Żużel. Wraz z kadrą wdrapał się na szczyt. Duńczyk powinien jednak osiągnąć więcej

Tytuł młodzieżowego indywidualnego mistrza Danii już jako niespełna 16-latek, szybki angaż w Polsce, przepowiadana wielka kariera. Charlie Gjedde sporo osiągnął, lecz z pewnością powinien więcej. Jego droga została jednak naznaczona pechem.

W tym artykule dowiesz się o:

W składzie reprezentacji pewne miejsce mieli Nicki Pedersen, Hans Andersen, Bjarne Pedersen i Niels Kristian Iversen. Menadżer Jan Staechmann do tak znamienitej czwórki dokooptował Charliego Gjedde i drużyna z kraju Hamleta ruszyła po złoty medal. Nie udało się wygrać w Malilli z gospodarzami w półfinale, ale już brytyjskie Reading okazało się szczęśliwe. Najpierw barażu, a potem w finale. Dania sięgnęła tym samym po raz pierwszy po Drużynowy Puchar Świata.

Był to 2006 rok. Dla Gjedde był to życiowy sukces, którego nigdy już nie powtórzył i nigdy już nie pojechał w reprezentacji w zawodach tej rangi. Szesnaście lat temu żużlowiec urodzony w 1979 roku w Holstebro skompletował wszystkie medale w DPŚ. Wcześniej bowiem z kadrą zdobywał w DPŚ srebro (2002) i brąz (2003). Co ciekawe, jego doświadczenie z jazdy na arenie międzynarodowej nie było duże, bo w cyklu Grand Prix pojechał zaledwie w dwóch turniejach w Kopenhadze i tylko raz jako "dzika karta" (2003).

A już początek kariery odbył się z przytupem, bo gdy miał niespełna 16 lat, sięgnął po tytuł w młodzieżowych indywidualnych mistrzostwach swojego kraju. Po dwóch latach był piąty w finale IMŚJ w Mseno, a po kolejnych dwóch latach błysnął w starciu z seniorami, zdobywając srebro w krajowym finale. Uległ wtedy tylko uczestnikowi GP - Brianowi Andersenowi.

ZOBACZ Majewski o hejcie i kontakcie z kibicami. "Były sytuacje, w których cierpiała rodzina"

Co więc stanęło na przeszkodzie w rozwoju talentu Duńczyka i wypełnianiu listy sukcesów? Gjedde miał sporego pecha do kontuzji. W 2004 roku złamał nogę w lidze szwedzkiej i choć jeszcze wrócił na niezły poziom, czego dowodem był wspomniany DPŚ w 2006, to urazy, jakich doznawał w latach 2009-2010 wyraźnie zahamowały jego karierę. Najpierw uszkodził poważnie ramię, a u progu nowego sezonu doznał urazu kolana. Stracił przez to kilkanaście miesięcy.

Niefart nie opuszczał duńskiego jeźdźca, ponieważ w 2011 w wyniku pożaru garażu spłonęła jego znaczna część sprzętu, a także dokumenty. Gdy mozolnie zaczął się odbudowywać, sezon 2013 zakończył fatalnym upadkiem w lidze duńskiej. Złamał cztery kręgi szyjne i doznał wstrząśnienia mózgu. Gjedde, który miał wtedy 34 lata na karku, po długim leczeniu postanowił wrócić na tor, ale nie osiągnął już poziomu, który gwarantowałby walkę o wysokie cele.

Przez wiele sezonów był związany z Wyspami Brytyjskimi, gdzie trafił, nie mając jeszcze nawet 19 lat. Tam odjechał mnóstwo spotkań w ówczesnych: Elite League i Premier League. Nie był jeszcze pełnoletni, jak zaczął brylować w Polsce w barwach drugoligowego zespołu z Łodzi (średnia biegowa 2,282 w 16 meczach). W XXI wieku nigdy jednak nie posmakował Ekstraligi, jeżdżąc w głównym stopniu na jej zapleczu. Spisywał się średnio, nie jeździł też regularnie.

Karierę drużynowy mistrz świata zakończył w roku 2016. W środę Charlie Gjedde kończy 43 lata.

CZYTAJ WIĘCEJ:
Zapomniane stadiony. Wiedziałeś, że tam też ścigano się na żużlu?
Kontrolował prawie cały import węgla do Polski. To był głośny upadek

Źródło artykułu: WP SportoweFakty