Już w ostatnich latach władze Fogo Unii Leszno miały ogromne problemy, by podczas największych hitów PGE Ekstraligi zapełnić choćby połowę krzesełek na stadionie. Na piątkowe mecze przychodziło z kolei średnio około 4-6 tysięcy ludzi. To wszystko sprawiło, że ostatecznie klub zakończył sezon z najgorszą średnią frekwencją w PGE Ekstralidze - 5,5 tysiąca widzów. Więcej fanów chodziło nawet na mecze najsłabszych drużyn, czyli Arged Malesy Ostrów czy ZOOleszcz GKM-u Grudziądz. Co gorsza, leszczyński obiekt zapełniał się średnio jedynie w 33 procentach.
W tym roku problem może być jeszcze większy, co pokazały dotychczasowe imprezy. Na stadionie im. Alfreda Smoczyka odbyły się już dwa sparingi i memoriał, a każde z wydarzeń przyciągnęło na trybuny zaledwie garstkę najwierniejszych fanów. Klęską frekwencyjną zakończył się zwłaszcza memoriał, na który przygotowano dla kibiców wiele atrakcji, a mimo to trybuny świeciły pustkami. Oficjalnie fanów było około dwóch tysięcy, ale i w to można było wątpić, gdy patrzyło się na opustoszałe sektory.
- Faktycznie trochę to nas martwi. Jednocześnie mamy nadzieję, że nasi kibice szykują się już na mecze ligowe i to podczas będą tłumnie odwiedzali stadion. Na razie jest za wcześnie, by lamentować. Przychody ze sprzedaży biletów są bardzo ważną pozycją w naszym budżecie i to od liczby sprzedanych wejściówek zależy w głównej mierze, ile - jako współwłaściciele klubu - będziemy musieli dopłacić po sezonie - przyznaje prezes Fogo Unii, Piotr Rusiecki.
ZOBACZ WIDEO: Wraca do Ekstraligi po 7 latach. "Wtedy były duże braki, dziś jestem silniejszy"
Działacz jednocześnie zapewnia, że słaba frekwencja nie wpłynie na problemy klubu z wypłaceniem zawodnikom obiecanych pieniędzy za jazdę w meczach. Ewentualne braki w kasie pokryją bowiem udziałowcy kluby, czyli m.in. Piotr Rusiecki.
Leszno na razie wypada bardzo blado na tle konkurencji, a to może utrudniać marzenia o szybszej odbudowie zespołu i powrocie do walki o najwyższe cele. Władze Unii jeszcze jakiś czas temu zapowiadały, że ten sezon ma być rokiem przejściowym, a od kolejnych rozgrywek, klub ma być jeszcze mocniejszy i wrócić do walki o mistrzostwo Polski.
Inne kluby nie mają aż takiego problemu z kibicami, co widać nawet w Toruniu. Tamtejsi fani odczuwają taki głód żużla, że na sparingu z Motorem Lublin na stadionie pojawiło się tak wielu kibiców, że trzeba było opóźnić rozpoczęcie zawodów, by wszyscy zainteresowani mogli wejść na trybuny. Na frekwencję nie narzekali także organizatorzy innych weekendowych imprez w Zielonej Górze i Bydgoszczy, które oglądało z blisko około 10 tysięcy ludzi.
Czytaj więcej:
Inauguracja PGE Ekstraligi zagrożona?!
Jego wybór zaskoczył prezesa