Dominik Kubera był ostatnio w znakomitej formie i wydawało się, że będzie w stanie powalczyć o wysokie miejsca na PGE Narodowym w Warszawie. Dobry występ miał z kolei pomóc w wywalczeniu miejsca w przyszłorocznym cyklu. Z planów nic jednak nie wyjdzie, a żużlowiec sobotnie ściganie obejrzy jedynie w telewizji.
Cała sytuacja brzmi dość kuriozalnie, bo do wypadku doszło na jednej z pierwszych rund kwalifikacyjnych, gdy zawodnik jechał samotnie na drugim łuku. Na wyjściu z wirażu podniosło mu przednie koło, a chwilę później Kubera wylądował na plecach, przygnieciony motocyklem. Wprost z PGE Narodowego został odwieziony do szpitala, gdzie przeszedł szczegółowe badania.
Zawodnik nie może tłumaczyć swojego wypadku słabym stanem nawierzchni, choć to sugerowała część kibiców żużla. Sprawę dość klarownie wyjaśnił w rozmowie z naszym portalem czterokrotny mistrz świata, Greg Hancock.
- To był ewidentnie indywidualny błąd Dominika Kubery. Wjechał akurat w przyczepniejszy fragment toru, ale to go w ogóle nie usprawiedliwia. Nawierzchnia była dobrze przygotowana, a w to miejsce wjeżdżali także inni zawodnicy i nie mieli żadnych problemów. Kubera zresztą doskonale wiedział o tym fragmencie, a przecież sam wybierał ścieżkę jazdy. Zdjął nogę z haka i stracił panowanie nad maszyną. To był jego błąd - komentował legendarny Amerykanin, który w tym roku znów regularnie pojawia się podczas turniejów Grand Prix.
Obecnie nie ma to jednak wielkiego znaczenia, bo zawodnik przynajmniej przez kilka tygodni będzie odpoczywał od żużla. W sobotę zastąpi go pierwszy rezerwowy turnieju, czyli Bartłomiej Kowalski.
Czytaj więcej:
PSŻ przekonał się o sile Falubazu
Groźny upadek Polaka podczas kwalifikacji Grand Prix
ZOBACZ WIDEO: Żużel. Magazyn PGE Ekstraligi. Kubera, Dobrucki, Murawski i Gajewski gośćmi Musiała