Bartłomiej Czekański - Bez hamulców: Józef z bagien ich wyciągnął, a oni wyciągnęli flagę

W pięknym żużlowym Lesznie narodził się nowy kult jednostki. Tamtejsi kibole wystawili na inauguracyjnym meczu z Czewą wielgachną flagę z konterfektem swego prezesa Józefa Dworakowskiego i napisem: „Józef z bagien nas wyciągnął”. Iosif Wissarionowicz Dżugaszwili gdzieś na dnie piekieł chyba pęka z zazdrości. A ci kibole ze Smoczyka to jakieś Shreki, czy cuś innego? Nigdy bym się nie odważył zasugerować, że Leszno to jakoweś bagno. A tu proszę, taka autoironia!

W tym artykule dowiesz się o:

Rozumiem i uznaję, że imć Dworakowski to teraz najpotężniejszy prezio w żużlowej Polandii, że Unię po latach na powrót wywindował na szczyty sportowe i organizacyjne i za to szacunek nie tylko w Wielkopolsce. Ale to zarazem ten sam facet, który w ubiegłym roku nieelegancko i przeciw ogólnemu kibicowskiemu interesowi ganiał ze swego stadionu telewizyjnych Polsatowców niczym jakieś bezpańskie psy. To również jest jeden ze wspólników nieudanego szefa Ricardo Kowalskiego ze spóły-muły pt. Ekstraliga, zwanej też czasem złośliwie – z powodu swej radosnej twórczości - Ekstralipą. Tak więc pan D., jak i inni członkowie tego rozkosznego towarzystwa także ma swoje za uszami, jeśli chodzi o chaos panujący w polskim żużlu. Drodzy leszczynianie, dajcie se na wstrzymanie z tym pomnikiem za żywota swego prezia.

Prezesi na trybuny!

Pańskie oko konia tuczy. I ja to też staram się rozumieć. Ale moja żużlowa praktyka… odrzuca mnie od takich praktyk. Moje trzewia się buntują. Dlatego z pewnym uśmiechem zażenowania obserwowałem w telewizorze, jak prezes Dworakowski ze słuchawką w uchu, niczym oficer BOR-u, miotał się po stadionie niby wszystkiego pilnując, a nawet jak podali komentatorzy, między biegami wziął udział w parku maszyn w naradzie swoich zawodników z Unii Leszno. A po co? Zna się na żużlowej taktyce i technice jazdy? Nie ufa swemu cwanemu coachowi Czesiowi Czernickiemu (Dzień Doooobry!)? To takie niepotrzebne. Dworakowski jest zbyt poważnym (i poważanym) facetem, żeby tak biegać po trawie. Powinien w gajerze siedzieć na trybunie honorowej i niańczyć innych sponsorów, tudzież VIP-ów. Ja bowiem wyznaję starą zasadę: pisarze do piór, studenci na uczelnię, trenerzy do zawodników, a prezesi na trybunę!

I wierzcie mi, wiem co mówię. Jako menago żużlowy przeżyłem już takich nadopiekuńczych prezesów. To nigdy (albo najczęściej) na zdrowie nie wychodzi. Ale dajmy już temu spokój. Przecież nie rzutki Jozin z leszczyńskich bazin miał być bohaterem mego dzisiejszego felka.

Jak w enerdowskim hokeju

„Deszcze niespokojne potargały sad, a my na tej wojnie ładnych parę lat, do domu wrócimy w piecu napalimy nakarmimy psa, przed nocą zdążymy, tylko zwyciężymy, a to ważna gra” - śpiewali kiedyś czterej pancerni, Szarik, Rudy, Lidka i Marusia. A także zdegustowany gajowy Marucha. Oj, te cholerne deszcze… Bo co to za Ekstraliga, skoro tu i ówdzie popadało w ubiegłą niedzielę i rozegrano ledwie dwa mecze w inauguracyjnej kolejce? Nic dziwnego, że wciąż nie mamy tytularnego sponsora tych rozgrywek, bo niby gdzie miałby się on zareklamować? Na dwóch stadionach? Padupadupa z tym naszym żużlem.

