Żużel. Witold Skrzydlewski: Trener Cieślak na początku wziął mnie za księdza [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Adrian Skorupski / Na zdjęciu: Witold Skrzydlewski
WP SportoweFakty / Adrian Skorupski / Na zdjęciu: Witold Skrzydlewski

- Już się naczytałem, że Skrzydlewski wybuchowy, a Cieślak wcale nic nie lepszy, więc będzie ogień na ogień. A moim zdaniem ludzie się bardzo zdziwią, jak będzie wyglądać nasza współpraca - mówi główny sponsor Orła Łódź Witold Skrzydlewski.

[b][tag=62126]

Jarosław Galewski[/tag], WP SportoweFakty: H.Skrzydlewska Orzeł Łódź zaczyna sezon 2023 z nowym trenerem. Marek Cieślak będzie ósmym szkoleniowcem, który poprowadzi drużynę od czasu, kiedy zarządza pan klubem. Czy kieruje się pan przy zatrudnianiu trenerów?[/b]

Witold Skrzydlewski, główny sponsor H. Skrzydlewska Orła Łódź: Najważniejsze jest nadawanie na wspólnych falach. Nie wyobrażam sobie współpracy z trenerem, z którym nie potrafię znaleźć porozumienia. Z trenerem Markiem Cieślakiem to było akurat bardzo łatwe, bo on ogrodnik i ja ogrodnik. Za komuny obaj kradliśmy węgiel, żeby opalić pomidory i goździki. Sam pan widzi, ile mamy wspólnego, więc chyba nie powinno nikogo dziwić, że dogadaliśmy się bardzo szybko.

To dopiero ósmy czy już ósmy trener?

Dopiero ósmy. Jeśli zestawi pan to z moim stażem w żużlu, to wcale nie tak duża liczba. Niektóre kluby zmieniają trenerów po dwa razy w roku. A ja jestem spokojny i cierpliwy gość. Poza tym uważam, że właściwie dobieram szkoleniowców, o czym świadczą nasze relacje po zakończeniu współpracy. Może kibice tego nie wiedzą, ale panowie Ślączka i Kędziora regularnie mnie odwiedzają. Kiedy jeden jedzie do Częstochowy, a drugi do Grudziądza, to nie ma opcji, żeby nie zaliczył u mnie kawy. Obaj potrafią pojechać na cmentarz do mojej mamy i zapalić znicze. To znaczy, że nigdy nie łączyła nas tylko kasa, ale coś więcej. I dla mnie to jest ważne. Nie lubię być tylko bankomatem, do którego ktoś ma kartę.

Dlaczego zatem tak rzadko zmienia pan trenerów? Po słabych meczach regularnie krytykuje pan drużynę w mediach, więc logicznym ruchem byłoby wymienienie tego, który odpowiada za wynik.

Trener nie jeździ. W tym sporcie można zrobić jedną czy drugą zmianę, ale często i tak nie uratuje się tym meczu. Możliwości są ograniczone. To nie jest piłka nożna, że szkoleniowiec ma 20 – 30 zawodników i może nimi żonglować. Z żużlowcami jest zupełnie inaczej. Coraz częściej przed podpisaniem kontraktu każdy z nich chce, żeby w zespole było tyle zawodników co miejsc w składzie. A czasami mam wrażenie, że byliby jeszcze bardziej zadowoleni, gdybym wziął jednego mniej.

ZOBACZ WIDEO: Były minister o powrocie Rosjan: Będę oklaskiwał wszystkich po równo

W jednym z wywiadów powiedział pan, że trener Cieślak dostał pana złotą kartę i PIN. Ufa mu pan bardziej niż poprzednikom?

Poprzednicy pana Cieślaka byli znacznie młodsi. Zapewne mieli większe zapędy, żeby poszaleć. A pan Cieślak jest w podobnym wieku do mnie. Nie pójdzie już zatem grać w pokera ani na dziewczyny, bo trochę mu nie wypada. Nie ma zatem problemu. Mogę spać spokojnie, że ktoś ma moją złotą kartę.

Zmierzam jednak do transferów. Trener Cieślak ma taką swobodę, że może zdecydować się na wzmocnienie zespołu.

Może.

Podobno zrobiliście rozeznanie na rynku transferowym i żadnych ruchów na razie nie będzie.

Moim zdaniem takiego rozeznania rynku to za bardzo nie było, bo to byłoby nieuczciwe wobec zawodników, których zatrudniliśmy. Niech oni najpierw pokażą, ile są warci. Jeśli się okaże, że ich siła jest taka, jak zakładaliśmy, to po co trener ma używać mojej karty? Gdyby jechali kiepsko lub któremuś coś by się stało, bo żużel to przecież nie są warcaby, to wtedy będzie trzeba się ratować. No i pewnie trener użyje tej karty, ale mam nadzieję, że połowę dorzuci ze swoich, bo tak mi obiecał.

A jak wyglądała pierwsza rozmowa z Markiem Cieślakiem? Dlaczego zdecydował się pan do niego zadzwonić?

U mnie to nie jest tak, że przeprowadzam wielkie analizy, zanim zdecyduje się na ruch. Kieruję się intuicją. Wszystko odbywa się zatem bardzo szybko. Po ubiegłym sezonie uznałem, że Orzeł potrzebuje zmiany. Miałem wokół siebie doradców, którzy podsuwali mi różne nazwiska. Nikt jednak nie mówił o Marku Cieślaku. To ja na to wpadłem. Wziąłem telefon i zadzwoniłem. Rozmowa była ciekawa. Po czasie uważam, że trener Cieślak prawie na pewno wziął mnie wtedy za księdza.

