Nie da się ukryć, że żużel w jakiejkolwiek odmianie nigdy w Holandii nie był popularny. Choć mistrzostwa kraju rozgrywano tam już od lat czterdziestych ubiegłego wieku, to jednak niewielu było zawodników, którzy potrafili przebić się do szerokiej czołówki. Wyjątkiem był Henny Kroeze, a właściwie Hendrikus Constantinus Jozef Kroeze.
Holenderska legenda
Urodzony 11 marca 1952 roku żużlowiec w Holandii w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych był dominatorem. Aż dziesięciokrotnie sięgał po mistrzostwo kraju, co nie udało się nikomu innemu. Z powodzeniem ścigał się w Wielkiej Brytanii i tam zapisał się w historii ligi. Został pierwszym żużlowcem, który w meczu sięgnął po komplet 21 punktów. Uczynił to 21 sierpnia 1976 roku w meczu swojego Halifax Dukes z Birmingham Brummies. Ścigał się także dla Bristol Bulldogs i Sheffield Tigers.
Najlepszego holenderskiego żużlowca motocykle interesowały od dziecka. Już w wieku 12 lat dostał pierwszy motor od ojca Tonniego, który również ścigał się na żużlu. Wraz z braćmi założył nawet grupę kaskaderską "De Motorkosacks". Dla żużlowych kibiców Henny Kroeze był idolem. Brytyjskie media prześcigały się w nagłówkach chwalących Holendra. Był on dodatkową atrakcją ligi ze względu na narodowość.
ZOBACZ WIDEO: Żużel. Nicki Pedersen doczeka się biografii!
- Kolejne mecze następowały po sobie bardzo szybko. Czasami było to szalone, ale gdy jesteś młody, to robisz to. Wtedy możesz podbić świat - wspominał Kroeze w rozmowie z holenderskim portalem tubantia.nl. Wspierała go żona Jeanny. - Henny się ścigał, a ja miałam zmartwienia. Żyliśmy na walizkach. Uwielbiałam tę przygodę, podróże. Byłam fanatyczką. Jeśli Henny nie był na podium, nie podobało mi się to. Na szczęście nie zdarzało się to zbyt często - opisywała.
Jedyny w finale IMŚ
Największym jego sukcesem jest dwukrotny awans do finału Indywidualnych Mistrzostw Świata. Nigdy wcześniej ani później nie dokonał tego żaden holenderski żużlowiec. I niewiele wskazuje na to, że to się zmieni. Kroeze w 1983 roku był rezerwowym w finale w Norden i na tor nie wyjechał. Cztery lata później startował w finale w Amsterdamie i zajął ostatnie miejsce.
Na żużlu Kroeze wygrał wiele. To nie tylko puchary i pieniądze, ale też wakacje na Rodos czy kompletne wyposażenie kuchni. Miał też wiele kontuzji. Najgorszą w 1977 roku, kiedy po upadku wylądował na trybunach stadionu w Togliatti. Złamał wtedy kość udową. Żużel Kroeze wspomina jednak bardzo pozytywnie. Dzięki sportowi zwiedzili wiele miejsc na świecie. Sukcesy odnosił też w Polsce. W 1983 roku Holender był najlepszy w rybnickim Memoriale Jana Ciszewskiego.
Ściana śmierci sposobem na życie
Po zakończeniu kariery został mechanikiem w fabryce w Almelo. - Niezła robota, ale czułem się jak ptak w klatce. Musiałem przychodzić tam codziennie, a zawsze byłem wolnym chłopcem - mówił. Jego żona dodała, że "był bardzo nieszczęśliwy". Wszystko zmieniła jednak "ściana śmierci".
W 1997 roku kupił ją we Francji. To duża okrągła beczka o średnicy 8,5 metra i wysokości 5 metrów. I Kroeze jeździł po niej w w kółko, czasem siedząc na kierownicy i nie trzymając jej rękoma. Spragnieni emocji widzowie tłumnie oglądali te popisy, a były żużlowiec był w swoim żywiole. Ze swoim kaskaderskim popisem jeździł po Holandii, Niemczech i Belgii. Był gościem różnych imprez, festiwali czy targów.
W ślad za nim poszedł syn Kenny i córka Kim, którzy również jeździli po "ścianie śmierci". Henny Kroeze w 2018 roku zakończył swoje popisy. Cierpi na chorobę zwyrodnieniową stawów rąk i ma problemy z kolanem oraz plecami. - Zawsze podążaliśmy za głosem serca. Nie staliśmy się bogaci, ale żyliśmy bogato - dodają państwo Kroeze, którzy doczekali się trójki dzieci i sześciorga wnucząt. A Henny Kroeze czasem jeszcze wsiądzie na motocykl, ale już tylko rekreacyjnie.
Czytaj także:
Marcin Jaguś poszedł w ślady starszego brata. Karierę zatrzymały kontuzje
Wygrał swój memoriał. Zginął przez prosty błąd