Kiedyś w Enerdowie były w lidze tylko dwa zespoły hokejowe, które co roku wytrwale walczyły o mistrzostwo kraju Erisia Honeckera. To były emocje! Czy i my doczekamy się niebawem Ekstraligi złożonej jedynie z Unii Leszno i Apatora Toruń???

Kadłubowa inauguracja wzmocni argumenty zwolenników powiększenia Ekstraligi do 10, czy nawet do 12 zespołów (ja też za tym od lat optuję). Żeby to wyglądało jakoś bardziej poważnie. Oponenci zaraz mnie zaatakują, iż wtedy mielibyśmy w lidze zbyt dużo słabych zespołów. To ja się śmieję im w twarz, że akurat wówczas Unia Tarnów, Marma Rzeszów czy Atlas Wrocław miałyby z kim toczyć wyrównane boje. Chociaż Bydzi, Gdańska i Ostrowa bym nie lekceważył. Ostrów jednak widzę w Ekstralidze dopiero od 2010 roku, z uwagi na głośną aferę korupcyjną.

20 tysięcy gwizdaczy

Dwadzieścia (prawie czy ponad? – bo różne słyszę wersje) tysięcy kiboli na Stadionie Smoczyka oznaczało, że co trzeci mieszkaniec Leszna i okolicznych miejscowości, tudzież wiosek, przyszedł na mecz z Czewą! Imponujące (aczkolwiek wydawało mi się, że tam w ub. sezonie na trybunach bywało już więcej fanów). Kolorowych „Medalików” też było sporo na widowni. Ich frekwencja także robiła wrażenie. Wnerwiła mnie jednak szowinistyczna postawa leszczyńskich kibiców wygwizdujących parę częstochowską, gdy ta wygrała 5:1 w ostatnim wyścigu. A za dobrą jazdę należą się przecież brawa. Także rywalom, nawet temu brzydalowi Nickosiowi Pedersenowi, co to wcześniej po męsku (to było przecież tylko na pograniczu faulu) powoził miejscowego idola Adamsa po płocie. Kilka biegów w tym spotkaniu było fajnych i zaciętych. Ale tylko kilka. Reszta to procesja. To w sumie nie był żaden hit. Mimo że Unia ostatecznie wygrała tylko ośmioma punktami, to od VI wyścigu kontrolowała sytuację poza - w sumie niegroźną - zadyszką w końcówce tej impry. Te osiem punktów to najniższy wymiar kary dla Włókniarza (pamiętajcie, że korzystał on z podwójnie płaconego jokera). To ciekawe, gospodarze uciekali „Medalikom” zasuwając szerzej (zwłaszcza z pierwszego wyjścia), za środkiem toru, a ci poza Pedersenem (też się obudził trochę późno na tych zawodach) nawet nie próbowali kopiować ich toru jazdy. Że mogli mieć inaczej ustawione motocykle? Bez przesady!

Rozczulił mnie słabowity ubiegłej niedzieli Krzysztof Kasprzak, który jako jedyny ze swej drużyny przez trzy czwarte meczu nie mógł dogadać się z torem i ze swymi motocyklami.

- Nawierzchnia miała być inna, tylko nasi działacze i trener bali się, że spadnie deszcz, rozwali tor i trzeba będzie odwołać mecz, co rozczaruje te tysiące kibiców. Dopiero, gdy się przełożyłem, było lepiej – wyjaśniał telewizorom „Kasper”. A przecież ratując się przy opadach deszczu, zawsze przygotowuje się twardzinę (kopa szybko zamieniłaby się w bagno). Kasprzak zaś to król betonu. Coś mu się tu chyba więc pomerdało.

