Odsłonił ciemną stronę żużla. Został oszukany na gigantyczne pieniądze!

WP SportoweFakty / Sebastian Maciejko / Na zdjęciu: Mirosław Jabłoński
WP SportoweFakty / Sebastian Maciejko / Na zdjęciu: Mirosław Jabłoński

Mirosław Jabłoński, były żużlowiec, w trakcie kariery padł ofiarą nieuczciwych prezesów klubów, którzy nie wypłacili mu należnych, zarobionych na torze pieniędzy. Po odwieszeniu kevlaru na kołek podliczył, ile jest stratny. Kwota może zwalić z nóg!

Szymon Michalski, WP SportoweFakty: W marcu minął rok, odkąd zakończył pan karierę. Czy mimo tego nie ciągnie pana na tor?

Mirosław Jabłoński, były zawodnik, obecnie ekspert Canal+: Pogoda na ten moment jest na tyle nieprzyjemna, że nie. Może jak zrobi się cieplej, to wtedy będzie ciągnąć.

W trakcie pana kariery zaliczył pan kilka groźnych kontuzji. Dają one o sobie znać?

Po wstawieniu endoprotezy biodra wszystko wróciło do sprawności. Mogę normalnie chodzić, co wcześniej było utrudnione. Teraz mogę robić to, co chcę. Nie chcę już podejmować zbędnego ryzyka, żeby nie wyrządzić sobie kolejnej krzywdy.

Podliczył pan kiedyś, ile pieniędzy stracił pan przez niewypłacalność klubów?

Tak, pół miliona złotych. W kilku klubach "przetargali" mnie i 500 tysięcy wisi w powietrzu. Teraz to jest już nie do odzyskania. Nie będę mówił, o które kluby chodzi. Taki niestety jest żużel. Kiedyś wydawało się, że coś odkładało się na zimę, miało się tą tzw. górkę. Kończyło się jednak z długami za części.

Najgorsze jest to, że pewnie jest pan jednym z wielu zawodników, którzy są w takiej samej sytuacji...

Oczywiście, że tak. Śmieszy mnie, jak słyszę, że prezesi klubów obrażają się, bo któryś zawodnik wystawił ich i wybrał ofertę innej drużyny. To działa też w drugą stronę, a o tym za wiele się nie mówi. Cieszę się, że obecne przepisy idą w tak dobrym kierunku, że klubom jest coraz trudniej przejść przez wszystkie procesy licencyjne. Zawodnicy dzięki temu są w jakiś sposób chronieni.

ZOBACZ WIDEO: Budżety uszczuplone po wyborach? Europoseł PIS mówi o rozliczaniu polityków i Łukasza Mejzy

Jeszcze w trakcie kariery łączył pan starty na żużlu z pracą w telewizji. Teraz można powiedzieć, że w Canal+ pracuje pan na pełen etat. Wiem, że lubi pan swoją pracę, ale czy umie pan wskazać jej minusy?

Może to, że jeśli powiem coś o kimś źle, to te osoby się obrażają. Chyba wszystkie kluby z PGE Ekstraligi były już na mnie obrażone. Potem jednak się godzimy. Czasami moje komentarze zostają źle odbierane, źle rozumiane. Mówię po prostu to, co myślę. Nie gryzę się w język, przez co nie raz podpadam niektórym. Zdarza się, że straszą mnie pozwami sądowymi. Nigdy jednak do czegoś takiego nie doszło, zawsze kończyło się tylko na rozmowach.

Każdego roku jest nabór na sędziów żużlowych. Nie myślał pan kiedyś o tym, by spróbować się w tej roli?

Absolutnie nie. Moim zdaniem jest to najtrudniejszy zawód przy żużlu. Sędzia często w opinii kibiców jest tym złym. Nikt nie pamięta mnóstwa dobrych decyzji, a wszyscy pamiętają tę jedną złą. Współczuję tym osobom, w jak trudnych sytuacjach czasami są. Trzymam za nich kciuki, żeby to była jak najlżejsza praca i by podejmowali jak najmniej kontrowersyjnych decyzji. Dodam tylko, że każde moje słowo, które wypowiadam na temat sędziów, nie jest atakiem w ich kierunku, lecz wyjaśnieniem, jak to wygląda z perspektywy zawodnika.

W ostatnim czasie głośno zrobiło się za sprawą pana syna, Mateusza Jabłońskiego. Macie za sobą pierwsze jazdy w tym roku, niebawem podejdziecie pewnie do egzaminu na licencję. Pojawiają się już plany, w którym klubie będziecie chcieli kontynuować karierę?

Obecnie skupiamy się na treningach. Mateusz normalnie wrócił na tor, do licencji podejdzie wtedy, jak będzie do tego w stu procentach gotowy. Nie wybraliśmy jeszcze klubu, w którym będziemy startować. Nie ma jeszcze decyzji. Zobaczymy, jak to się wszystko potoczy.

Zahaczmy jeszcze o wątek PGE Ekstraligi. Po ogłoszeniu terminarza rozgrywek przedstawił pan swoje typy na sezon 2023. Na ostatnim miejscu w tabeli umieścił pan ZOOleszcz GKM. Nie przekonuje pana skład grudziądzan?

Bawiliśmy się w typowanie, więc tak wytypowałem. Po prostu takie mam przeczucia. Musiałem wskazać którąś drużynę i postawiłem na GKM.

A dlaczego nie na Cellfast Wilki Krosno, które dla wielu kibiców i ekspertów są głównym kandydatem do spadku z ligi.

Może nie jest tak, że krośnianie mnie przekonują, ale jest coś, czym mogą dużo zyskać. Mam na myśli domowy tor. On nie jest łatwy, nie jest rozszyfrowany przez zawodników przeciwnych drużyn. W tym upatruję ich szansy. Atut własnego toru to coś, czego w zeszłym roku do utrzymania zabrakło Arged Malesie. Na obiekcie w Ostrowie w przeszłości trenowało wielu zawodników, przez co ten tor nie był zagadką. W przypadku owalu w Krośnie jest inaczej.

Jednak zawodnicy Cellfast Wilków w przedsezonowych testach nie wypadali najlepiej. Krzysztof Kasprzak czy Mateusz Świdnicki zmagali się z licznymi problemami.

Zgadza się, ale uważam, że i tak dopiero liga wszystko zweryfikuje. Są zawodnicy, którzy potrzebują stresu meczowego, by pokazać pełnię możliwości. Nie zdziwię się, jeśli w tym sezonie będziemy świadkami kilku mniejszych, ale też i większych niespodzianek.

Zobacz także:
Kibice zarzucili Walaskowi lekceważenie
Nie chciałby wrócić do pracy w telewizji

Źródło artykułu: WP SportoweFakty