Żużel. Grzegorz Leśniak: Doyle był prowokowany także przez klub. Mamy lepszy zespół od Fogo Unii [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: prezes Grzegorz Leśniak
WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: prezes Grzegorz Leśniak

- Ten mecz to stracona szansa. Nasza wygrana w Lesznie nie byłaby sensacją, bo mamy lepszy zespół. W kolejnych meczach jedziemy o play-off, bo mamy duże ambicje i wolę walki - mówi prezes Cellfast Wilków Krosno, Grzegorz Leśniak.

[b][tag=62126]

Jarosław Galewski[/tag], WP SportoweFakty: Taki mecz jak niedzielny w Lesznie można ocenić na dwa sposoby: przegraliśmy wygrany mecz, straciliśmy wielką szansę albo byliśmy o krok od sprawienia sensacji. Co pan wybiera?[/b]

Grzegorz Leśniak, prezes Cellfast Wilków Krosno: To pierwsze. Sensacją naszej wygranej w Lesznie bym nie nazwał. Podchodzimy do tematu z wielką pasją, zaangażowaniem i ciągłą ochotą na rozwój. Znamy układ sił, rynek zawodniczy i to co dzieje się w teamach żużlowców. Na tej podstawie uważam, że mamy silniejszy zespół niż Fogo Unia Leszno. Nasza minimalna przegrana nic w tym przekonaniu nie zmieniła. Wielka szkoda, że się nie udało, bo zdecydowały detale. Nadal jedziemy jednak o play-off. Zamierzamy zaskakiwać ekspertów, którzy nas skreślili. Ich typy przed rokiem kompletnie się nie sprawdziły i tylko nas mobilizują do jeszcze cięższej pracy. Zewsząd spływają pochwały, że już tym jednym spotkaniem zrobiliśmy więcej niż poprzedni beniaminek przez cały sezon. Tym bardziej szkoda, że nie zgarnęliśmy puli meczowej.

Nie ma pan wrażenia, że ten mecz powinniście wygrać przed biegami nominowanymi?

No właśnie mam, ale w poszczególnych biegach los nam nie sprzyjał. Jak pokazała telemetria, Krzysztof Sadurski przegrał z Januszem Kołodziejem o 0,02 s. Do tego defekt Andrzeja Lebiediewa. To wszystko sprawiło, że wygrali gospodarze. Ekstaza na stadionie po ostatnim biegu wskazuje na to, że Fogo Unia bardzo cieszyła się ze zwycięstwa, aczkolwiek uważam, że bonus jest w naszym zasięgu. Mam jednak świadomość, że do rewanżu daleka droga.

Czy znaleźliście winnego defektu Andrzeja Lebiediewa?

Wiemy, co się stało. Nie na wszystko ma się jednak wpływ. Wywlekanie tego nie ma już jednak sensu. Analiza za nami i zostawiamy to dla siebie. Patrzymy wyłącznie do przodu, nie rozpamiętujemy bo nic to już nie da. Czas obrać nowy cel, a jest nim przygotowanie do najbliższych konfrontacji.

ZOBACZ WIDEO: Eksperci mocno podzieleni w sprawie faworyta do mistrzostwa. Zdecyduje druga linia?

Jak ocenia pan zachowanie Jasona Doyle'a, który po zakończeniu wyścigu czternastego pokazał kibicom Fogo Unii środkowy palec?

Nie było to potrzebne. Trzeba jednak wiedzieć, że Jason był nieustannie prowokowany. To "Aussie man", a więc ktoś o zupełnie innym charakterze od naszego. Polski żużlowiec nie wykonałby takiego gestu i jednocześnie tygodniami dusiłby to wszystko w sobie. Takie negatywne emocje później by go niszczyły wewnętrznie. Doyle ma inny charakter. Postanowił dać upust emocjom. Teraz czytamy o ewentualnej karze, która może go spotkać. W PGE Ekstralidze nikt przypadkowych decyzji jednak nie podejmuje. Na pewno wszystkie aspekty zostaną wzięte pod uwagę.

A jakie aspekty warto pana zdaniem wziąć pod uwagę?

Trzeba pamiętać o rzeczach, które wpadały do boksów naszej drużyny w parku maszyn i tych, które lądowały na torze. Nad kibicami czasami trudno zapanować, ale dziwię się organizatorom. Kiedy Jason wyjeżdżał na próby toru, to z głośników celowo emitowana była piosenka pt. "Money, Money, Money". Zapewne miało być z przekąsem, ale wyszło trochę śmiesznie w drugą stronę. Kiedy zajmowałem z partnerami naszego klubu miejsca na trybunie pod wieżyczką sędziowską, to wielu leszczyńskich kibiców w rozmowach zastanawiało się, czy zawodnik jest już rozliczony z klubem za ostatni sezon. Poza tym chcę tylko przypomnieć, że rynek transferowy rozpoczyna się oficjalnie 1 listopada. Pretensje o zmianę klubu przez zawodnika są dla mnie niezrozumiałe. Jason ma nasze pełne wsparcie. Obie strony się szanują. Jesteśmy w ciągłym kontakcie i cieszymy się, że mamy możliwość współpracy z tak świetnym zawodnikiem.

Mówi pan o straconej szansie. A jakie widzi pan plusy w zespole po pierwszych piętnastu wyścigach tego sezonu?

Jesteśmy zadowoleni z postawy naszych zawodników. Dobry mecz odjechali między innymi juniorzy, a wcześniejsze opinie mówiły, że mamy najsłabszą młodzież w lidze. Zawodnicy wykonali w zimie kawał dobrej roboty. Klub w okresie zimowym również zrealizował tytaniczną pracę. Zrobiliśmy wszystko by być jak najlepiej przygotowanym do twardej walki w elicie. Dbaliśmy o każdy element formy fizycznej i o to, by wszyscy byli otoczeni profesjonalnymi mechanikami. To już przynosi efekty. Do tego dochodzi pełne rozliczenie z zawodnikami odnośnie wypłat kontraktowych. Nie wolno zapominać, że mamy w ekipie team spirit, którego nikt na siłę nie budował. On musi zrodzić się sam, ale okoliczności muszą temu sprzyjać. Mamy zespół walczaków. Jeden za drugiego skoczyłby w ogień. Większość nas skreśla, ale my robimy swoje i chcemy pozytywnie namieszać w tej lidze. Poza tym mamy również rozbudowany sztab szkoleniowy co jest niezbędne dla komfortu zawodników.

W Lesznie pojawił się Sebastian Ułamek. To zatem nie koniec współpracy?

Sebastian przeorganizował sprawy z firmą przewozową, którą prowadzi. Będzie dla nas bardziej dostępny. Jego podpowiedzi są niezwykle istotne. Mocno angażuje się także Janusz Stachyra i działamy w myśl zasady: "wszystkie ręce na pokład". Mamy jednak świadomość, że w drużynie pozostają jeszcze duże rezerwy.

Gdzie pan je widzi?

W każdym zawodniku. Każdy po Lesznie ma coś do poprawy i wszyscy w ekipie są tego świadomi. Krzysztof Kasprzak ma ogromny potencjał, który musi tylko uwolnić. Chcę wyraźnie podkreślić, że nie zakontraktowaliśmy żadnego przypadkowego zawodnika. Tak samo było w tym przypadku. Krzysztof został rozłożony na czynniki pierwsze. Braliśmy pod uwagę jego kilka ostatnich sezonów. Każdy mecz i każdy bieg. Wiemy, z kim wygrywał i z kim przegrywał. Wyznaczyliśmy mu cele i mamy świadomość, że stać go, by je zrealizować. Przy okazji podkreślę, że twardo stąpamy po ziemi i żadne nie najlepsze wyniki Krzysztofa z ligi brytyjskiej nie wybijają nas z rytmu. Część kibiców tego nie wie, więc warto to powiedzieć, że wyniki z Wysp nie mają żadnego odniesienia do ligi polskiej. Istotne jest za to, że Krzysztof jest w ruchu i jeździ, a nie spoczywa na laurach.

Analizowaliście każdy mecz i bieg Kasprzaka czy także innych zawodników?

Oczywiście, że analizowaliśmy w ten sposób wszystkich zawodników. Prowadzenie tego klubu to nasza pasja. Robimy to siedem dni w tygodniu, dwadzieścia cztery godziny na dobę z pełnym zaangażowaniem. Wielką rolę odgrywa nasz menadżer, Michał Finfa. To prawdziwy kozak międzynarodowy. Michał świetnie orientuje się w rynku zawodniczym, ma także wyczucie podczas meczu i codziennych relacjach z teamami. Dobrze układa ten zespół wraz z Ireneuszem Kwiecińskim, czego dowodem są nasze wyniki z ostatnich sezonów. W filozofii naszego klubu mamy budowanie swoich zawodników, a nie ich tłamszenie.

Teraz przed wami mecz w Krośnie. Ile treningów odbyliście do tej pory na własnym torze?

Ani jednego. W odróżnieniu od Fogo Unii Leszno, która była najbardziej rozjeżdżonym zespołem spośród wszystkich w Polsce przed startem ligi. U nas odbył się tylko jeden trening szkółki i juniorów, ale w gronie uczestników nie było Krzysztofa Sadurskiego i Denisa Zielińskiego. Brak treningów jest spowodowany pracami nad torem po modernizacji stadionu i fatalnymi warunkami atmosferycznymi. W ostatnich dniach znowu wróciła u nas zima. Nawet w tym momencie, gdy rozmawiamy w poniedziałkowe świąteczne popołudnie, w Krośnie pada deszcz z gradem i tor jest mocno nasiąknięty. Dodatkowo na naszym stadionie codziennie trwają jeszcze prace modernizacyjne i dokonywane są odbiory techniczne poszczególnych elementów obiektu. Mamy wyścig z czasem, bo stadion nie jest odebrany. Do tego niestety zapowiedzi pogodowe na najbliższy tydzień nie są korzystne. Monitorujemy to nieustannie. Tuż po świętach będzie trzeba nakreślić plan działania.

Zobacz także:
Menedżer broni Doyle'a
Inauguracja wywróciła wszystko do góry nogami?

Źródło artykułu: WP SportoweFakty