Jeszcze przed startem rozgrywek PGE Ekstraligi pojawiły się spekulacje dotyczące dyspozycji Macieja Janowskiego, który nie błyszczał skutecznością w turniejach indywidualnych.
Po pierwszych pięciu kolejkach Polak nie wyróżnia się pod względem statystycznym w ekstraligowej kampanii (średnia 1,958, 17. w lidze), ale na taki stan rzeczy ma wpływ tak naprawdę jeden kompletnie nieudany mecz. Kapitan Betard Sparty Wrocław nie spisał się w Toruniu, gdzie przy swoim nazwisku zapisał tylko 2 "oczka". W pozostałych czterech spotkaniach nie schodził poniżej dwucyfrowego rezultatu.
Mimo to i tak nie przekonywał swoją jazdą. Po prostu Maciej Janowski jakiego znamy z ostatnich lat, to żużlowiec wyróżniający się na tle pozostałych i imponujący szybkością na dystansie. W zeszłym roku choćby przyzwyczaił nas do tego, że jest niezawodny i Dariusz Śledź może na niego liczyć w każdej sytuacji. Ponadto w cyklu Grand Prix nie odstawał od czołówki, co doprowadziło go do pierwszego medalu mistrzostw świata w karierze. Tymczasem tegoroczną rywalizację o światowy czempionat zaczął od 14. miejsca w chorwackim Gorican.
ZOBACZ WIDEO: Zawodnik Betard Sparty "gwiazdorzy"? "Ludzie nie rozumieją, że to narzędzia marketingowe"
W miniony weekend Janowski zasygnalizował, że zaczyna zażegnywać drobne problemy, bo mówienie w tym przypadku o jakimś kryzysie byłoby srogim nadużyciem. W sobotę wrocławianin błyszczał na opolskim owalu podczas finału Złotego Kasku.
Zawody ze względu na warunki atmosferyczne stały pod znakiem zapytania, ale finalnie udało się je przeprowadzić i trzeba przyznać, że było to wyśmienite widowisko dla oczu, w którym pierwszoplanową rolę odegrał właśnie Maciej Janowski. Pokonał on głównych rywali w walce o zwycięstwo, w tym Bartosza Zmarzlika i Piotra Pawlickiego, którzy później towarzyszyli mu na podium, ale co w tym przypadku najistotniejsze, imponował prędkością.
Janowski po sobotnich zawodach był w świetnym humorze. Do tego stopnia, że podczas telewizyjnego wywiadu przejęzyczył się i nazwał je treningiem. Z drugiej strony na torze w Opolu prezentował się tak swobodnie, jakby właśnie odbywał próbne jazdy, a nie brał udział w poważnym turnieju.
Dzień później okazał się być bohaterem ostatniej akcji w meczu przeciwko ebut.pl Stali Gorzów. Rywale dzielnie stawiali czoła faworyzowanym wrocławianom, którzy dopiero w biegach nominowanych zapewnili sobie zwycięstwo (49:41). Janowski z kolei przeplatał dobre wyścigi z nieudanymi, ale na koniec zafundował szarżę palce lizać, gdy zwieńczył pościg za Andersem Thomsenem skutecznym atakiem na prowadzenie. A trzeba dodać, że Duńczyk tego dnia był wybitnie szybki.
Wygląda więc na to, że u Janowskiego wszystko pomału wraca na odpowiednie obroty, lecz zawodnik nie traci czujności. - Tak naprawdę co bieg robiliśmy jakieś zmiany. Nawet po wyścigu, który wygrałem, wydawało mi się, że mój motocykl jest bardzo szybki i nie będę potrzebował żadnych zmian. W kolejnym wyścigu rywale mi odjeżdżali i przywiozłem zero. Więc cały czas była obserwacja i korekta - mówił po spotkaniu w telewizyjnej mixed zonie (zobacz więcej ->>).
Udany weekend w wykonaniu Macieja Janowskiego to dobry prognostyk przed zbliżającym się w sobotę turniejem o Grand Prix Polski, który odbędzie się na PGE Narodowym w Warszawie. Z taką formą Polak będzie kandydatem do zajęcia miejsca w ścisłej czołówce.
Czytaj również:
- Sparta kroczy od zwycięstwa do zwycięstwa