Dlaczego?

Ludzie, którzy mnie znają, doskonale wiedzą, że czasami rozpoczynam rozmowy od słów "Niech będzie pochwalony". I tak zacząłem z trenerem Cieślakiem, który z pewnością nie wiedział, z kim ma do czynienia. Po drugiej stronie zapanowała cisza, która trwała dość długą chwilę. Za moment padło „na wieki wieków”. Później jednak się ujawniłem i powiedziałem, że dzwonię z takiego małego klubiku z Łodzi i czy chciałby u mnie popracować.

Jaka była odpowiedź trenera? Zgodził się od razu?
Najpierw to powiedział, że go strasznie zaskoczyłem. Nie spodziewał się tego telefonu, ale od razu dodał, że pomyśli. No i pomyślał. O pieniądzach za bardzo na początku nie gadaliśmy, bo jakoś czułem, że ten temat nie będzie przeszkodą. Te rozmowy potoczyły się bardzo szybko, ale to chyba nic dziwnego. W końcu obaj gadamy w życiu jednakowe głupoty. Musiało się udać.

Marek Cieślak i Witold Skrzydlewski / fot. Adrian Skorupski
Marek Cieślak i Witold Skrzydlewski / fot. Adrian Skorupski

Może jest pan już znudzony tematem, ale wiele osób w środowisku żużlowym zakłada się, kiedy się pokłócicie.

Wiem, co się pisze. Już się naczytałem, że Skrzydlewski wybuchowy, a Cieślak wcale nic nie lepszy, więc będzie ogień na ogień. A moim zdaniem ludzie się bardzo zdziwią. Zaraz pan powie, że jestem taki mądry, bo jeszcze nie odjechaliśmy czy nie przegraliśmy meczu.

Ma pan rację. To właśnie miałem powiedzieć.

Zapewniam, że nie w tym rzecz. Dla Orła, w odróżnieniu od wielu innych ekip, celem nie jest awans. I to będzie mieć dobry wpływ na nasze relacje.

A co jest celem?

Zapełnienie stadionu. Co mi po awansie, jak będę mieć w PGE Ekstralidze pusty stadion? Najpierw chcemy stworzyć dobre widowiska i dlatego wziąłem trenera legendę. Zawodników mamy niezłych, ale bez szaleństw. Nie płaciłem po 500 - 600 tysięcy za podpis jak niektórzy. Jeśli się nam nie uda wygrać ligi, a zakręcimy się gdzieś w okolicach półfinału i na stadionie będą kibice, to zapewniam pana, że będę szczęśliwy. Jak już powiedziałem, nie ma chorej presji i parcia na awans, więc uważam, że nasze relacje z trenerem będą dobre. I żadne umowy czy zasady, które ustalimy z panem Cieślakiem, nie są tu potrzebne. Niech martwią się kluby, które robią wszystko na duży kredyt. Jeśli tam nie będzie awansu, naprawdę słabo to widzę.

Sam wywołał pan kolejny temat, który chciałem poruszyć. Pan często krytykuje drużynę w mediach po słabych meczach, a trener Cieślak ma zupełnie inne metody pracy. Naprawdę nie ma między wami żadnej umowy, żeby do kibiców szedł jednakowy przekaz?

Nie ma. A już na pewno nie takiej, o której pan przed chwilą powiedział. Ja jestem wolnym człowiekiem i pan trener też. Każdy z nas ma prawo powiedzieć, co uważa w danej chwili. Żadnej dyscypliny dotyczącej wypowiedzi medialnych w Orle nie wprowadzamy.

Jeśli dobrze rozumiem, to po meczach pan będzie mówić swoje, a trener swoje. I tak już od pierwszego spotkania w Bydgoszczy?

Dokładnie, będzie ciekawie!

Czyli nie przestanie pan odbierać telefonów po przegranych meczach Orła?

Niech pan nawet nie żartuje. Można dzwonić. Uważam zresztą, że jesteśmy już umówieni. Poza tym pytał pan, czy mam jakąś umowę z trenerem. I w sumie przypomniałem sobie, że jedną mam.

Mianowicie?

Trener prowadzi drużynę, ustala skład i przygotowuje zespół, który na końcu osiąga jakiś wynik. Nasza umowa polega na tym, że w przypadku porażki będzie odpowiadać trener. Jeśli będzie sukces, to na pewno wypnę klatę po ordery tak, że popękają mi wszystkie guziki. To jedyna umowa przed startem sezonu.

A na jaki wynik liczy pan w Bydgoszczy?

Liczę, że drużyna pokaże pazur i zawalczy o dobry wynik. Mam nadzieję, że się nie przestraszą. Słyszałem, że po sparingu z Wilkami Krosno w Bydgoszczy panuje przekonanie, że nie wyjdziemy z 30. Ja wierzę, że będzie nieco inaczej.

Po meczu w Bydgoszczy planujecie organizację Meczu Narodów. Wszystko idzie zgodnie z planem?

Tak, ale z tymi zawodami może być ciężko. Niedługo podejmiemy decyzję, czy Mecz Narodów się odbędzie, bo prognozy pogody są niewesołe. Wyszukaliśmy już nawet termin rezerwowy na końcówkę lipca. Późno, ale trzeba patrzeć na kalendarz startów zawodników. Bądźmy jednak dobrej myśli, bo włożyliśmy sporo pracy, żeby wypromować te zawody.

Zobacz także:
Tak zawodnicy zareagowali na dramat Kudriaszowa
PSŻ nie rezygnuje z transferu

Źródło artykułu: WP SportoweFakty