Żużel. Fredrik Lindgren broni Bartosza Zmarzlika. "Coś takiego mogło się zdarzyć"

Motor Lublin przegrał swój pierwszy mecz u siebie. Nieoczekiwanym liderem mistrzów Polski był Fredrik Lindgren. Szwed nie wątpi, że czwartkowe spotkanie było tylko wypadkiem przy pracy Bartosza Zmarzlika jak i całego zespołu.

Konrad Mazur
Konrad Mazur
Fredrik Lindgren WP SportoweFakty / Patryk Kowalski / Na zdjęciu: Fredrik Lindgren
44:46 - to wynik, który padł w zaległym hicie PGE Ekstraligi pomiędzy Platinum Motor Lublin a Betard Spartą Wrocław. Mecz rozstrzygnął się w ostatnim wyścigu. Najlepszym zawodnikiem lublinian był Fredrik Lindgren, zdobywca 11 punktów.

- Kiedy zespół przegrywa, zawsze jesteś zawiedziony. Życzyłbym sobie zrobić jeszcze więcej punktów, abyśmy tylko ten mecz wygrali. Trzeba zaznaczyć, że mieliśmy bardzo silnego przeciwnika. Spotkanie było naprawdę wyrównane. Zwycięstwo było na wyciągnięcie ręki po obu stronach, ale ostatecznie wygrała Sparta - komentował.

Przed meczem lublinianie nie mieli zbyt dużo szans, by potrenować na własnym torze. Zima i kapryśna wiosna dała się we znaki. Czy mała liczba treningów mogła mieć znaczenie, że zespół nie poradził sobie na inaugurację?

ZOBACZ WIDEO: Miał być następcą Zmarzlika. Były prezes o zjeździe formy juniora. "Do tego się nie przyzna"

- Trudno mi powiedzieć. Powinniśmy znaleźć odpowiednie ustawienia i linie jazdy na tym torze. Nie ma żadnych wymówek. To bardzo szybki tor, świetnie się na nim ściga. W tym meczu była głównie jedna linia jazdy po wewnętrznej, na co głównie wpływ miała pogoda. Jestem przekonany, że pokażemy tutaj jeszcze lepsze ściganie - tłumaczył Szwed.

Lindgren dokonał całkowitej przemiany względem ostatniego występu. Doświadczony zawodnik kompletnie zawiódł na torze w Częstochowie, gdzie wywalczył raptem dwa oczka. W czwartek był liderem drużyny. Czy wyciągnął odpowiednie wnioski po częstochowskiej wpadce?

- Analizowaliśmy sytuację przed tym spotkaniem i znaleźliśmy mały problem w sprzęcie. W tej lidze jest naprawdę trudno. Jeśli wejdziesz źle w mecz, to cierpisz z tego powodu. Tak było ze mną w Częstochowie. Teraz było znacznie lepiej - tłumaczył reprezentant Motoru Lublin.

Po kilku latach spędzonych we Włókniarzu Częstochowa Lindgren zmienił pracodawcę. Miał on już trochę czasu, by zintegrować się z kolegami.

- Dobrze mi tutaj. Widzę, że każdy z chłopaków ma prawdziwą ochotę by wygrywać. Nawet jeśli przegrywamy, to duch naszego zespołu jest nadal wysoki. Wygraliśmy w Częstochowie co pokazuje, że jesteśmy silni. Pozytywnie patrzę w przyszłość.

Co ciekawe Szwed w polskiej lidze, debiutował właśnie w Lublinie, w barwach GKM Grudziądz. Od tego czasu minęło dziewiętnaście lat. - Pamiętam to bardzo dobrze. Debiutowałem w polskiej lidze, moja rola w zespole była inna, a liderem był Billy Hamill. Pojechałem wtedy przeciętnie, ale wtedy to się zaczęło - wspomina.

Szerokim echem odbił się występ Bartosza Zmarzlika. 3-krotny IMŚ nie przywykł do jazdy na końcu stawki. Jego 7 punktów było dla wszystkich ogromnym zaskoczeniem.

- Nie zapominajmy, że Bartosz jest także człowiekiem. Coś takiego mogło się zdarzyć. Po tym biegu wykonał wspaniałą robotę w trzynastym. To była klasa mistrzowska. Nie mam wątpliwości, co do jego profesjonalizmu i umiejętności, które są niesamowite - broni kolegi z zespołu sympatyczny Szwed.

Ze Zmarzlikiem w składzie Motor Lublin będzie chciał obronić mistrzostwo Polski. Poważnym przeciwnikiem w walce o złoto, więc to spotkanie można było nazwać przedwczesnym finałem.

- Na papierze tak to oczywiście wygląda, a w rzeczywistości zobaczyliśmy wyrównane spotkanie, które rozstrzygnęło się na korzyść Wrocławia. Wierzę, że na koniec sezonu to my będziemy z mistrzostwem - stwierdził Lindgren.

Zobacz także:
Żużel. Liderzy Motoru pogubieni na własnym torze. Sparta to prawdziwy monolit
Żużel. Zmarzlik wraca do Gorzowa. Rozpędzona Stal już czeka

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×