Żużel. Łącznik epok z wrocławskiej Sparty. Legenda doświadczyła z nią zarówno marazmu, jak i sukcesu

WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Na zdjęciu: Henryk Piekarski w niebieskim kasku
WP SportoweFakty / Jarek Pabijan / Na zdjęciu: Henryk Piekarski w niebieskim kasku

W pierwszych latach startów w macierzystej Sparcie zetknął się z marazmem, biedą i licznymi porażkami. Po burzy wyszło jednak słońce i nastały znacznie lepsze dla wrocławian czasy. Oddany drużynie Henryk Piekarski miał w tym swój niemały udział.

Urodził się w Kątach Wrocławskich, oddalonych zaledwie 30 kilometrów od Wrocławia. Jego kilkunastoletnia żużlowa kariera rozpoczęła się akurat w czasie, w którym macierzysty klub spadł z I do II Ligi i to od razu na samo dno. Był bowiem rok 1981, kiedy Sparta ugrzęzła na dole tabeli, nie wygrzebując się z niego przez sześć sezonów z rzędu. Wygrała w tym czasie zaledwie 5 z 62 meczów. Krótko mówiąc, przy Paderewskiego było mizernie, szaroburo, blado i biednie.

Po burzy przyszło słońce

Początki jazdy w lewo nie były więc dla skromnego Henryka Piekarskiego usłane różami. Przede wszystkim nie były zbyt perspektywiczne, jednakże młodzian na tle kolegów i tak notował całkiem niezłe wyniki. Na lata 1984-1985 z uwagi na konieczność odbycia służby wojskowej przeniósł się do innego drugoligowca. W GKM-ie Grudziądz było - parafrazując słynną kwestię z "Kilera" - niewiele lepiej, ale lepiej. Poznał choćby życie z dala od domu. Niemniej również i tam nie było mowy o tym, aby liznąć bardziej poważnego poziomu sportowego.

Niespełna 25-letni Piekarski wrócił więc do Sparty Wrocław, w której startował już niemalże do końca przygody z "czarnym sportem". W końcu też klub z Dolnego Śląska zaczął piąć się w górę i coraz śmielej radził sobie na drugoligowym szczeblu. Dwukrotnie przegrał baraż o awans do elity (1988, 1990). Promocję do grona najlepszych udało się wywalczyć w roku 1991. Było to już pod wodzą słynnego trenera i wychowawcy, Ryszarda Nieścieruka.

ZOBACZ Andriej Kudriaszow szczerze o chorobie i najbliższej przyszłości. Zobacz całą rozmowę!

Wówczas wychowanek Sparty notował piąty kolejny sezon, w którym należał do kluczowych ogniw drużyny. - Można go nazwać takim łącznikiem epok, bo pamiętał czasy słabej drugoligowej Sparty, a po latach był w składzie tej ekstraklasowej, która zdobywała drużynowe mistrzostwo Polski. Jeszcze w 1992 w klubie rządziło Aspro, ale w drugiej części sezonu pieniądze się skończyły i mało brakowało, a żużla we Wrocławiu by nie było - przyznaje Wojciech Koerber, felietonista WP SportoweFakty.

Super rezerwowy dokładał swoją cegiełkę

Za sprawą sprawnych działań Andrzeja Rusko powstało jednak Wrocławskie Towarzystwo Sportowe, które od razu zawładnęło żużlową ligą. Bezsprzeczną gwiazdą był Tommy Knudsen, którego dzielnie wspierali Dariusz Śledź, Piotr BaronWojciech Załuski czy Zbigniew Lech. Piekarski natomiast stał się "jokerem" w talii Nieścieruka. Ulubieniec publiczności na Stadionie Olimpijskim swoją obecność starał się bowiem zaznaczać jako zawodnik oczekujący.

- Był swego rodzaju super rezerwowym. Godził się z taką rolą, nie wywyższał się, bo też był to człowiek niezwykle spokojny i niekonfliktowy. Wiadomo, że teraz czasy są inne i rezerwowych nie ma, ale wtedy on i Krzysztof Jankowski z takiej właśnie pozycji dorzucali cenne punkty - wspomina tamten okres Koerber, który niedawno poruszył tę kwestię w felietonie na stronie WP SportoweFakty "Po bandzie: Żużel nie lubi rezerwowych".

