobaczenia następnym razem. Takie więc padły słowa, bym wyzdrowiał i wtedy się spotkamy. Sezon długi. No ale już do końca długiego sezonu się nie spotkaliśmy...

Mogłem się poczuć z lekka urażony. Tym bardziej, że były za nami ze trzy lata fajnej współpracy. Przy czym nigdy nie należałem do grona nachalnych osób, które same oferowały swoje usługi przed kamerą. Które zgłaszały gotowość i wysyłały sygnały. Zawsze to ja dostawałem zaproszenie. Lub nie. Z drugiej strony - byłem pismakiem na zamówienie, nie zaś stałym ekspertem z ważnym kontraktem. A kolejka chętnych z logosami wyszytymi na koszulach nie krótka. Majowy musiał godzić ich interesy i generalnie dowodzić całym projektem. To normalne, że nie można być wtedy przyjacielem wszystkich, że wszystkich zadowolić nie sposób i że zawsze się znajdzie ktoś dotknięty. Albo nawet cała grupa.

Majewski to jednak fachowiec i stary wyga, z pewnością da sobie radę, czego mu życzę. Potrafi tworzyć świetne materiały, choćby z Gollobem, i nie boi się poruszać tematów niewygodnych. Na żużlowym stołku nie był tylko miałkim prezenterem, lecz dziennikarzem ze swoim zdaniem. A przy tym, jak sądzę, człowiekiem na poziomie. I nie żadnym przeszczepieńcem, bo przecież ze speedwayem związany jest od dziecka. Dlatego co innego mnie szokuje i brzydzi - słowa nienawiści, które potrafiły się wylewać pod jego adresem. Które uświadamiają, jak paskudną bańką jest internet i jak parszywy ściek tą siecią płynie. Bo różnić się można, a nawet trzeba. Ale po ludzku.

No i zerknąłem ostatnio na rozmowę  z panem , szefem Discovery Sports Events. Wiecie, co mnie uderzyło? Jego stwierdzenia o "kwestiach stricte biznesowych", o "ekonomicznym uzasadnieniu", że "ten biznes tak nie działa" etc. One są przemycane niby jako drugorzędne, lecz padają tyle razy, że aż kłują w oczy i przedostają się na plan pierwszy. W sumie nic dziwnego, akurat ja nie miałem żadnych wątpliwości, że marzenia o ekspansji dyscypliny na tereny pustynne i inne egzotyczne destynacje to tylko niczym nieuzasadnione kompleksy nas, kibiców. A do tego nieuzasadnione rachunkiem ekonomicznym. No ale, mimo wszystko, warto też coś zrobić czasem dla sportu i z pobudek sportowych.

Jak Doyle. Którego raz jeszcze przepraszam.

Wojciech Koerber
Zobacz także

:
Wybrzeże szuka krajowego seniora. Zaskakujący kandydat
Znany Szwed nie kończy kariery. Znalazł klub w polskiej lidze

Źródło artykułu: