Żużel. W Polsce powstanie liga półamatorska? Cieślak komentuje pomysł

WP SportoweFakty / Jakub Malec / Na zdjęciu: Max Dilger na pierwszym planie
WP SportoweFakty / Jakub Malec / Na zdjęciu: Max Dilger na pierwszym planie

Od 2026 roku polskie rozgrywki żużlowy miałyby składać się z 10-zespołowych PGE Ekstraligi oraz eWinner 1. LŻ i... ligi półamatorskiej, do której zaproszenie otrzymałyby najlepsze drużyny z innych krajów. To sposób na rozwój żużla.

Dzięki takiej reformie wyeliminowany zostałby największy problem PGE Ekstraligi, czyli za mało meczów w rundzie zasadniczej. Obecnie sezon jest wyjątkowo krótki i dla niektórych zespołów to jedynie siedem meczów przed własną publicznością. Zresztą nawet najlepsze kluby nie mogą mówić o ogromnej intensywności, bo w pół roku rozgrywają na swoim torze maksymalnie 10 meczów ligowych. To nieproporcjonalnie mało nie tylko biorąc pod uwagę zarobki samych zawodników, ale także gigantyczne inwestycje w infrastrukturę.

- Zwiększenie liczby meczów to konieczność i szkoda, że odbędzie się ona tak późno. Kibicom należy się więcej meczów, a klubom łatwiej będzie pozyskać sponsorów, czy rozmawiać z miastem, gdy rozgrywki zostaną poszerzone. Doszliśmy do momentu, w którym jest kilka świetnych ośrodków, które na pewno dałyby sobie radę w elicie - twierdzi Marek Cieślak, który popiera założenia reformy.

Z tego też powodu, nowy kontrakt telewizyjny obowiązujący od 2026 roku będzie negocjowany właśnie z założeniem zwiększenia liczby drużyn i to nie tylko w elicie, ale także I lidze. Jak zdradził ostatnio w Magazynie PGE Ekstraligi na WP Sportowychfaktach honorowy prezes PZM Andrzej Witkowski, obie ligi miałyby znaleźć się pod władzą jednego organu i wspólnie negocjować umowę telewizyjną. W ten sposób ujednolicone zostałyby wymagania wobec zespołów i - choć w części - wyrównane dysproporcje finansowe.

ZOBACZ Nicki Pedersen: Musiałem odstawić leki, bo wchodziły mi już na głowę

Już dziś widać jednak wyraźnie, że nawet w II lidze jest wiele zespołów, które są gotowe przeznaczyć na sezon blisko trzy miliony złotych, czyli kwoty jakimi jeszcze do niedawna dysponowały czołowe zespoły zaplecza PGE Ekstraligi. Nie ma więc powodów, by w takich miastach jak Rzeszów, Opole, Gniezno, czy Tarnów obawiano się o jazdę w rozszerzonej I lidze.

To jednak nie koniec pomysłów, bo nowa koncepcja zakłada, że II liga stałaby się ligą półamatorską, do udziału w której zaproszone zostałyby kluby z innych krajów. Chodzi o to, by próg wejścia do rozgrywek był stosunkowo niski i już 1,5 mln wystarczało na podjęcie walki. To miałaby być szansa dla zespołów z Krakowa, Piły, Świętochłowic, ale także zagranicznych ośrodków, które nie stać na żużel na najwyższym poziomie.

- Widzimy jakie problemy mają teraz działacze w Pile, a to wszystko efekt tego, że już w pierwszym roku funkcjonowania musieli sprostać wymaganiom stawianym przez bardzo profesjonalne ośrodki. Takie kluby powinny mieć możliwość rywalizowania na niższym poziomie finansowym i organizacyjnym, byle tylko promować żużel w swoich miastach i dawać im regularnie okazję do odwiedzania stadionu. Podobnie jest zresztą z niemieckim Wittstock, które okazało się za słabe na wymogi obecnej II ligi, ale śmiało mogłoby jeździć w naszym kraju po reformie. W Ukrainie, Czechach, Słowacji, czy Węgrzech też znalazłyby się chętne zespoły. Emocje w takiej lidze wcale nie byłyby mniejsze, a my mielibyśmy gwarancję, że żużel się tam rozwija - dodaje Cieślak.

Czytaj więcej:
Sprzeciwia się polityce PZM
Nowe informacje ma temat zdrowia trenera

Źródło artykułu: