Leon Madsen w rundzie zasadniczej gorzowskiego turnieju Grand Prix spisywał się mocno sinusoidalnie, bo trzy razy wygrywał, a dwa razy meldował się na mecie na trzeciej pozycji. Cel minimum, jakim było zameldowanie się w półfinale, zrealizował.
W wyścigu półfinałowym musiał uznać wyższość Fredrika Lindgrena, ale szybko wyciągnięte wnioski pozwoliły mu na niezłe występy w finale.
W liczbie mnogiej, bo te rozgrywano aż trzykrotnie. - Musiałem się mocno napocić, by utrzymać pierwszą pozycję, ale kiedy jedzie za tobą Bartosz Zmarzlik, to nie możesz popełniać błędów. I to jest bardzo trudne zadanie, tym bardziej że trzy razy udawało mi się wychodzić na prowadzenie, ale nie udało się tego dowieźć - przyznał po zawodach w rozmowie z Marceliną Rutkowską-Konikiewicz na antenie Eurosportu.
ZOBACZ WIDEO: Janusz Kołodziej mówi o negocjacjach z Fogo Unią Leszno
Duński żużlowiec do Gorzowa przyjechał mocno poobijany, bo w środę zaliczył groźny upadek podczas mistrzostw Danii. Choć Tauron Włókniarz Częstochowa poinformował, że z ich zawodnikiem jest wszystko w porządku, to ten nieco narzekał w sobotni wieczór. - Nie czuję się najlepiej, bo czuję dyskomfort po upadku w środowych zawodach, ale udało się wjechać na podium, co jest dużym sukcesem - dodał.
Śledząc kamery w boksie Leona Madsena, można było zaobserwować, że bardzo często towarzyszył mu Nicki Pedersen, który jest w tym sezonie również menadżerem duńskiej reprezentacji.
- Chciałbym bardzo podziękować Nickiemu, który bardzo dużo mi pomaga w tym, bym miał m.in. lepszy moment startowy, ale i pracujemy razem nad lepszym ustawieniem sprzętu. Tu też muszę podziękować swojemu teamowi za ciężką pracę oraz Brianowi Kargerowi za przygotowanie silników.
Czytaj także:
Myśli o awansie do play-off i trzyma kciuki za... ligowego rywala
Grand Prix? "Cały czas się rozwijam"