Aubrey Lawson urodził się 14 kwietnia 1914 roku. Miał niewiele ponad dwa miesiące, gdy zaczęła się I wojna światowa. Na jego szczęście, mieszkał w Australii, właściwie z dala od piekła, jakie toczyło się wówczas w Europie.
Zaczynał jeździć w swoim kraju, w 1937 roku. Rok później trafił do Anglii, gdzie rozwijał swoje żużlowe umiejętności. Podczas jego pobytu na wyspach towarzyszyła mu siostra, która była dla niego jak anioł stróż. Czuwała nad nim, by nic mu się nie stało, kiedy byli z dala od rodzinnego domu.
W 1939 roku Aub Lawson ścigał się w barwach Middlesbrough Bears oraz Wembley Lions. W tym samym roku udało mu się dostać do finałowej 16-tki, spośród której miał zostać wybrany najlepszy żużlowiec świata. Do tego oczywiście nie doszło, a wszystko przez wybuch II wojny światowej. Sytuacja zmusiła Lawsona do tego, że znalazł się na froncie, gdzie walczył za swój kraj, za co później został odznaczony.
- Widziałem jego medale, robiły wrażenie. Zaczynał jako jeździec na motocyklu. Dostarczał informacje i paczki. Potem walczył. Nie bardzo chciał mówić o wojnie. Stacjonował w Malezji. Gdy nękałem go pytaniami, to dopiero wtedy opowiadał. Wspominał o publikacji ''Last Boat of Singapore'', z którą miał trochę wspólnego. Mówił, że walka przeciwko Japończykom, to było zupełnie coś innego niż starcia w Europie. Według niego, oni byli bardziej okrutni niż ci Europejczycy - wspomina relacje z Lawsonem Ove Fundin, jeden z najlepszych zawodników w historii sportu żużlowego.
ZOBACZ Prezes Włókniarza z aspiracjami politycznymi? Ta odpowiedź mówi wszystko
Po wojnie Aub Lawson wrócił do ścigania na żużlu. Co pokazuje historia, Lawson jest jednym z nielicznych żużlowców, którym się to udało. Na taki los zdecydowali się np. bracia Jack i Norman Parkerowie czy Bill Kitchen. Lawson od 1947 do 1953 roku ścigał się dla londyńskiego West Ham Hammers. W 1951 roku wygrał zawody o miano najlepszego żużlowca w Londynie.
Ove Fundin spędził z Lawsonem bardzo dużo czasu i nie ukrywa, że Australijczyk był mu w życiu bardzo pomocny. - Pierwszy raz spotkałem go na statku w 1954 roku, gdy płynęliśmy z Londynu do Perth. To była prawie 5-tygodniowa podróż. Początkowo nie rozmawialiśmy za dużo, on był gwiazdą, a ja nowicjuszem, a mój angielski był wtedy daleki od ideału. Pierwsza książka jaką przeczytałem po angielsku, czyli ''A Town like Alice'', była właśnie od niego. Bardzo popularna pozycja, opowiadająca o wojnie.
Pięciokrotny IMŚ dodaje, że to dzięki Lawsonowi trafił do Norwich Stars. - Gdy wracaliśmy z Australii przyszedł do mnie i zapytał, czy nie chcę, bym mu załatwił miejsce w Norwich. Bardzo się ucieszyłem. Aub był tam kapitanem drużyny. Promotorzy po przeprowadzeniu testów zgodzili się i tak trafiłem tam na następne lata.
W powojennych czasach Lawson dziewięć razy kwalifikował się do finału światowego. Zajmował w nich czołowe miejsca, choć na podium znalazł się tylko jeden raz. W 1958 roku. Z tytułu cieszył się wówczas Barry Briggs, a drugi był Ove Fundin. - Mam jedno wspomnienie. Podczas biegu, atakował mnie, bardzo ostro, ale fair. Wygrałem kilka biegów, jemu też szło dobrze, a żaden nie chciał odpuścić. Chciał zgarnąć dodatkowy punkt. Nie podobało mi się to, ale jak to się mówi, nikt nie jest twoim przyjacielem na torze - dodaje Szwed.
Wielokrotny triumfator Drużynowych Mistrzostw Świata przyznaje, że Lawson był wyróżniającą się postacią na torze i poza nim. Stał się liderem i kapitanem z prawdziwego zdarzenia. - Aub był nazywany dżentelmenem, dobrze mówiącym, szanowanym wszędzie. Był naszym rzecznikiem wśród innych. Dogadywał się z mediami, potrafił rozmawiać. Był darzony szacunkiem nie tylko wśród dziennikarzy, ale i miał zainteresowanie wśród kobiet. A na torze był trochę jak Dr Jekyll i Mr Hyde - dodaje Fundin.
Czy zdaniem Fundina Lawson wykorzystał swój czas w pełni i osiągnął sukces na miarę swoich możliwości?
- Był bardzo dobrym żużlowcem. Kto wie, może mógł osiągnąć nawet coś więcej niż tylko jedno podium. Nie było między nami przyjaźni na torze, ale poza nim bardzo dobrze się rozumieliśmy. Na torze powiedziałbym, że był agresywny, więc nie było z nim zmiłuj. Ciężko pracował nad sobą. Nie sądzę, że był naturalnym talentem. Jednak dużo nauczyła go wojna. A ta przerwała mu karierę i zabrała szansę, by osiągnąć jeszcze więcej. Trzeba pamiętać, że w jego czasach miał dużo mocnych konkurentów.
Co jeszcze wyjątkowego u Lawsona pamięta Fundin? - To nie był delikatny zawodnik, ale bardzo twardy. Mój motocykl był znacznie inny niż jego. Nie wiem, czy byłbym w stanie kiedykolwiek dosiąść jego maszyny. Miał ogromną kierownicę - wyjaśnia.
W 1960 roku odjechał swój ostatni sezon w Anglii. Później wrócił do rodzinnej Australii.
- Po skończonej karierze opiekował się żużlem w Claremonte. Nie był właścicielem obiektu, ale odpowiadał za wiele spraw. Kupił sobie farmę, na której wypasał owce, niedaleko toru i spędzał tam wolny czas. Uwielbiał jeździć konno. Kilka dni przejeździliśmy bez wytchnienia. Pomagałem mu na jego farmie, a on czy jego dzieci mi. Polowaliśmy na kangury i lisy. Jeździliśmy na 125-tkach i zaganialiśmy owce czy emu. Byliśmy trochę jak australijscy kowboje. Jego najstarszy syn został całe lato, by spędzić czas z moją mamą. Wspólnie jeździliśmy samochodem na zawody. Był moment, że jego dzieci widziałem znacznie częściej niż swoje.
Aub Lawson zmarł 20 stycznia 1977, mając 62 lata. - Umarł dość wcześnie. To zostaje dla mnie wielką zagadką. Choroba? Być może. Dbał o siebie, słynął z dobrego zdrowia. Lubił pić dużo piwa, ale kto wtedy nie lubił? Nie sięgał z kolei po żadne mocne trunki. Miał pewne problemy rodzinne, jego związek z żoną zakończył się. Potem związał się z inną kobietą. Nie chcę zgadywać co się stało - kończy Fundin.
Zainteresował cię artykuł? Lubisz żużlowe historie? Koniecznie zajrzyj TUTAJ
Zobacz także:
Najbardziej utytułowany polski klub na zakręcie. "Nawet po kibicach widać zmęczenie"
Wizytówka dyscypliny w kryzysie. Trener wylicza błędy promotora