Tajemnicą poliszynela jest, że Mateusz Świdnicki osiągnął porozumienie w kwestii kontraktu z Cellfast Wilkami Krosno jeszcze na długo przed awansem tego klubu do PGE Ekstraligi. Zresztą zawodnik po sięgnięciu po swój największy jak dotąd indywidualny sukces, czyli mistrzostwo Polski juniorów, w rozmowie z dziennikarzami sam sugerował, że pierwszy rok w gronie seniorów wolałby spędzić na ekstraligowym zapleczu. Zaznaczył przy tym jednak, że jeżeli nadarzy się okazja do jazdy w PGE Ekstralidze, to podejmie rękawicę.
Tak też się stało, bo krośnianie sprawili niespodziankę w finale 1. ligi i wygrali z Enea Falubazem Zielona Góra. Świdnicki przygotował się do roli zawodnika U24 w PGE Ekstralidze, choć na razie idzie mu jak po grudzie. Sam zainteresowany mówił w rozmowie z WP SportoweFakty czego mu potrzeba (tutaj przeczytasz całość ->>), a menedżer Wilków Michał Finfa przekonywał, że zespół w wychowanku Włókniarza obudzi... wilka (czytaj więcej ->>).
Kłopoty zawodnika na początku sezonu nie wzięły się jednak znikąd. Miewał wyścigi, w których dobrze wyjeżdżał ze startu, ale tracił pozycje na dystansie będąc wolniejszym od swoich rywali. Można wywnioskować zatem, że brakuje u niego odpowiedniego ustawienia sprzętu, a nie samej jego jakości. W tym elemencie w ostatnich latach Mateusz Świdnicki mógł liczyć na cenne wskazówki Dariusza Łapy.
ZOBACZ WIDEO: Menedżer wbija szpilkę w sprawie Milika. O co chodziło z kontraktem Czecha?
Jest to mechanik z ogromnym doświadczeniem i wiedzą, a takich specjalistów w środowisku jest ostatnio jak na lekarstwo. Łapa w swoim CV ma współpracę z takimi zawodnikami jak Grzegorz Walasek, Andreas Jonsson czy śp. Lee Richardson. Mając go u boku Świdnicki potrafił wygrywać z Bartoszem Zmarzlikiem czy zdobyć tytuł MIMP.
Po zmianie barw klubowych Dariusz Łapa nie udał się ze Świdnickim do Krosna. Mechanik został w Częstochowie i obecnie współpracuje z Kajetanem Kupcem. - Kilka lat razem spędzili pracując i osiągając dobre wyniki. Nie wiem z czego to wynikało, ale musieli się rozłączyć. W każdym razie jemu trudno jest się pozbierać - stwierdził w rozmowie z WP SportoweFakty Ireneusz Kwieciński, trener Wilków, zapytany przez nas o rozstanie Świdnickiego z Łapą.
Zapowiedział on jednocześnie, że klub z Podkarpacia będzie szukać rozwiązania mającego na celu pomóc Świdnickiemu osiągać lepsze wyniki. - To nie jest tak, że nagle znajdziemy mu mechanika i współpraca będzie się dobrze układała. Musi być chemia, wzajemne zaufanie. Na pewno nie zostawimy go samemu sobie, bo to członek naszego zespołu i zależy nam na tym, by się odbudował i w dalszej części sezonu zdobywał ważne punkty - kontynuował Kwieciński.
Niewykorzystana szansa
Ostatnio Świdnicki miał bardzo dobrą okazję na przełamanie, bowiem Wilki rywalizowały z Włókniarzem w Częstochowie, więc na torze, na którym się wychował. Do przełomu jednak nie doszło. Otrzymał tylko dwie szanse, w których zdobył 2 punkty. W swoim pierwszym starcie prowadził, ale na dystansie minął go Kacper Woryna, co potwierdza powyższą tezę, że znów zabrakło prędkości na trasie.
- Po cichu liczyłem, że coś drgnie w Częstochowie i jego punkty się przydadzą, ale poukładało się inaczej - nie ukrywał w rozmowie z nami Kwieciński. - Nie wyglądało to aż tak źle, ale mecz nam odjeżdżał, więc musieliśmy reagować zmianami. Sądziłem, że tutaj łatwiej przyjdzie mu punkty zdobywać. Z przebiegu meczu nie miał zbyt wielu okazji, tak się to po prostu ułożyło - dodał.
Odmienne cele
Wilki w Częstochowie przegrały 34:56 (czytaj relację ->>). Dla Włókniarza było to pierwsze zwycięstwo w tym sezonie. - Byli bardzo zmotywowani, ale my nie przyjechaliśmy po to, by ten wynik tak wyglądał. Dla nas wiele rzeczy nadal jest nowych. O ile u siebie na razie wygraliśmy dwa razy, tak wyjazdy będą różnie wyglądać. Im szybciej dopasujemy się do toru na wyjeździe, tym wynik będzie dla nas korzystniejszy. W piątek nam się to nie udało. Zdecydowanie przegrywaliśmy starty. Rywale odrobili lekcje z poprzednich spotkań i przygotowali się dobrze. Uciekali nam ze startu, a nawet gdy im to nie wyszło, to mijali nas na trasie. Widać było, że momentami nasza jazda wyglądała lepiej, ale to nie pozwoliło na to, by walczyć o zwycięstwo - skomentował Ireneusz Kwieciński.
Pogratulował on też częstochowianom przygotowania toru, na którym tego dnia można było obierać wiele linii jazdy. Tym razem przy Olsztyńskiej nie liczyło się tylko wyniesienie na zewnętrzną, co wytrąciło atut takim zawodnikom jak Jason Doyle czy Andrzej Lebiediew.
- Być może to wynikało z tego, że gospodarze wiedzieli, że mamy zawodników, którzy dobrze radzą sobie po szerokiej, więc dobrze dla siebie przygotowali tor. Brawa dla toromistrza. Nie mogę natomiast powiedzieć, że liczą się dla nas tylko mecze u siebie, ale pamiętajmy, że jesteśmy beniaminkiem i mamy inne cele niż Włókniarz. Widać to było po wyniku spotkania - zakończył trener drużyny z Krosna.