Według mnie, w Lesznie było nieco pod koło. Co ciekawe, razem z „Kasperem” - mnie więcej w tym samym czasie - do toru dopasowali się goście, którzy w końcówce wreszcie zaczęli skuteczniej punktować i odgryzać się „Bykom”. Czyli, wychodzi na to, że jeśliby Unia nie przestraszyła się deszczu i przygotowała taką nawierzchnię, jaką pierwotnie zamierzała, to Włókniarz wygrałby, bo by mu taka spasowała? Niezbadana jest logika „Kaspera”...

I kto mi tu chce wmówić, że na GP w Lesznie dziką kartę powinien dostać „Balon”, a nie Hampel? Zadziorny Baliński, co to nigdy nie odpuszcza, już do końca swej kariery pozostanie solidnym (oby!) ligowym żużlowcem. A „Mały” stawał już na podium poszczególnych turniejów GP i wciąż ma szansę zastąpić nam schyłkowego już Golloba. Hampel od pewnego czasu z bojaźliwego dzieciaka na torze stał się tygrysem. Szarżuje i zasuwa na jednym kole. Tyle że łamliwy jest niestety. A jak się już połamie, to się bardzo dłuuuuugo rehabilituje. Więc „Mały” astarożno z tymi szarżami!

Tomcio „Gapa” z Czewy, który na sparingach robił po 14 oczek, w meczu ligowym znów był zwykłą gapą (nawet jak na drugą linię). Nie rozumiem tego, bo ten facet umie jeździć. Kto wreszcie trafi do jego głowy? On już próbował nawet z hipnotyzerem, ale nie wyszło. Poszło w drugą stronę.

Patrzyłem jak synek bogacza Jurica Pavlic ogrywa naszego przecież Ułamka, jak łebsko ogrywa naszych juniorów. I od razu przypomniałem sobie te artykuły w krajowej prasie o tym, jakby tu z bydgoskiego Sajfudtinowa zrobić światowego majstra (a dlaczego nie np. z Buczkowskiego?) i pląsy wokół niego w wydaniu działaczy Polonii. I tak sobie myślę, że fajnie, iż za własny szmal hodujemy przyszłych mistrzów, tylko dlaczego nie dla siebie? Masochiści jesteśmy, czy zakichani zbawcy światowego żużla?

Za co Wojaczek ukarał Hampela?

W jednym z wyścigów, kiedy wszyscy regulaminowo stali pod taśmą, to po zielonym świetle Hampelek, jak to on, wstrzelił się w ową taśmę i uciekł rywalom. Sędzia Wojaczek zatrzymał wyścig i zarządził powtórkę, że niby był lotny start. Bzdura. Takie decyzje dość często zdarzają się naszym arbitrom. Każdy taki powtarzany start winien rzutować na ocenę „pana z wieżyczki”, bo to po prostu jego błąd i indolencja. Jeśli nie potrafi zapanować nad zawodnikami i wyegzekwować prawidłowej procedury startowej, to niech sędziuje szachy. Tam wszystko dzieje się trochę wolniej i będzie mu łatwiej.

W Lesznie otarliśmy się o nowy głupi, a przynajmniej nieżyciowy przepis wymyślony przez rozkosznych włodarzy polskiego speedwaya. Teraz, gdy dwaj zawodnicy wpadną równo na metę, to sędzia nie może im przyznać miejsca ex aequo, tylko musi wskazać zwycięzcę. Zniesiono bowiem połówki punktów. To miałoby sens tylko wtedy, gdyby na mecie naszych żużlowych torów zainstalowano jakieś bardzo precyzyjne fotokomórki. A nie zainstalowano. A co będzie, gdy oko arbitra czy mylące czasem oko kamery nie będzie w stanie wyłonić zwycięzcy? Zadecyduje losowanie czy może plebiscyt wśród zwykle mało obiektywnej publiczności?

Akurat w Lesznie Wojaczek się nie pomylił i słusznie dał wygraną (o włos) Pavlicowi (znowu on!) nad Hancockiem.

