20 lutego 1986 roku urodził się Paweł Hlib. W wieku 16 lat zdał egzamin na licencję i błyskawicznie doczekał się debiutu w Stali Gorzów. W klubie wiązano z nastolatkiem ogromne nadzieje. Pojechał zresztą w osiemnastu ligowych spotkaniach i choć jego średnia na kolana nie rzuca - 0,759 - to w Ekstralidze wygrał dwa biegi. Jak na nieopierzonego juniora to dobry wynik. A pamiętajmy, że ówczesny regulamin nie przewidywał biegów młodzieżowych.
Gwiazda w młodym wieku
Z biegiem czasu spisywał się coraz lepiej. Pomógł w tym też spadek Stali do I ligi. W niej Hlib wyrósł na jednego z liderów zespołu. W wieku 18 lat potrafił wykręcić średnią 2,074 punktu na bieg. Zdobył z bonusami 197 punktów w 95 wyścigach. To imponujący wynik. Sztab szkoleniowy nie bał się na niego stawiać w najtrudniejszych momentach. Był prawdziwym jokerem.
Marzył o awansie do Ekstraligi ze Stalą, ale ta sztuka mu się nie udała. W 2006 roku po raz pierwszy w karierze zmienił klub. Przeniósł się do Unii Tarnów, gdzie miał być liderem formacji młodzieżowej. Spisywał się jednak poniżej oczekiwań, a transfer uznano za niewypał. Po roku wrócił do Gorzowa i tym razem udało mu się wprowadzić Stal do elity.
Przejmująca deklaracja Kudriaszowa. Mówi o oddawaniu pieniędzy ze zbiórki i kosztach leczenia
Wiek juniorski Hlib zakończył brązowym medalem Indywidualnych Mistrzostw Świata Juniorów i złotem w Młodzieżowych Indywidualnych Mistrzostwach Polski. Wróżono mu wielką karierę i kolejne sukcesy. Coraz głośniej było jednak o jego niesportowym trybie życia, kolejnych imprezach. Miał też problemy z prawem. W jednym z klubów zaatakował policjanta. Doszło także do stłuczki z jego udziałem. Już wtedy niektórzy sygnalizowali, że z Hlibem dzieje się coś złego.
Problemy z prawem i samodyscypliną
Problemy te miały swoje odzwierciedlenie na torze. W 2008 roku, pierwszym w gronie seniorów, wykręcił średnią 0,733. - Był to na pewno ciężki okres, w którym nikt nie chciał mnie zrozumieć. Jednak jako zawodnik, pozostawałem nadal do dyspozycji i byłem gotowy do rywalizacji na odpowiednim poziomie - mówił wtedy w wywiadzie udzielonym naszemu portalowi.
Za swoje zachowanie został nawet zawieszony przez klub. Podpisał kontrakt z PSŻ Poznań, ale w klubie tym nie wystartował. Ostatecznie próbował odbudować się w Rybniku, a kolejne dwa sezony spędził w Gdańsku. Szansę dano mu także w Krośnie, ale Hlib w niczym nie przypominał zawodnika z wieku juniorskiego.
- Ja akurat moich problemów nie upatrywałbym w przejściu w wiek seniora. Jeżeli chodzi o postawę na torze, to do każdego biegu podchodziłem tak samo, jak w czasie, gdy startowałem jako junior. W moim przypadku doszło do zmiany ludzi z teamu, a przede wszystkim zmieniłem sprzęt. Nie wszystkie rzeczy zagrały i mieliśmy taki a nie inny wynik - wspominał.
W 2013 roku znów dostał szansę w Gorzowie, ale nie prezentował dawnego poziomu. To był jego ostatni sezon. - Wszyscy doskonale znają historię tego chłopaka. Jeśli on spojrzy rano w lustro i powie sobie, że pan Bóg dał mu wielki talent, a on teraz dołoży do tego trochę rozumu, to możemy mieć naprawdę ciekawego żużlowca, który na naszym torze będzie w stanie zdobywać w granicach 7-8 punktów. To wielki, niespełniony talent. Ma dwójkę dzieci i jako ojciec musi zarabiać pieniądze dla rodziny. Liczę po cichu, że to on będzie tym, który zaskoczy - mówił przed startem rozgrywek Władysław Komarnicki.
Wrócił i przepadł
Hlib po kolejnym nieudanym sezonie postanowił zakończyć karierę. Wcześniej wiele razy zaskakiwał swoimi wypowiedziami. Tak było choćby wtedy, gdy mówił o startach w juniorskiej reprezentacji Polski. - Starty w reprezentacji Polski nic mi nie dały. Spotkały mnie jedynie w związku z tym pewne nieprzyjemności. Bez słowa rozmowy zostałem zawieszony. Nie chcę już reprezentować barw Polski - dodał. Z racji podwójnego obywatelstwa chciał reprezentować Niemcy, a nawet startować w lidze... argentyńskiej.
Wychowanek Stali przypomniał o sobie pod koniec 2018 roku. Podpisał wtedy kontrakt warszawski z Wilkami Krosno. - Mam wokół siebie ludzi, którzy chcą pomóc mi w powrocie na tor. Chcę mocno przepracować zimę i dojść do odpowiedniej formy fizycznej i mentalnej, bo wiem, że na to mnie stać - zapewniał żużlowiec. Przeszedł gigantyczną metamorfozę, schudł 25 kilogramów i wziął się na poważnie za żużel. Trenerowi Januszowi Ślączce imponował formą na treningach. Sezon może uznać za udany, ale sam czuł niedosyt.
Podpisał umowę z Apatorem Toruń. Miał być tajną bronią, ale nie wyjechał na tor. I znów przepadł. - Pamiętam, jak kiedyś miałem go w Wybrzeżu Gdańsk. Zaczął dobrze, złapał dobry kontakt z kibicami, a potem jakoś to wszystko się rozlazło. Jeśli będzie sobie radził z tymi wszystkimi sprawami wokół żużla, to powinno być dobrze. Właśnie zły wpływ otoczenia był kiedyś jego największym problemem. Pokusy życia też. Poza tym w sporcie wszystko przychodziło mu za łatwo. Był wybitnie uzdolniony, do jazdy na motocyklu wręcz stworzony - podsumował karierę Hliba jego były trener Stanisław Chomski.
Obecnie żyje na swój sposób, z daleka od żużla. Znów, jak kiedyś, chodzi własnymi ścieżkami. I taki czuje się najszczęśliwszy.
Czytaj także:
Prezes zapłaci karę za te słowa?! Poszło o telewizję
Sędziowie są zachwyceni. Polski wynalazek ułatwi im pracę