Platinum Motor Lublin był faworytem tegorocznego finału Mistrzostw Polski Par Klubowych. W ubiegłym roku Koziołki sięgnęły po złoto w składzie: Mikkel Michelsen, Wiktor Lampart, Dominik Kubera.
W tym roku z wiadomych względów znalazł się w nim tylko ostatni z nich. I obronił złoto, choć tym razem startując z Fredrikiem Lindgrenem oraz Bartoszem Zmarzlikiem.
Ten ostatni złoty medal zapewnił nowej drużynie w biegu dodatkowym, w którym pokonał swojego imiennika z Leszna, Bartosza Smektałę.
ZOBACZ WIDEO: Żużel. Magazyn PGE Ekstraligi. Czarnecki, Janowski i Holder gośćmi Musiała
- W żużlu nigdy nic łatwo nie przychodzi. Szczerze mówiąc, to bardzo lubię takie biegi "o coś", aby jechać ten dodatkowy. To lepiej smakuje, więc bardzo się cieszę, bo dawno medalu w parach nie miałem - powiedział Zmarzlik w rozmowie z Robertem Sitnickim na antenie Canal+ Sport 5.
Kiniczanin w niedzielne popołudnie w podstawowej fazie zawodów wywalczył 10 punktów. Zdarzały mu się bardzo dobre wyścigi, ale i takie, w których musiał oglądać plecy obu rywali.
- Na pewno jest jeszcze bardzo zimno i jest problem z regulacją, ale każdy z nas się z tym zmaga. Na pewno jest to nowe wyzwanie, bo dawno w kwietniu tak zimno nie było i nie trzeba było tylu zmian w motocyklach robić, by móc jechać - dodał.
Po sobotnim finale PGE IMME Zmarzlik nie chciał odpowiadać na pytanie, czy zabrał ze sobą najlepsze jednostki napędowe. Podobnie było w Rzeszowie. - To moja sprawa, a nie dziennikarzy. Jadę na silnikach dobrych, bo nie mam złych silników. Ciężko mi powiedzieć czy wziąłem najlepsze, bo nie wiem, wszystkie są dobre. Kwestia wczucia i odpowiedniej regulacji - skomentował.
Czytaj także:
Zajął miejsce Apatora na Motoarenie. Będzie chciał przejąć klub?
Znają swoje miejsce w szeregu. Promotor mówi o ekspansji SEC