Równie durny jest przepis, że w przeciwieństwie do pierwszego łuku, gdy na trasie dojdzie do kolizji, to sędzia musi wskazać winnego owej kraksy i wykluczyć go z biegu. A czasem sytuacja jest złożona i obaj są winni! Albo naprawdę trudno winowajcę wskazać jednoznacznie i z całą pewnością. I wtedy każdy werdykt w takiej sprawie jest niesprawiedliwy!

Bez limitów i KSM-ów Ekstraliga jest marna jak Marma

Brak maksymalnych i minimalnych KSM-ów, czyli średnich punktowych dla drużyny, zniesienie na ten rok limitu wydatków dla klubów spowodowało, że w Toruniu na inaugurację mieliśmy masakrę. Miejscowy mocarz Unibax rozbił pozbawioną „Szkota” Nichollsa Marmę Rzeszów 63:28. A takich marnych widowisk do jednej bramki będzie więcej, bo mówi się przecież, że od rzeszowian jeszcze słabsza i to ponoć dużo słabsza jest np. Unia Tarnów, o czym być może przekonamy się już dziś i ewentualnie jutro, czyli w poniedziałek. Pogratulować klubowym preziom zrzeszonym u Kowalskiego w spółce Ekstraliga. Wymyślili, uradzili, że „hulaj dusza piekła nie ma”, nie ma żadnych ograniczeń, no i kilka klubów nie wytrzymało wyścigu zbrojeń. I teraz w ramach Ekstralipy, zdaje się, będziemy mieli dwie ligi: tę dla silnych ekip i tę dla Marmy, Atlasa i „Jaskółek” . O to chodziło? To ma być ten profesjonalny produkt dla potencjalnych sponsorów, dla telewizji i kibiców? Panowie, chyba strzeliliście sobie w stopę! I zarazem nam wszystkim – żużlomaniakom.

A ruski koleżka Poważhnyj z Marmy, co udaje Polaka, z tym swoim jednym punkcikiem w Toruniu (to nawet nie było „u,wu,du,1, zero”, tylko trzy kible!) tak pasuje do Ekstraligi, jak ja do składu Unii Leszno. A mówiłem wam rzeszowiacy, że Bjerre, choć niezły grojek, to jednak długo się w sezonie rozjeżdża i rozkręca. No i ile by u „Krzyżaków” na tym ich krawężniczku zrobił Nicholls, który nie ma startów? Ale wsiewo charoszewo wam żiełaju! Niech wam to wasz Polak Povażhnyj przetłumaczy.

Wygląda na to, że okropnie dołujący ostatnio, także w Anglikowie, młody „Ząber” straci miejsce w składzie Apatora na rzecz Kościechy. Niemal każdy junior (albo prawie każdy) zbiera baty w swoim pierwszym seniorskim sezonie. No bo m.in. już się nie ściga z podobnymi sobie małolatami, tylko z dorosłymi facetami. Pójdź dziecię, ja cię uczyć każę. To niepokojące, bo właśnie niewątpliwie utalentowany „Ząber”, obok Hampela, Kasprzaka, Miedzińskiego i Hliba miał stanowić o sile polskiego żużla w przyszłości. Na razie ta przyszłość nam się coś rozmywa.

Tonący brzydko się chwyta?

To absolutnie nie ja, ale działacze zielonogórscy w zasadzie już oficjalnie oskarżyli działaczy tarnowskich, że ci tak przygotowali tor, aby nie można było na nim w niedzielę rozegrać meczu. A ponoć nie padało przynajmniej od godz. 2 w nocy, albo i wcześniej. Następnie szefowie „Jaskółek” nie chcieli przystać na termin odpowiadający ZKŻ-towi (bo niejacy, ponoć niezastąpieni(?), championi Hougaard i Doolan z Tarnowa mieli ten dzień zajęty). Regulamin wymusił więc na obu ekipach rozegranie spotkania w jutrzejszy poniedziałek 14 kwietnia, gdy w drużynie gości raczej nie będą mogli pojechać Lindgren, Iversen, czy choćby Gjedde i Klindt. Wierzycie, że tarnowscy działacze o tym nie wiedzieli? Jedzie mi tu czołg? ZKŻ poskarżył się na nich do komisarza Ekstraligi pana Głoda, a ten czując głód prawdy, wszczął postępowanie. Komisarz Sowa na tropie. Będzie przepytywał ludzi z Tarnowa, kiedy u nich padało, a kiedy nie?

