[b]
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty: Obserwując Wiktora Przyjemskiego na tym etapie sezonu, można odnieść wrażenie, że znów poczynił postępy. Pana optyka jest taka sama?[/b]
Marek Ziębicki, menedżer Wiktora Przyjemskiego i kilku innych młodych adeptów Abramczyk Polonii Bydgoszcz: Nie popadamy w euforię, choć rzeczywiście należy przyznać, że Wiktor się rozwija. Sam mi powiedział, gdy wsiadł po raz pierwszy na motocykl po zimie, że czuje się na nim komfortowo. Rok temu tak nie było. Coś takiego wyróżnia raczej klasowych zawodników, którzy zaczynają jeździć po dłuższej przerwie. Patrząc na nich z boku, w zasadzie nie widać, że odpoczynek od maszyny trwał aż kilka miesięcy. Oczywiście Wiktorowi daleko do klasy światowej, ale cieszymy się, że nie stoimy w miejscu.
Pana zawodnik miał już okazję do kilku startów i zaimponował.
Przede wszystkim chciałbym podziękować trenerowi Lechowi Kędziorze i prezesowi Tauron Włókniarza Częstochowa, Michałowi Świącikowi za możliwość udziału w memoriale Bronisława Idzikowskiego. Bardzo trudno dostać się na jakiś tor. Kluby prowadzą raczej zamkniętą politykę, nie wpuszczają na obiekty innych żużlowców i trzymają stan nawierzchni w tajemnicy. W Częstochowie de facto po raz pierwszy Wiktor jechał spod taśmy.
Pokonał między innymi Mikkela Michelsena i Jakuba Miśkowiaka, który zna obiekt doskonale.
To na pewno powód do radości, choć stąpałbym twardo po ziemi, gdyż wszyscy są na etapie testów. Faktycznie, Michelsen przegrał tylko z Wiktorem, udało się również pokonać Miśkowiaka. Rzeczywiście na tym etapie tych klasowych żużlowców na rozkładzie jest więcej, co niewątpliwie daje jakieś powody do optymizmu, ale za wcześnie, by wyciągać z tego dalej idące wnioski.
ZOBACZ WIDEO: Budżety uszczuplone po wyborach? Europoseł PIS mówi o rozliczaniu polityków i Łukasza Mejzy
Po Kryterium Asów w rozmowie z naszym portalem (czytaj TUTAJ) poruszył pan kwestię problemów sprzętowych.
W Kryterium pierwszy wyścig poszedł po naszej myśli, ale faktycznie silnik zaczął Wiktorowi przerywać. Metanol wydostawał się przez gaźnik. Chłopacy starali się to zwalczyć, co częściowo udało się na drugi bieg, natomiast później już zmieniliśmy jednostkę i było gorzej. Niemniej jak wspomniałem, to nie była wina sprzętu, a mocnej stawki. Z takimi zawodnikami, światowej klasy, trudno wygrywać, zwłaszcza z niekorzystnych wówczas zewnętrznych pól startowych.
W sparingu przeciwko Cellfast Wilkom Krosno chyba sprzęt już nie płatał figli?
Używaliśmy tych samych dwóch silników, z których skorzystaliśmy w trakcie Kryterium i udało się zdobyć 14 punktów. Wszystko poszło zgodnie z planem. Wiktor pokonał nawet Jasona Doyle'a, a więc byłego mistrza świata. Idziemy w dobrym kierunku. Przed nami wiele treningów. Od początku bieżącego tygodnia każdy dzień spędzamy na torze. Czeka nas zaplecze kadry juniorów, a w sobotę pierwsze ligowe ściganie. Potem przerwa na śniadanie wielkanocne i w poniedziałek finał Złotego Kasku w Opolu. Święta spędzimy w dużej mierze na torze (śmiech).
Przed sezonem mówił pan, że inwestycje w sprzęt były duże. To był klucz do tego, by z lepszym efektem wyjechać na tor? A może decydujące okazało się większe doświadczenie?
Zdecydowanie chodzi o drugi czynnik. Już w tamtym roku dysponowaliśmy świetnymi jednostkami od Ryszarda Kowalskiego, ale wciąż uczymy się, by wykorzystywać ich pełen potencjał. Pieniądze szczęścia nie dają, ale pomagają. Nie oszukujmy się. To jest sport motorowy i bez odpowiednich środków nie da się ścigać na wysokim poziomie. Nie skąpiliśmy na sprzęt, ale lepsza jazda wynika z nabytego doświadczenia. Wiktor ma za sobą pierwszy pełen sezon, wciąż pracuje nad sylwetką, uczy się nowych manewrów i to krok po kroku zdaje egzamin.
Jest pan zadowolony ze skali progresu swojego podopiecznego?
Mówimy o wciąż bardzo młodym zawodniku, któremu wiele brakuje, by nazwać go kompletnym. Niemniej tak, jestem zadowolony. Nie można stać w miejscu. Wprawdzie niektórzy wytykają nam pewne mankamenty albo słabsze występy, jak na przykład ten w Pradze. Serdecznie pozdrawiam Celinę.
Nadal można przeczytać wiele zgryźliwych komentarzy na temat postawy Wiktora w tamtych zawodach. Robi to na panu jakieś wrażenie?
Żadnego. My się z tego śmiejemy. Niestety jest coś takiego w naszym narodzie, że wiele osób jest bardzo cynicznych, czepialskich i ma tendencję do wyśmiewania kogoś, gdy tylko nadarzy się ku temu okazja. Nie wiem, skąd to wynika, ale taka jest rzeczywistość i nie ma sensu walczyć z wiatrakami. Żużel to nie jest zerojedynkowy sport. Teoretycznie lepsi zawodnicy przegrywają ze słabszymi w prawie każdym spotkaniu, a czasami dochodzi do sensacji. Tak było, jest i będzie. Jeżeli cofniemy się do poprzedniego, świetnego sezonu ligowego Wiktora, to też znajdziemy w nim gorsze występy.
