Żużel. Witold Skrzydlewski: Jesteśmy zakładnikami telewizji. Nasza wygrana w Ostrowie to fuks [WYWIAD]

WP SportoweFakty / Adrian Skorupski / Na zdjęciu: Witold Skrzydlewski
WP SportoweFakty / Adrian Skorupski / Na zdjęciu: Witold Skrzydlewski

- Jesteśmy zakładnikami telewizji. Ta zależność stała się zbyt duża i czas pomyśleć, co dalej. Jeśli tak mają wyglądać warunki kolejnego kontraktu, to lepiej nie podpisywać go w ogóle - mówi Witold Skrzydlewski, główny sponsor Orła Łódź.

Jarosław Galewski, WP SportoweFakty: Chciałbym zapytać pana o odczucia po wygranym meczu H.Skrzydlewska Orła, który został rozegrany w sobotę w Ostrowie. Kibice w całej Polsce piszą o skandalu. Mówią, że to spotkanie nie powinno było się odbyć. Jakie jest pana zdanie?

Witold Skrzydlewski, główny sponsor H. Skrzydlewska Orła: W Ostrowie wprawdzie nie byłem, ale oglądałem zawody w telewizji. Mam tylko jeden wniosek. Uważam, że już od dłuższego czasu jesteśmy zakładnikami telewizji. Wszyscy boją się tych słów, ale ja nie mam z nimi żadnego problemu. Moim zdaniem czas, by powiedzieć to głośno i wyraźnie. Rozumiem powściągliwość komentatorów, bo oni są w pracy i nie chcą zostać z niej wyrzuceni. Jeśli chodzi o ekspertów, też mnie to nie dziwi, bo nikt nie jest ekspertem za darmo. W ten sposób kółko się zamyka. To zaszło już jednak za daleko. Podczas sobotniego meczu zawodnicy pokazali całej Polsce, że nie są tacy crazy, że są w tym wszystkim jakieś granice. Jako prezes zwycięskiej drużyny powinienem panu powiedzieć, że jechaliśmy do momentu, kiedy tor się nadawał i wszystko jest w porządku. Tak jednak nie uważam. Ta nasza wygrana to fuks. Oczywiście, chciałem zwycięstwa swojego zespołu, ale po walce, w normalnych warunkach.

Co to znaczy, że jesteście zakładnikami telewizji?

Telewizja ma bardzo duży wpływ na terminy i godziny meczów. Jestem przekonany, że to właśnie z tego powodu próbowano odjechać spotkanie w Ostrowie i dlatego nazywam nas zakładnikami. Mamy obecnie w żużlu zbyt dużą zależność od pewnych kwestii. Nikt nie chce się narazić, więc nikt o tym nie mówi. A ja się naprawdę zastanawiam, kto wziąłby odpowiedzialność za to spotkanie, gdyby w Ostrowie ktoś został kaleką albo stracił życie. Najwyższy czas zmienić myślenie. Ja też jestem zwolennikiem, by nasza dyscyplina była transmitowana, ale na zdrowych zasadach. To oznacza, że nie powinniśmy sprzedawać tych praw za czapkę gruszek. Obecnie działa to tak, że mamy ognisko, przy którym niektórzy się fajnie ogrzewają, ale kluby siedzą od niego bardzo daleko. Jeśli tak mamy funkcjonować, to nie podpisujmy kolejnej umowy telewizyjnej. To tak jak z moim Jaguarem. Kupiłem go kilka lat temu. Wydałem prawie 580 tysięcy złotych. W tym czasie zrobiłem niewiele kilometrów i uznałem, że czas na zmiany. Postanowiłem go sprzedać. Poszedłem do serwisu i wycenili mi go na czapkę gruszek. Doszedłem do wniosku, że lepiej niech stoi w garażu, a ja się raz na tydzień przejadę. Tak samo powinno być w żużlu z telewizją. Poza tym zastanawiam się też, czy nie nadszedł już czas na zmianę kierunku.

O jakiej zmianie kierunku pan mówi?

Powinniśmy bardzo poważnie pomyśleć o żużlu w telewizji publicznej. Niech mi pan tylko nie mówi, że oni nie są zainteresowani, bo pokazują wiele różnych dyscyplin, którym daleko do żużla. Mówię między innymi o drugiej lidze piłki nożnej. Wniosek jest zatem prosty. Nie potrafimy tego załatwić. Jesteśmy mało skuteczni albo źle się do tego zabieramy. Nie jest żadną filozofią szukanie w październiku nadawcy telewizyjnego na kolejny rok. My już powinniśmy na ten temat rozmawiać. Tak samo trzeba z wyprzedzeniem myśleć o tym, jak nasza liga będzie się nazywać. To można załatwić, ale trzeba bywać na salonach, a my na nich nie bywamy. Taka jest smutna prawda. Kiedyś wysoko postawiony w hierarchii kościelnej człowiek powiedział mi, że nie sztuką jest obwołać się prezesem, ale doprowadzić do tego, by przed prezesem drzwi się otwierały. Wtedy to jest prawdziwy prezes.

ZOBACZ WIDEO: Żużel. Magazyn PGE Ekstraligi. Finfa, Lambert i Puka gośćmi Musiała

Co sądzi pan o tym, że zawody w Ostrowie zostały odwołane po rozegraniu ośmiu wyścigów?

Rozumiem przerywanie zawodów po ośmiu wyścigach w szczególnych okolicznościach. Mam na myśli sytuację, że zaczynamy mecz, jest dobra pogoda i nie ma żadnej lipy, ale nagle przychodzi chmura i wali deszcz. Jestem w stanie pojąć, że wtedy nie można dłużej jechać, bo to sytuacja nie do przewidzenia. A w sobotę mieliśmy wyzywanie się jednych i drugich. To jest słabe. Tak samo jak niektóre opinie, które zostały wygłoszone podczas transmisji z Ostrowa. Ja na żużlu nigdy nie jeździłem, ale przejechałem się tym motocyklem i potrafię sobie wyobrazić, czym dla zawodnika jest wypadek. W związku z tym nie potrafię słuchać dziennikarza, który mówi w studio, że w Anglii nie na takich nawierzchniach się jeździ. Najchętniej posadziłbym kogoś takiego na motocyklu i niech spróbuje. Przecież w tym meczu doszło do sytuacji rzadko spotykanej. Nie było tak, że jeden czy drugi zawodnik mówił, że nie da się rywalizować. Takie stwierdzenia nie padały też z ust tych najbardziej wiekowych, którzy czasami unikają rywalizacji w bardzo trudnych warunkach.

Fatalnie na temat stanu toru wypowiadał się pana były zawodnik Tobiasz Musielak, a od niego rzadko można usłyszeć, że nawierzchnia jest tragiczna.

Dokładnie o nim chciałem powiedzieć. Pan Musielak jeździ bardzo dużo w Anglii, więc w Polsce praktycznie nie narzeka. Słuchałem z zaciekawieniem jego wypowiedzi przed kamerą. Współczuję mu, bo ma zapewne bardzo pogryziony język. Było widać, że chciał powiedzieć więcej, ale się powstrzymywał. Przyznam jednak szczerze, że trochę dziwię się działaczom jego klubu.

Dlaczego?

Nie rozumiem, dlaczego rozkładali plandekę. Nie musieli tego robić.

Chyba jednak musieli. Przecież doszło do aktualizacji regulaminu.

Chwileczkę, ale o jakiej aktualizacji my w ogóle mówimy? W tej sprawie było głosowanie podczas spotkania z klubami. Ustaliliśmy, że plandeki wchodzą od 2025 roku. Nie ma zatem mowy o aktualizowaniu regulaminu. Na jakiej podstawie to się w ogóle dzieje i po co jesteśmy zapraszani na rozmowy? Kopiujemy standardy z putinowskiej Rosji, gdzie coś się ustala, a później tego nie uznaje? Z tego, co pan mówi, wychodzi na to, że jedziemy kilkaset kilometrów na rozmowy, a tak naprawdę tracimy tylko czas i pieniądze.

Na koniec porozmawiajmy o sporcie. Orzeł rozegrał dwa mecze w trzy dni. Czy wygraną w Ostrowie drużyna odkupiła winy za wpadkę ze Zdunek Wybrzeżem Gdańsk?

Cały czas będę powtarzać, że przegraliśmy na własnym torze mecz, którego nie mieliśmy prawa przegrać. Bukmacherzy za złotówkę postawioną na naszego rywala płacili 17 zł. A oni jeszcze przyjechali bez swojego lidera. Gdybyśmy wygrali w Ostrowie po 15 wyścigach w normalnych warunkach, to powiedziałbym, że jestem szczęśliwy. A tak mówię o fuksie. Chcę jednak, żeby wszyscy zrozumieli, dlaczego mecz z Wybrzeżem był tak ważny dla naszego klubu. W tym roku zaczęliśmy mocniej walczyć o kibica. Włożyliśmy w to mnóstwo pracy. Pierwsze efekty były już widoczne. Podczas ostatniego domowego spotkania mieliśmy najlepszy wynik frekwencyjny od dłuższego czasu. Już na meczu z Landshut była pewna poprawa. Gdybyśmy wygrali, to dalej byłoby zupełnie inaczej. Wierzyłem, że do meczu z Enea Falubazem Zielona Góra dojdziemy do frekwencji na poziomie pięciu, sześciu tysięcy, a ta porażka sprawia, że będzie to znacznie trudniejsze.

***

Od redakcji: Główna Komisja Sportu Żużlowego pytana o wydarzenia z Ostrowa i słowa głównego sponsora Orła, przekazała nam, że niebawem pojawi się w tej sprawie oficjalny komunikat.

Zobacz także:
Maksym Drabik o swojej formie
Sędzia nie chciał meczu w Ostrowie?

Źródło artykułu: WP SportoweFakty