W niedzielę do Torunia przyjechał mistrz Polski, Platinum Motor Lublin. Goście przystępowali do tej potyczki osłabieni brakiem Dominika Kubery, dlatego ich notowania przed tym starciem spadły. For Nature Solutions KS Apator, choć zabrzmi to brutalnie, otrzymał od losu okazję wykorzystać niedyspozycję rywala i dopisać cenne punkty do tabeli, ale przede wszystkim poprawić nastroje swoim fanom.
Te po ostatnich meczach w Toruniu najlepsze nie były. Apator co prawda pokonał ZOOleszcz GKM Grudziądz, ale wcześniej przegrał w Krośnie i Lesznie. Bolesna była zwłaszcza porażka przeciwko Fogo Unii, w barwach której brakowało kontuzjowanego Chrisa Holdera, ale z dobrej strony pokazał się debiutujący Nazar Parnicki. Oliwy do ognia dolała wypowiedź właściciela klubu z Torunia, Przemysława Termińskiego, który oświadczył, że przegrana w Lesznie była wkalkulowana (zobacz więcej ->>).
Na torze w Lesznie poniżej oczekiwań spisał się Robert Lambert, a kibiców Apatora dodatkowo wzburzył fakt, że Brytyjczyk miał wcześniej wysłać silniki do Gorican na Grand Prix Chorwacji, które odbywało się dzień po spotkaniu na stadionie im. Alfreda Smoczyka. Nie brakowało sugestii, że to właśnie na inauguracji rywalizacji o mistrzostwo świata skupił się 25-latek.
ZOBACZ WIDEO: Zachwycał jako junior, jako senior zaliczył zjazd formy. Piotr Baron o Bartoszu Smektale
W niedzielę jednak Lambert całkowicie odkupił winy i trzeba przyznać, że w lepszym stylu nie mógł tego wykonać. Mecz Apator zaczął od podwójnej porażki, ale potem nie tylko odrobił straty, ale objął sześciopunktowe prowadzenie. Gdy po 12 biegach na tablicy wyników widniał rezultat 39:33, torunianie pomału witali się z gąską. Ich nastroje zmieniły się jednak o 180 stopni bardzo szybko.
Motor wygrał dwa następne biegi podwójnie i to mistrzowie Polski przed decydującą odsłoną objęli dwupunktowe prowadzenie (43:41). Apator chcąc wygrać, musiał zwyciężyć w 15. wyścigu podwójnie. Tu rodziło się pytanie, jak to zrobić, skoro po stronie gości pod taśmą startową ustawili się szybki tego dnia Fredrik Lindgren i Bartosz Zmarzlik, który z kolei nie imponował szybkością na dystansie, ale mimo to wyprzedzenie go nigdy nie jest proste.
Gospodarzy reprezentowali natomiast Emil Sajfutdinow i Robert Lambert. Obaj do 13. biegu byli niepokonani, ale właśnie w tej gonitwie stracili punkty za sprawą... Zmarzlika i Lindgrena. Mieli więc okazję do zrewanżowania się i uszczęśliwienia toruńskich kibiców, lecz każdy obecny na Motoarenie czy śledzący te zmagania, zdawał sobie sprawę z karkołomności tego zadania.
Tymczasem Sajfutdinow uciekł po pierwszym łuku do przodu, a w pogoń za nim rzucił się Zmarzlik. Lambert jechał trzeci, lecz widać było, że rozpędza się z każdym metrem. Tutaj trzeba przypomnieć, że tor w Toruniu jest krótki i nie ma za dużo czasu na to, aby coś zdziałać na dystansie, więc Brytyjczyk musiał reagować błyskawicznie i wykorzystać najdrobniejszą okazję do minięcia Zmarzlika.
Ten bronił się umiejętnie aż do ostatniego łuku. Wtedy Robert Lambert postawił wszystko na jedną kartę i poszedł szeroko za koło trzykrotnego mistrza świata. Linia mety nieubłagalnie się zbliżała, a Lambert ze Zmarzlikiem jechali już niemalże równo. Gdy bieg dobiegł końca, kibice nie mieli żadnych wątpliwości, że to reprezentant Apatora minimalnie, ale jednak ukończył wyścig przed Polakiem. I rzeczywiście, jak wskazała telemetria, różnica wyniosła 0,009 sek. na korzyść Roberta Lamberta, który tym samym naszym zdaniem stał się bezsprzecznym bohaterem minionego weekendu.
Brytyjczyk utonął w objęciach zespołu i pofrunął w górę, a kibice długo celebrowali triumf nad mistrzami Polski. Zwycięstwo z tak silnym przeciwnikiem na pewno wpłynie pozytywnie na morale całej toruńskiej ekipy, którą przecież przed sezonem typowano do medali. W tym tygodniu Apator uda się na mecz do Częstochowy i tam też może szukać swoich szans. Owal Tauron Włókniarza doskonale pasuje bowiem zarówno Sajfutdinowowi, jak i Lambertowi. Znowu więc możemy być świadkami znakomitego show.
Czytaj również:
- Sporna sytuacja w Toruniu. Demski rozwiał wątpliwości