Jeszcze rozgrywki na dobre się nie zaczęły, a już mamy pierwszą aferę, smród i animozje. Jeszcze raz pytam, pana Kowalskiego szczególnie: - To ma być ten profesjonalny produkt dla potencjalnego sponsora, dla tiwi i kibiców? Pan żartuje?

Nie przesądzam tu winy „Jaskółek”, bo sercem zawsze jestem za słabszymi (no i nie byłem wtedy w Tarnowie), ale rozum podpowiada mi, że pretensje rozdzierającej obecnie szaty Zielonki jednak mogą być uzasadnione. Tonący brzydko się chwyta?

Himalaje niekompetencji

„Fachowcy” od regulaminów i terminarzy wymyślili sobie, że jeśli np. spadnie deszcz i mecz zostanie odwołany, to w tej fazie rozgrywek oba kluby bodaj w 24 godziny muszą się ze sobą dogadać co do nowego terminu. Jeśli się nie dogadają, to obligatoryjnie muszą odjechać przełożone zawody w kolejny poniedziałek. „Fachowcy” nie pomyśleli, że w poniedziałki dość intensywnie zasuwa liga angielska, a w lidze angielskiej dość intensywnie zasuwają czołowi żużlowcy z wielu naszych klubów. Teraz Zielonka oskarża Tarnów, że ten specjalnie olał, a raczej polał swój tor, czy też nie osuszył go na czas, wiedząc, że w obligatoryjny poniedziałek Falubazy mogą nie mieć w swoim składzie startujących na Wyspach Lindgrenów czy Iversenów.

Powtarzam, nie wiem jak było w Tarnowie, „Jaskółek” nie oskarżam, choć naiwny przecie nie jestem, wiem jednak, że ten bezmyślny i ignorancki regulamin to idealna pożywka dla różnego rodzaju żużlowych cwaniaczków z bąblem w nosie i z miodem w uszach. Ile jeszcze takich numerów wydarzy się w tym sezonie? A tu przecież ciągle padupadupadupa. Czy przełożonych terminów w razie co nadal nie mógłby wyznaczać (byle z sensem) komisarz ligi? Komu to przeszkadzało? Zmieniono regulamin w myśl: co się polepszy, to się popieprzy?

Zielonka – jak czytam - ponoć teraz odgraża się, iż jeśli Ekstraliga nie wyznaczy dogodnego dla niej terminu… to dziś nie wpuści na swój stadion ekipy TVP Sport. Panie Dowhan, co ma piernik do wiatraka? Redaktor Darżynkiewicz też jest przecież z Zielonki i nie polewał toru w Tarnowie.

A może Falubazy na znak protestu np. oddadzą „Jaskółkom” walkower? Nie sądzę, ale to byłby kolejny policzek dla Ekstralipy. Pamiętacie ubiegłoroczną chryję z wyjazdem Wrocka do „Krzyżaków”. Wtedy to komisarz ligi wyznaczył niedogodny termin dla Atlasu. I tak źle, i tak niedobrze. Nie ma mądrego w polskim żużlu, który takie rzeczy potrafiłby rozsądnie rozstrzygać? Boże, co za manufaktura!