Któryś zapadł panu szczególnie w pamięć?
To nie tak. Pewne sytuacje uczą pokory. Na przykład w Krośnie występ Wiktora był dużo słabszy niż zdawało się, że może być i na pewno należy go rozpatrywać jako małą lekcję pokory. Wówczas jednak Polonia wygrała. Dlatego do znudzenia powtarzam, że najważniejsza jest wyrównana drużyna, co powiedziałem nawet w jednej z rozmów z panem. Jedno ogniwo zawiodło, ale mecz został wygrany.
Przed Polonią inauguracja sezonu na domowym torze z H.Skrzydlewska Orłem Łódź. Jak pan ocenia potencjał tej drużyny?
W ubiegłym roku uważałem, że czarnym koniem mogą być Cellfast Wilki Krosno i to się potwierdziło. W tym roku w tej roli postawiłbym właśnie naszego sobotniego rywala. To bardzo ciekawy zespół, dysponujący zawodnikami z potencjałem, którzy mają coś do udowodnienia i przy dobrym dniu mogą wygrywać z każdym.
Teoretycznie jesteśmy faworytami tego meczu, ale nie można nikogo lekceważyć. Pewnie wszyscy są również pewni, że Wiktor nie będzie miał problemu z juniorami tej drużyny, ale warto przypomnieć sobie mecz ze Zdunek Wybrzeżem Gdańsk. Przekręciło go na starcie, wyjechał na czwartej pozycji spod taśmy i pachniało sensacją do ostatnich chwil biegu, choć ostatecznie udało mu się wyprzedzić Marcela Krzykowskiego. Żużel to nie tylko dyspozycja, ale i sprzęt, przełożenia, warunki.
Domowa porażka na otwarcie bardzo by pana zaskoczyła?
Biorąc pod uwagę wszystkie czynniki, porażka z Orłem to byłaby sensacja. Ale tu znowu kłaniają się wydarzenia sprzed roku. Dosyć pewnie wygraliśmy w Łodzi. Mówiąc wprost, spodziewaliśmy się, że w rewanżu pójdzie gładko. Gdyby nie 15 punktów Wiktora i świetna jazda Olega Michaiłowa, przegralibyśmy to spotkanie. Nie można dzielić skóry na żywym niedźwiedziu.
Widzi pan jakiś czynnik, który może pokrzyżować plany na zbliżający się sezon?
Odpowiem inaczej. Wielu zawodników tkwi w przekonaniu, że ostateczny sukces bierze się z dużych rzeczy, tych najważniejszych elementów. Nasza polityka jest inna. Dbamy o detale. Wierzymy, że właśnie to jest sposób, by wygrywać. Staramy się mieć wszystko dopięte na ostatni guzik. Jak idę spać, to dopiero z poczuciem, że wszystko zostało przeze mnie zrobione. W razie ewentualnej porażki nie chciałbym bić się z myślami, że coś można było zrobić lepiej i zgodnie z tą zasadą żyję. Dlatego myślę, że jeśli dalej będziemy systematycznie pracować na takich obrotach, to swoje zrobimy. Jest tylko jedna rzecz.
Jaka?
Kontuzje. Tego w żużlu czasami nie da się uniknąć. Dlatego działamy rozsądnie. Ryzykujemy tylko, gdy to jest konieczne. Po co szarżować, wybierać ścieżki i manewry, których się nie potrafi. Nieszczęście gotowe. Jesteśmy już przygotowani do sezonu. Wszystko dopięliśmy na ostatni guzik, począwszy od kevlaru, po nowego, profesjonalnego busa.
Staramy się zwracać uwagę na szczegóły i dbać o wszystko, w tym też doceniać naszych sponsorów. Szanujemy, że są osoby, które z własnych pieniędzy wspomagają Wiktora i staramy się robić tak, by one z tej współpracy były zadowolone. Właśnie dzięki temu można podnieść się po porażce. Bo wiesz, że otaczają cię osoby lojalne, które czują, że doceniasz ich starania. To kolejny powód, dla którego jesteśmy bardzo skrupulatni. Taka jest nasza filozofia.
Przed sezonem powiedział pan, że wyrównanie lub poprawienie średniej będzie niespodzianką. Coś się zmieniło?
Odpowiem dyplomatycznie, frazesem, za którym nie przepadają dziennikarze. To jest tylko sport. Wiele się może zdarzyć i nie można wszystkiego przekalkulować. Czynniki losowe i szczęście odgrywają naprawdę duże znaczenie, ale... jeżeli wszystko będzie współgrało, jak do tej pory, jeżeli nasz wykres pracy nadal będzie zwyżkować, to uważam, że jesteśmy w stanie wyrównać, a może nawet poprawić tę średnią.
Na razie wszystko układa się po naszej myśli, dlatego mogę myśleć pozytywnie. Staram się być optymistą. Najważniejsze dla nas jest dobro drużyny, a dla drużyny awans. Wokół tego toczy się gra. Oczywiście nie zapominamy w tym wszystkim o celach indywidualnych, ale jedno nie wyklucza przecież drugiego.
Rozmawiał Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty
Zobacz także:
- Maciej Janowski nie owija w bawełnę. "Z taką drużyną cel może być tylko jeden"
- Były zawodnik nie ma wątpliwości w tej kwestii. "Nicki to pewniak, więc ktoś powinien zostać wypożyczony"