Żużel. Wygrał zakład z tunerem. To musiałby zrobić, gdyby nie stanął na podium
Leon Madsen miał być w tym sezonie najgroźniejszym rywalem Bartosza Zmarzlika w walce o mistrzostwo świata. Jednak Duńczyk dopiero w trzeciej rundzie zdołał stanąć na podium Grand Prix.
Początek sezonu brutalnie zweryfikował duże nadzieje Madsena. Po dwóch rundach 35-latek z Vejle sklasyfikowany był dopiero na jedenastym miejscu i do Zmarzlika tracił 24 "oczka". Dopiero w sobotni wieczór w Pradze pokonał go po raz pierwszy w tym roku.
- Jestem szczęśliwy, że udało mi się wskoczyć na to podium, bo nie był to dla mnie najlepszy początek, a dziś była dobra forma. Duża w tym zasługa Briana Kargera, bo od momentu, kiedy w Warszawie nie było najlepiej, to włożyliśmy dużo pracy w to, aby tym razem było lepiej z moim sprzętem i widać efekty. Jestem bardzo szczęśliwy, że wracam do gry! - mówił po zawodach w rozmowie z Marceliną Rutkowską-Konikiewicz.
ZOBACZ WIDEO: Zachwycał jako junior, jako senior zaliczył zjazd formy. Piotr Baron o Bartoszu SmektaleMadsenowi w sobotę nie wyszedł tylko jeden wyścig. W osiemnastym biegu dnia dosyć niespodziewanie przyjechał na czwartym miejscu. - Musieliśmy coś przetestować i spróbować coś innego, bo to jest ważne, bo inaczej zawodnik się nie poprawia i nie ulepsza sprzętu, a progres jest bardzo ważny. Trzeba mieć coś szybkiego między nogami, by jeździć skutecznie - dodał.
Leon Madsen wraz z towarzyszącym mu Brianem Kargerem przyznali, że przed zawodami założyli się o dobry występ mistrza Europy. Gdyby temu nie udało się przełamać, to musiałby wracać do domu pociągiem.
Czytaj także:
Zawodnicy pozbawieni szansy walki o tytuł!
Tor się rozpadł na kilka dni przed Grand Prix!