Inna sprawa, że Zielonka nawet bez Lindgrenów i Iversenów, wobec niskich lotów „Jaskółek”, wcale nie musi w Tarnowie stać na straconej pozycji. Gdyby tak poważnie osłabiona tam wygrała, to byłby to już gwóźdź do trumny dla Ekstraligi i zwiastun tego, jak bardzo nierówna rywalizacja czeka nas w tym sezonie. Z winy zapatrzonych jedynie na czubek swego nosa preziów klubowych. Pażyjom, uwidim.

Szlachetnie w d…ę

Zupełnie inaczej to wszystko przebiegało w niedzielę Gorzowe. Tam był prawdziwy deszcz i tam gospodarze szlachetnie zgodzili się na przełożenie meczu na wczorajszą sobotę, choć wiedzieli, iż w poniedziałek Crump startować będzie w Anglii. Mogli więc stanąć okoniem i wymusić ów poniedziałek. Ale sobie przecież przemyśleli, że co to byłoby za widowisko, gdyby Atlas wystąpił bez Crumpa? Do dwudziestu?

Z kolei coach Marek Cieślak szlachetnie nie skorzystał z „zz” za… Darka Śledzia. To oczywiście takie moje żarty.

I tak to sobie WTS wczoraj poległ u Staleczki niby tylko 13 punktami (40:53). Tyle że połowę, tj. 20 oczek ustrzelił dla swej ekipy wspomniany rudy Crump! Toż to kolejny teatr jednego aktora! Dawny „Dominator” wrócił, czy to tylko wyskok na dobrze sobie znanym torze? Obadamy dziś na meczu z Toruniem. Max wygrał nawet jeden bieg i to z samym Gallopem, czy oznacza to, że się przebudzi po kontuzji? Jestem, więc trochę wątpię. Schlein pojechał jak podejrzewali wrocławscy kibole, czyli… pierwszoligowo. Na 2 punkty. Za to gorzowscy fani chwalili ambicję Jędrzejaka i „Jelenia”. Co z tej ambicji, skoro obaj wespół-zespół uzbierali raptem 9 oczek na dwóch? Niewątpliwie wrocławianie potrzebują czasu, bo mają nowy, hm, eksperymentalny skład. Sami gorzowscy kibice wskazują po tym co wczoraj widzieli, że gdy pod ręką supercoacha Cieślaka okrzepną w Ekstralidze Jeleniewski i Schlein, a do formy wróci Max, to Atlasowy zrobią jeszcze niejednego psikusa faworytom. Czy już dziś? Trochę wątpię.

Słychać narzekania, że co to za Dream Team z tej Staleczki gorzowskiej, skoro to nie umiała ona u siebie do cna rozjechać słabego WTS-u i że taki Gollob wygrał tylko jeden wyścig. Pamiętajmy jednak, że i gorzowianie dopiero się ze sobą zgrywają, że prawdziwymi ekstraligowymi gwiazdami na razie są tam jedynie Gallop i Holta. I że oni z uwagi na złą pogodę i prace remontowe na stadionie jak dotąd raczej nie pojeździli za dużo na swoim torze. Ich piętrowe trybuny robią wrażenie. Tamtejsi kibole przekonują mnie, iż nie mam racji wybrzydzając na nie, bo nawet z najwyższego rzędu bardzo dobrze widać i czuć żużel. No to tylko się cieszyć!

Niebo nienawiści, czyli Wrocek i Zielona w ogniu

Dziś dwa mecze podwyższonego ryzyka. W grozie, przepraszam, grodzie Bachusa derby Ziemi Lubuskiej. Czyli odwieczna kibicowska wojna chudych z grubymi. Chociaż, może fani posłuchają apelu gorzowskiego prezesa Komarnickiego i ta impra zamieni się w sąsiedzki mecz przyjaźni? Dobra, dobra, nic nie chlam, gdy piszę ten felieton. Pomarzyć już nie można?