Cechą charakterystyczną aparycji Piekarskiego były wąsy, które dumnie nosił, a także skłonność do palenia papierosów. - Kolorowe to były czasy, w których puszczenie dymka w parku maszyn w przerwie między biegami było czymś normalnym i nikogo nie dziwiło. Podobnie jak moda na noszenie wąsów - mówi dziennikarz, który niedawno na Twitterze z uśmiechem zwrócił uwagę na to, jak zmieniły się w dyscyplinie pewne... trendy.

Sukcesy w Złotym Kasku

Od drugiej połowy lat 80. na długi czas tradycją stało się, że decydująca runda niezwykle prestiżowego Złotego Kasku odbywała się we Wrocławiu. Na koniec sezonu zjeżdżała tam krajowa czołówka, a sam turniej odbywał się przy jupiterach, co dodawało dodatkowego smaczku i podkreślało jego i tak wysoką rangę. - Na te zawody czekało się cały rok, bo włączano na nie stare jupitery, na co w trakcie sezonu z racji oszczędności się nie decydowano. Była to już jesień i szybko robiło się ciemno, więc to było naprawdę coś. Idąc aleją na stadion, ich blask robił wrażenie - wspomina z rozrzewnieniem Koerber.

Piekarski, choć startował w tych zawodach (będących zarazem Memoriałem Lecha Barana - red.) jako gospodarz i nie liczył się w ogólnej klasyfikacji ZK, budował wtedy swoją legendę. W rywalizacji z najlepszymi z czołowych klubów w 1989 roku zajął trzecie miejsce, za Andrzejem Huszczą i Wojciechem Załuskim. Za to w 1990 wygrał całe zmagania, zostawiając za swoimi plecami śmietankę polskich gwiazd. Dawał wiele radości miejscowej publiczności.

- Był mistrzem jazdy przy krawężniku. Jeśli wyprzedzał, to robił to przy "kredzie". Prezentował jednak dość siermiężny styl jazdy, typowy dla wielu zawodników z tamtych lat. Kibice lubili sobie żartować, że Heniu wygląda na motocyklu tak, jakby ktoś włożył mu kij od szczotki - opisuje Koerber, pamiętając jazdę wychowanka Sparty.

Zawodnik, a po latach toromistrz

Piekarski odjechał dla Sparty 140 meczów ligowych, zdobywając w nich 1073 punkty. Najcenniejsze triumfy to te w DMP w latach 1993-1994, które były dla niego ostatnimi chwilami we wrocławskich barwach. Na finalny etap jazdy na żużlu udał się do drugoligowego Opola. Tam spędził tylko rok, po czym w wieku 33 lat zdecydował się zjechać ze sceny.

Nie jest też pierwszym i ostatnim zawodnikiem, który po latach próbował swoich sił jako toromistrz. Taką możliwość otrzymał po odejściu z wrocławskiego klubu trenera Piotra Barona i prawdziwego fachowca w dziedzinie przygotowywaniu toru, Jana Chorosia.

- Przed paroma laty Andrzej i Krystyna Rusko uznali, że warto wrócić do korzeni i oprócz Piotra Barona czy Dariusza Śledzia jako tych, którzy stali się trenerami, zaangażowali do pracy właśnie Henryka Piekarskiego. Był w klubie przez pewien czas toromistrzem wraz z Grzegorzem Węglarzem - przyznaje na koniec Wojciech Koerber.

Statystyki Henryka Piekarskiego z jazdy we wrocławskich barwach:

PoziomSezonyMeczeBiegi (wygrane)Pkt+bonŚr. bieg.Śr. mecz.Sukcesy
I Liga 3 32 74 (1) 77+20 1,311 2,41 1993-94 - złoto DMP
II Liga 10 108 548 (178) 996+50 1,909 9,22 1991 - awans do I Ligi
SUMA 12* 140 622 (179) 1073+70 1,838 7,66

* w 1992 roku startował jednocześnie w pierwszej drużynie Sparty (w I Lidze), jak i w drugiej (w II Lidze), stąd jest to liczone jako jeden sezon

CZYTAJ WIĘCEJ:
Król sarkazmu, który czerpał z życia pełnymi garściami. Drabik kończy 57 lat
W tych derbach Polonia już witała się z gąską. Apator wstał jednak z kolan!

Komentarze (1)
avatar
tejot_tejot
9.02.2023
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Szanowny pan redaktor zapomniał (lub nie wie), że ten "siermiężny" styl jazdy był normą w tamtych czasach (podobnie jeździli m.in. Tommy Knudsen, Erik Gundersen czy Andrzej Huszcza) i wynikał n Czytaj całość