13 marca 1918 roku w Łodzi urodził się Jerzy Brendler. Był sportowcem, jakich teraz już nie ma. Obecnie profesjonalny sport nastawiony jest na specjalizację i osiąganie sukcesów w jednej dyscyplinie. Przed wybuchem II wojny światowej było inaczej, a najlepszym tego potwierdzeniem jest właśnie osoba Brendlera.
Przygodę ze sportem rozpoczął już w wieku 10 lat. Uczęszczał wtedy na treningi pływania i szybko został mistrzem Polski juniorów na dystansach 100 i 200 metrów. Później przyszła kolej na boks.
- Mój serdeczny kolega, późniejszy słynny polski bokser, Henryk Chmielewski namówił mnie na trening bokserski. Zwinny, silny i mały - nadaje się do boksu - zawyrokował ktoś fachowo. W kilka tygodni później, a był to rok 1935, dekorowano mnie efektowną szarfą za zdobycie tytułu mistrza okręgu w wadze muszej - przekazał w książce "Jerzy Brendler - pół wieku ze sportem" (cytaty za historia.swidnik.net).
Jednooka legenda
Prawdziwy sportowiec renesansu, a to nie koniec bogatej i długiej listy jego osiągnięć na polskich arenach. Brendler trenował także skoki do wody, hokej, łyżwiarstwo, ale najbardziej znany był dzięki żużlowi i wyścigom motocyklowym. Do czarnego sportu trafił w wieku 32 lat. Startował w Ogniwie Bytom, gdzie jego klubowymi kolegami byli Włodzimierz Szwendrowski czy Jan Paluch. Po dwóch latach przeniósł się do Włókniarza Częstochowa, gdzie był jednym z liderów.
ZOBACZ WIDEO: Gleb Czugunow stracił miejsce w składzie. Jako przyczynę podał stan psychiczny i brak zaangażowania
Tam był również trenerem. Pierwsze żużlowe szlify pod jego opieką zbierał choćby tragicznie zmarły Bronisław Idzikowski. Pod Jasną Górą był bardzo szanowaną postacią, choć spędził tam tylko trzy lata. - W Częstochowie, przy Olsztyńskiej, formował się żużel, a dziadek dbał, bym poznał nazwiska Mariana Kaznowskiego czy Jerzego Brendlera, legendarnego zawodnika i trenera, który ścigał się bez jednego oka i dosyć dobrze mu to wychodziło - opisywał w książce "Pół wieku na czarno" Marek Cieślak.
Krótką żużlową karierę Brendler zakończył w LPŻ Lublin w 1956 roku. Tam miał być trenerem, ale postanowił wsiąść na motocykl i znów zachwycał formą. Wtedy bardziej niż żużel interesowały go jednak motocyklowe rajdy. W nich był prawdziwym mistrzem. Zamiłowanie do nich rozpoczęło się jeszcze przed II wojną światową.
- W 1934 roku ojciec kupił mi motocykl. Była to piękna maszyna - Ariel 300. Postanowiłem spróbować swoich sił w sporcie motocyklowym. Wystartowałem w lokalnym rajdzie zorganizowanym przez jeden z łódzkich klubów i o dziwo… zająłem pierwsze miejsce w swojej klasie. To mnie zachęciło. Zacząłem poważnie myśleć o sporcie motorowym - mówił Brendler.
Długa lista sukcesów
Po zakończeniu przygody z żużlem skupił się na startach w rajdach motocyklowych. Został zawodnikiem fabrycznym WSK Świdnik. Siedmiokrotnie był mistrzem Polski w klasie 125ccm. Jego sukcesy zostały docenione m.in. w organizowanym przez "Tempo" plebiscycie na najlepszego sportowca Lubelszczyzny, w którym wygrał w 1967 roku.
Lista jego sukcesów była bardzo długa. On sam podchodził do swoich tytułów z humorem. - Doprawdy trudno mi znaleźć prostą, jednoznaczną odpowiedź na pytanie o źródło moich sukcesów. Nie jestem przecież abstynentem, chociaż nigdy nie nadużywałem alkoholu i zawsze kiedy trzeba potrafię odmówić nawet lampki wina. Nie unikam palenia tytoniu. Nie czuję się żadnym fenomenem. Dlaczego mimo to potrafiłem dotrzymać kroku młodym ludziom, często młodszym od moich dzieci - mówił.
Kochał sport, cechowała go upór, silna wola, ambicja. Dążył do doskonałości. Jego życie to jednak nie tylko sport, ale i praca. W WSK Świdnik pracował jako tłumacz, gdyż świetnie znał język niemiecki.
Groźny wypadek w drodze po tytuł
Sportową karierę przerwał wypadek w 1969 roku podczas zawodów rajdowych o mistrzostwo Polski w Gliwicach.
- Wchodziłem w szybki, łagodny łuk na swoim Promocie. Za mną, o kilkadziesiąt metrów w tyle rywale. Czułem się już zwycięzcą. Silnik pracował idealnie. Jednostajnym rykiem niósł po kolejny tytuł wzdłuż szpaleru widzów zlewających się przy szybkości ponad 150km/h w szarą ścianę. Zredukowałem przed zakrętem gaz, a wychodząc z krzywizny puściłem go znów na pełny. Wtedy zatarł się silnik. Trwało to ułamek sekundy. Jak armatni pocisk wyleciałem w powietrze. Jedynym celem było ominięcie przeszkody w postaci drzewa - wspominał.
Wylądował obok drzewa, ale plecami uderzył w drewniany parkan. Leczenie trwało rok, a wypadek oznaczał koniec bogatej w sukcesy sportowej kariery. Brendler zmarł w 1985 po ciężkiej chorobie.
Czytaj także:
Marcin Jaguś poszedł w ślady starszego brata. Karierę zatrzymały kontuzje
Wygrał swój memoriał. Zginął przez prosty błąd