Łukasz Kuczera, WP SportoweFakty: Rozmawiamy przed Grand Prix w Warszawie. Czas na przełamanie i wygraną Polaka na PGE Narodowym?
Bartosz Zmarzlik, trzykrotny mistrz świata, zawodnik Platinum Motoru Lublin: Czas pokaże. Na pewno byśmy wszyscy sobie tego życzyli. Mam świadomość, że kibice chcieliby tego zwycięstwa. Dotychczas było jak było, zawsze coś nie wychodziło, ale mamy nowy rok i nowe nadzieje.
To jest kwestia presji wokół tych zawodów, toru jednodniowego? Jak wytłumaczyć to, że żaden z Polaków nie wygrał na PGE Narodowym?
Zbyt mało pojechaliśmy rund na torach jednodniowych, a tym bardziej w Warszawie. Sam jestem ciągle młodym zawodnikiem i z roku na rok uczę się czegoś nowego. Niektóre tory mi bardziej sprzyjają, inne mniej. Skupiamy się na tych, na których wiedzie mi się gorzej, żeby się podciągnąć i wycisnąć maksimum z zawodów na takich torach. Złotej recepty nie ma i nie będzie. Każdy rok czegoś uczy, ten na pewno też da nową wskazówkę. Na pewno zrobimy wszystko z teamem, żebym pojechał w Warszawie w jak najlepszy sposób.
Grand Prix zacząłeś idealnie, bo od wygranej w Gorican. W lidze pojawił się słabszy moment w meczu z Wrocławiem. Jakbyś ocenił ten początek sezonu?
W lidze tak naprawdę pojechałem jeden słabszy mecz, trzy pozostałe skończyłem z kompletami, więc jest całkiem nieźle. Ja nigdy nie będę do końca zadowolony, bo taka jest cecha sportowca. Sam wiem, z jakimi rzeczami zmagam się dookoła, które nie pomagają mi, abym był w pełni usatysfakcjonowany. Zdarzało się, że nawet jak były wyniki, to wciąż coś było nie tak, jakbyśmy sobie tego życzyli. W tym roku tych czynników jest wiele. Każdy dzień, każdy tydzień pozwala nam na usuwanie tych mikrousterek.
ZOBACZ WIDEO: Kulisy kwalifikacji do GP Polski na PGE Narodowym
Po tym meczu z Wrocławiem byłeś bardzo niezadowolony?
Nie. Nie jesteśmy maszynami, każdy jest człowiekiem. Nauczyłem się, jak reagować na takie słabsze występy. Potrzebuję wtedy chwili ciszy, zastanowienia. Wyciągnąłem parę wniosków z tego występu. Cieszę się, że w krótkim czasie byłem w stanie odwrócić sytuację, bo następny dzień dał mi okazję do rehabilitacji. Dzięki temu mogliśmy szybko zapomnieć o nieudanym meczu w Lublinie, choć one też wiele dają i uczą. One uczą pod względem jeździeckim, sprzętowym. To jest jak puzzle. Czasem trzeba się zastanowić trzy, cztery razy, aby wszystko było dobrze.
Pierwszy raz zmieniłeś klub w karierze. Przystosowałeś się już do tego, że twój domowy tor jest teraz w Lublinie i na trening trzeba przejechać przez pół Polski?
Nie odczuwam tego, nie sprawiało mi to kłopotu jak dotąd. Dla mnie to nowy tor, którego się uczę. Zauważam inne rzeczy dzięki tej zmianie toru. Nawet pod takim aspektem technicznym. Dzięki temu musimy mieć otwarte głowy, sprawdzać nowe pomysły i ustawienia.
Czy przenosiny do Platinum Motoru Lublin pozwalają ci stać się lepszym zawodnikiem? Bo tak tłumaczyłeś ten transfer, choć nie wszyscy kibice kupili tę narrację.
Trochę byłem z tego powodu smutny, bo wielu ludzi nie rozumiało, dlaczego tak powiedziałem. Już teraz to widzę, wystarczył jeden mecz i negatywne doświadczenia ze spotkania z Betard Spartą Wrocław. Następnego dnia pojechałem do Gorzowa, gdzie nie trenowałem przez kilka miesięcy, a jeździło mi się bardzo dobrze. Było tak, bo od dziecka jestem przyzwyczajony do gorzowskiej nawierzchni i geometrii.
Wiele zawdzięczam Gorzowowi, bo wiele nauczył mnie technicznie. Ma to wiele aspektów pozytywnych, negatywnych nie ma żadnych. Jednak w Gorzowie nie miałem okazji próbować się na dłuższych torach, twardszych. Teraz w Lublinie mam kompletnie inny tor, do którego muszę się dostosować i to jest dla mnie wyzwanie. Mam nadzieję, że dzięki temu stanę się lepszym zawodnikiem.
Gdy jeździsz non stop na jednym torze, to zamykasz się w kręgu, w którym jest bardzo dobrze, ale przychodzą inne nawierzchnie na Grand Prix albo w innych turniejach i rodzi się problem.
W Gorzowie też ostatnio spotkałeś się z pierwszymi gwizdami po ostrzejszym ataku. Nie bierzesz chyba jednak tego zbyt do siebie?
Kibice zareagowali w emocjach, ale to trochę smutne. Nieraz w barwach Stali robiłem rzeczy, gdzie po biegu sam mówiłem sobie, że przegiąłem i nie powinienem był tak robić w przyszłości, to stadion potrafił stać na stojąco i bić mi brawo. Teraz byłem w innej sytuacji, bo przyjechałem do Gorzowa jako zawodnik drużyny przeciwnej. Dlatego tę reakcję trybun rozumiem. Nie obrażam się na kibiców, pamiętam ich z bardzo dobrej strony, miło mnie przywitano na prezentacji. Urazu nie mam, taki jest sport, takie mamy emocje i fani kibicują swoim.
Pojawił się serial o tobie, pojawiasz się też na konferencji Impact. Jako trzykrotny mistrz świata zbierasz nowe doświadczenia poza torem. Radzisz sobie z tym coraz lepiej?
Myślę, że tak. Sądzę, że to jest fajne dla mojej osoby, ale też i naszego sportu. Tak, aby żużlowcy pokazywali się w nieoczywistych miejscach. Musimy robić wszystko, aby promować dyscyplinę i zainteresować nią nowe osoby.
Odnoszę wrażenie, że stałeś się taką twarzą żużla, jaką przez lata nie był nawet Tomasz Gollob.
Nie mi to oceniać. Próbujemy to robić tak, aby pokazać moją twarz, nazwisko i dyscyplinę szerzej. Aby nie była ona zamknięta na określony krąg ludzi. Nie mam też problemu z takimi wystąpieniami jak na Impakcie. W życiu trzeba być naturalnym i odpowiadać to, co w danym momencie wydaje się słuszne, mówić zawsze prawdę. Wtedy nigdy się nie pogubisz.
[b]rozmawiał Łukasz Kuczera, dziennikarz WP SportoweFakty
[/b]
Czytaj także:
- Nicki Pedersen podjął już decyzję odnośnie najbliższego meczu GKM-u!
- Zmarzlik w komfortowej sytuacji. Nie musi wygrywać w Warszawie?