Marcin Malinowski, WP SportoweFakty: To pana kolejne genialne zwycięstwo na Stadion im. Edwarda Jancarza. Ponownie został pan królem gorzowskiego toru. Jakie to uczucie?
Bartosz Zmarzlik, zawodnik Platinum Motor Lublin, trzykrotny indywidualny mistrz świata: Bardzo się cieszę, że ten wieczór poszedł po mojej myśli. Pierwszym biegiem w ogóle się nie przejmowałem, bo z trzeciego pola w Gorzowie na początku zawodów zazwyczaj jest trudno wyjechać. Niesamowity wieczór, bo praktycznie nic nie robiliśmy w parku maszyn, a wszystko regulowało się samo. Czułem się świetnie na tym torze.
W drugiej połowie zawodów wydawało się, że trudniej było o wyprzedzanie na dystansie, a mimo to pan to robił. Jak dużo było myśli przed finałem?
Tor był taki, że na początku było trudno o linie do wyprzedzania. Kluczowe równanie było pod koniec zawodów, około szesnastego biegu. Od nowa zaczął się skrobać, było troszeczkę mniej wody, co pozwalało wybierać dobre ścieżki od razu po równaniach. Świetny tor. Zupełnie inny niż się spodziewałem. Jeszcze jak obejrzałem piątkowe zawody juniorskie, to byłem zmieszany, bo chciałem biec po trzeci motor. Może dobrze, że całkiem nie zaryzykowałem. Każdy by pasował.
Mateusz Cierniak po swojej wygranej w SGP2 mówił, że bardzo pan mu pomagał. Dużo czasu spędziliście razem przed tymi turniejami. Przekazywał panu jakieś wskazówki po piątku?
Oczywiście, że tak, aczkolwiek w piątek padł rekord toru, który był inny i trzeba było uruchomić swoją myśl. Mateusz to bardzo fajny chłopak, który przede wszystkim chce i jest chłonny wiedzy. Zadaje mądre pytania, po których można stwierdzić, że podąża dobrą drogą.
ZOBACZ WIDEO: Martin Vaculik o zmianie tunera. "Spełniło się moje marzenie"
Powiedział też, za złapał luz przed zawodami, ponieważ byliście razem na rowerach. Łowił też ryby. Czy pan w jego towarzystwie także się bardziej wyluzował?
Na ten tydzień po Szwecji miałem swój plan i mówiłem "Mati, idę na rower. Chcesz?". A on: "nie mam jak, nie mam roweru". Ja na to: "dobra, wszystko zorganizujemy, idziesz?" i odpowiedział: "no to pewnie!" Wszystkie czynności, które chciałem, to zrealizowałem, a przy okazji lubię Mateusza, więc jego osoba mi nie przeszkadzała, a jak chciał ze mną spędzać czas, to zawsze było nam raźniej.
Wiele razy już dziękował pan za doping podczas Grand Prix Polski kibicom, którzy ciepło pana przyjęli. Dużo pan myślał o tym, jak to będzie wyglądało?
Byłem po prostu ciekawy, czy bardziej spojrzą klubowo czy krajowo. Serdecznie im dziękuję, bo była świetna atmosfera. Zawsze miło mi się tutaj przyjeżdża i zawsze to miejsce będzie w moim sercu. To dla mnie bardzo ważne. Ogromne podziękowania i wielki respekt dla polskich i gorzowskich kibiców. Przywitali mnie naprawdę miło. Jak wchodziłem pod Leona to słyszałem ten wrzask i mówiłem sobie: "ciekawe, czy wyjadę, czy nie wyjadę". Fantastyczny dzień!
To kiedy pan wraca do ebut.pl Stali Gorzów?
To pytanie nie na czasie. Staram się być profesjonalistą i dawać z siebie wszystko w danym momencie, gdzie jestem. To jest dla mnie najważniejsze. Tak może to miało wyglądać.
W finale mieliśmy dwie powtórki i w nich już nie było tak dobrze ze startu. Co się stało?
W pierwszym podejściu byłem już na prowadzeniu, ale wszystko mi się posypało, bo jak podchodziłem do drugiego startu, to widziałem, że to pole się już "skończyło", ponieważ skorzystałem z ostatniej, fajnej koleiny. Patrzyłem na drugie pole, bo przez cały wieczór dobrze ono wyglądało, ale z pierwszego jechało się bardziej komfortowo. Jeszcze jak dobrze pojedzie się pierwszy łuk, to można dużo zyskać. Jak się posypało, to już były nerwy i "dawajcie, robimy tą i tą zmianę". Nic jednak nie dotykaliśmy. Musiałem się skupić na sobie, żeby mądrze pokonywać łuki. Czuję się nieco zmęczony po finale. Było dużo powtórek, startów. Samo wejście do finału jest trudne psychicznie, a jeszcze jak są powtórki, to jest to naprawdę trudne. Jestem naprawdę szczęśliwy z tego, co zrobiłem na ostatnim wirażu.
W finale wszystko było zaplanowane czy pojawiła się nutka fantazji?
Dwa w jednym. Cały czas patrzyłem i parę razy się przestraszyłem, bo jechałem blisko tylnego koła. Chcąc wygrać, wiedziałem, że muszę niwelować dystans. Bałem się, żeby mnie nie "smyrnął", by Leon nie stracił prędkości i mi się nie postawił. W tych momentach, co on wytracał prędkość, to ja czułem straszny ciąg i musiałem mocno i szybko to korygować. Tego dnia trochę za szybko próbowałem i nawet na tym straciłem, bo mogłem to zrobić na następnym łuku podczas kolejnego okrążenia, ale i tak fajnie wyszło.
W którym momencie wyścigu poczuł pan, że coś z tego będzie?
Od startu (śmiech). Jadąc w finale, zawsze daję z siebie wszystko. Wierzysz w siebie i całą resztę dopóki nie zobaczysz szachownicy.
Nie obawiał się pan w tym ostatnim łuku, że Leon Madsen poszuka pańskiego tylnego koła?
Trochę się obawiałem, ale jakby chciał znaleźć kontakt, to znajdzie. Widziałem, że wjeżdżamy szybko, ale czysto i wiedziałem, że jeżeli nie zrobi czegoś nie fair, to nic nie będzie.
Była jakaś rozmowa z Duńczykiem po tej akcji?
Śmiał się, że tylko nie wiedział, kiedy i gdzie, bo cały czas mnie słyszał.
Czytaj również:
Cierniak poprawił rekord toru i wygrał z kompletem. Wcześniej pojechał na ryby i fastfoody
Półfinał Bewleya ominął po raz pierwszy. "Muszę więcej pracować nad startami"