Adrian Miedziński: Wszyscy widzieli jak to dziś wyglądało

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

Znów nie udało się odjechać pierwszego finału Speedway Ekstraligi w Zielonej Górze. Adrian Miedziński z Unibaksu jest już zmęczony całą sytuacją z przekładaniem tego spotkania.

- Wszyscy widzieli jak to dziś wyglądało. Nie wyobrażam sobie, jakby to wyglądało w czwórkę. Nie jeździliśmy po to przez cały sezon, żeby na takim torze ryzykować zdrowie. Każdy z nas chciał jechać jak najlepiej, zasłużyliśmy na ten finał. Chcielibyśmy to w końcu odjechać. Chciałbym osobiście mieć to wszystko z głowy, zakończyć sezon. A teraz nie możemy nic zaplanować. Jesteśmy w takiej kropce i czekamy z dnia na dzień. To nie jest nic fajnego dla nas, dla kibiców. Szczerze mówiąc, odechciewa mi się już tak naprawdę jeździć - powiedział w czwartek Adrian Miedziński.

Po odwołaniu meczu padła propozycja, aby pierwsze starcie finałowe rozegranie w niedzielę w Toruniu, a rewanż później w Zielonej Górze. - Rozmawialiśmy z zielonogórskimi zawodnikami. Ale, żeby odbył się najpierw mecz w Toruniu, do tego jest potrzebna zmiana regulaminu. Z tego co wiem musimy odjechać ten mecz do końca października, bo niektórym zawodnikom kończą się kontrakty. Uważam, że najrozsądniejszą decyzją byłoby rozegranie meczu w Toruniu, a później mamy ten cały tydzień i próbować do piątku odjechać mecz w Zielonej Górze. Innego wyjścia nie widzę. Ten tor - jeżdżąc traktorami i broną nie ma szans by go przesuszyć, to jest taki materiał, że jeżdżenie traktorem nic nie da. Jedyna może opcja to wprowadzenie maszyn, które pracują na drogach, kładą asfalt. One to nagrzewają. Może to jest jakoś w stanie przesuszyć ten tor. Realnie patrząc, przy tej pogodzie, a w nocy ma jeszcze padać, przy tych temperaturach i przy tej nawierzchni, tu jest taka glinka, ona jest przesiąknięta wilgocią i w taki tradycyjny sposób nie ma najmniejszej szansy by odjechać ten mecz. W Toruniu może padać, na następny dzień nie pada i można doprowadzić tor do ładu - stwierdził "Miedziak".

Gdy rozmawialiśmy z Adrianem Miedzińskim, nie był znany jeszcze nowy termin meczu. Zawodnik nie chciał jednak zagłębiać się w temat, że rozgrywając pierwszy mecz w Toruniu, Unibax stracił handicap rewanżu u siebie. - To już jest nieistotne. My chcemy odjechać te finały i mieć to zakończone. Innej opcji nie widzę, a jak nie to zakończyć to wszystko bez meczów. Dla nas jest to też uciążliwe, jakoś się mobilizujemy. Jest jakiś stres, bo trzeba się nastawić przed meczem, a nic z tego nie ma. To nie jest tak, że my sobie przyjeżdżamy - o dobra nie da się jechać i jedziemy do domu. Dzisiaj zawodnicy spróbowali przejechać się na tym torze, gdzie dobrze wiedzieliśmy, że nie ma najmniejszej szansy by tutaj coś zrobić, ale chłopaki chcieli pokazać kibicom, jak to wygląda. Nie jest tak, że oni wyjechali i nie chcieli pojechać. Oni próbowali, ale gdy na torze jest taki kleik, tu nie jest taka nawierzchnia jak na innych torach, tu jest inna - koło nie ma jak "przebuksować" tego, a w żużlu potrzebny jest ślizg do jazdy i koło nie może wjechać w swoje obroty, to motocykl się nie wyłamie, tylko jedzie prosto. Wyobraźcie sobie, że w czterech jedziemy spod taśmy, próbujemy się złożyć i jedziemy wszyscy prosto. Dam taki już głupi przykład - mamy 8-metrową przepaść, za przepaścią leży milion dolarów - i skaczesz albo nie. Więc nie wiem, czy by ktoś zaryzykował - tak to wygląda - zakończył jeździec Unibaksu.

Źródło artykułu:
Komentarze (0)