Rodzinne fatum. Dwaj bracia zginęli w tragicznych okolicznościach

Początki historii Unii Leszno naznaczone są tragicznymi wydarzeniami, a najbardziej dramatyczne wydarzenia dotknęły rodzinę Kowalskich. Dwaj bracia - Stanisław i Jerzy - zginęli po wypadkach na motocyklach.

Łukasz Witczyk
Łukasz Witczyk
Stadion im Alfreda Smoczyka w Lesznie WP SportoweFakty / Jakub Brzózka / Na zdjęciu: Stadion im. Alfreda Smoczyka w Lesznie
Początek żużlowej historii Unii Leszno to sukcesy przeplatane tragediami. Zanim Byki stały się jedną z czołowych drużyn w Polsce, straciły kilku doskonałych żużlowców. Historię życia Alfreda Smoczyka fani znają doskonale. Dokładnie 5 lat po śmierci "Freda" zmarł Stanisław Kowalski. Dla Unii jeździł przez cztery lata i zdobył cztery tytułu Drużynowych Mistrzostw Polski.

Kowalski zginął w wyniku obrażeń, do jakich doszło po wypadku na motocyklu. Wracał od swojej dziewczyny Wiesławy. Chciał wyjaśnić wszelkie nieporozumienia, gdyż jego niedoszła teściowa nie zgadzała się na związek jej córki z ulubieńcem kibiców, który miał wiele fanek. Przyniosła listy i pamiątki do domu Kowalskich. Żużlowiec nie mógł pogodzić się z takim zakończeniem tej relacji, która - według pary - miała być na całe życie. Zaczął działać.

Tragiczny wypadek

Jak relacjonuje strona historiaunia-leszno.pl.tl, kiedy Kowalski wrócił z pracy, bardzo przejął się całą sytuacją. Po treningu udał się do Lipna, gdzie przekazał swojej ukochanej, co się wydarzyło. W drodze powrotnej rozegrał się dramat. Doszło do tragicznego w skutkach wypadku. Kowalski, przy tzw. lasku Napoleona, zderzył się z innym motocyklistą. Jak się później okazało, też żużlowcem.

ZOBACZ WIDEO: Nicki Pedersen sprzedał jeden z najlepszych silników. Wyjaśnia powody

Oddajmy głos siostrze Stanisława Kowalskiego, Urszuli Kaczmarek: - Wracając do Leszna, stał się ten straszny wypadek. Przy tak zwanym lasku Napoleona jechała furmanka. Stasiu jechał szybko, a przy wymijaniu furmanki motocykliści wpadli na siebie. Stasiu miał poważnie połamaną nogę - relacjonowała za pośrednictwem strony poświęconej historii Unii Leszno.

Kowalski miał być obecny na zebraniu w siedzibie klubu. Tam miał być też Henryk Żyto, który po latach wspominał tragiczną śmierć swojego przyjaciela w książce z cyklu "Asy Żużlowych Torów". - Idę do klubu, patrzę, stoi pokrzywiony motocykl, patrzę, a to motocykl Stasia. Wchodzę na górę, a tam wszyscy mają miny grobowe. Już wiedziałem co się stało... Po wypadku Stasiu długo, chyba ze trzy miesiące, leżał w szpitalu, a ja skojarzyłem dwie daty, bo data jego śmierci zbiegła się z piątą rocznicą śmierci Alfreda Smoczyka. Stasiu był wtedy bardzo młody, a już był najlepszym zawodnikiem naszej drużyny - mówił Żyto.

Początkowo nic nie wskazywało na tak tragiczne zakończenie. Siostra Stanisława Kowalskiego na stronie poświęconej historii Unii Leszno mówiła jednak o dramatycznej pomyłce pielęgniarki. Rodzina dostała anonimowy list po kilku dniach od śmierci Kowalskiego. Wynikało z niego, że żużlowiec dostał za silną dawkę narkozy. Do tego pielęgniarka miała go odłączyć od tlenu na dwie godziny. Zasnęła, a gdy zjawiła się obok łóżka, to Kowalski już nie żył. Jednocześnie zaznaczono, by nie powiadamiać służb, bo i tak sprawa będzie dla rodziny przegrana.

Ta tragedia poruszyła całe Leszno. Na pogrzebie Kowalskiego był tłum ludzi. Śmierć bardzo przeżywała dziewczyna żużlowca. W jego rodzinnym domu była częstym gościem. Przez długie lata na grób nieżyjącego chłopaka przynosiła czerwoną różę. Kowalski zmarł 26 września 1955 roku.

Rodzinne fatum

W ślady starszego o niecałe 10 lat brata poszedł Jerzy Kowalski. Też został żużlowcem Unii Leszno. Nie wyróżniał się jak brat, ale na torach spędził blisko 20 lat. Jego życie też zakończył tragiczny wypadek. Jerzy Kowalski do żużla trafił dzięki Henrykowi Życie. Ten był jeżdżącym trenerem młodzieży Unii Leszno i chciał pomóc bratu swojego zmarłego przyjaciela.

"Wychował solidnego, dobrze punktującego zawodnika, zwycięzcę jednego z Memoriałów Alfreda Smoczyka. Niestety nad rodem Kowalskich wisiało jednak wielkie fatum. W 1978 roku, podczas treningu Unii przed meczem w Zielonej Górze, w wyniku wypadku Jurek doznał wielu groźnych obrażeń i po kilku tygodniach, nie odzyskawszy przytomności, podobnie jak starszy brat, zmarł..." - czytamy w książce "Asy Żużlowych Torów".

Do tragedii doszło na torze w Lesznie 12 sierpnia 1978 roku. Brali w niej udział Kowalski i Czesław Piwosz. Mieli walczyć o miejsce w składzie na wyjazdowy mecz w Zielonej Górze. Przy wyjściu z łuku zawodnicy zderzyli się, uderzyli w siatkę i upadli na tor. Piwosz doznał złamania nogi. Z kolei u Kowalskiego doszło do poważnych obrażeń: stłuczenia głowy i szyi, stłuczenia mózgu i pnia mózgu, złamania kręgosłupa na odcinku szyjnym. Do tego doszło zatrzymanie pracy serca.

Przed treningiem Piwosz chciał dogadać się z Kowalskim i zaproponować mu, żeby ten jechał po zewnętrznej, a on będzie jechał po wewnętrznej. Kowalski miał odpowiedzieć: "żadnych układów". Dziesięć dni po tragicznym wypadku Jerzy Kowalski zmarł.

Żużlowe tradycje chcieli kontynuować synowie Jerzego Kowalskiego. Stanisław w 1985 roku na treningu odniósł kontuzję i zrezygnował ze startów. Andrzejowi na przeszkodzie w zrobieniu kariery stanęła choroba.

Czytaj także:
Grzegorz Walasek stracił nad sobą kontrolę. "To nie powinno się powtórzyć"
Makabryczny wypadek na Motoarenie! Na torze od razu pojawiły się karetki

KUP BILET NA 2024 ORLEN FIM Speedway Grand Prix of Poland - Warsaw -->>

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×