Co tam Zielona! Dziś do Wrocka przyjeżdżają „Krzyżacy”! W zeszłym sezonie po ligowym meczu między Atlasem a Unibaksem, pod trybunami (nawet pod honorową!) Stadionu Olimpijskiego, przy biernej postawie ochrony, rozegrały się dantejskie sceny. Jak pisał Darek Józefczak z „TŻ” (bo ja tego nie widziałem) jakiś „Krzyżak” wskoczył wówczas na plecy prezesowi Rusce, ale ten zrzucił go z siebie niczym jakiś wojownik MMA. Toruńscy hools ostatecznie dostali wyjazdowy oklep od hools klejowych, bo tym ostatnim pomogli, o dziwo, hoolsi piłkarskiego Śląska Wrocław. Dziś raczej tak nie będzie, bo miejscowi szalikowcy futbolowi będą zajęci podejmowaniem znienawidzonej przez siebie Arki Gdynia (od kilku dni śpiewają na mieście powitalne przyśpiewki ludowe: „Arka Gdynia, k…, świnia”). A tu już nie ma żartów. Kiedyś podczas potyczki obu tych grup na ulicy Grabiszyńskiej został zabity jeden z kiboli przyjezdnych.

To ja się tylko zapytowywuję, czy wrocławska policja jest przygotowana na właściwe obstawienie obu meczów (Śląsk gra o godz. 14.40, a Atlas jeździ o 17) i czy ochrona na spotkaniu żużlowym poradzi sobie z ewentualnymi zadymami, czy może znów będzie stała biernie?

I czy naprawdę kibice żużla z Wrocka i z Torunia musicie robić ze sportu, uważanego dotąd za rodzinny, siarę i wiochę? Nie żądam jakiejś specjalnej zgody między wami, tylko wzajemnego szacunku dla siebie i dla nas wszystkich. „Krzyżacy” idziecie na mistrza, macie supermocny skład, a szlachectwo przecież zobowiązuje! Lepiej więc dzisiaj idźcie razem z Wrockiem na koleżeńskiego browara, a nie bijta i nie wyzywajta się! Wszyscy na Olimpijskim pokażmy żużlową klasę! Całej Polandii.

Wszystkim zwaśnionym kibolom (a przy okazji moim adwersarzom-internautom) dedykuję tu, by zastanowili się nad sobą, kawałek zespołu „Blady Pank” pt. „7. niebo nienawiści” (Jan Borysewicz - muzyka, mieszkał kiedyś koło Sparty oraz Andrzej Mogielnicki - słowa):

To nie do wiary, że się ziścił

taki piękny plan

Mamy wokół znów nienawiści

kosmiczny prawie stan

W innych sprawach to ciut gorzej

- "Bieda, panie... Cóż"

Ale co do samej nienawiści

- to siódme niebo już

Niech tam sobie inni gdzieś

mają ropę, prąd i gaz

Nie podskoczą nam - o nie!

Tyle tej energii w nas

W siódmym niebie nienawiści

zmiłowania ani gram

W siódmym niebie nienawiści

lepiej niż na haju nam

Nic tam nie jest wybaczone

Byle drobiazg, byle grzech...

Wszystkie chwyty dozwolone,

by przywalić komuś, eh!

A teraz siódme niebo nam się dzieje

Bajeczny nastał czas

Wiadomo, wszyscy kurwy i złodzieje

Nie wyłączając nas

Niech no kto wychyli łeb

Trzeba opluć, zgnoić, zgnieść

Taki nasz powszedni chleb

Obsobaczyć go i cześć

W siódmym niebie nienawiści…

Dwie ligi

Na szczęście, dzisiejsza kolejka Ekstraligi wydaje się ciut, ciut ciekawsza niż poprzednia. „Ceglasty” już sprzedał wam na sportowychfaktach swoje typy, a on w te klocki jest lepszy ode mnie. Gdybym miał jednak obstawiać u bukmacherów, to postawiłbym na Zielonkę w derbach lubuskich (wczorajszy mecz Stali z Wrockiem nie dał odpowiedzi na pytanie czy gorzowianie to Dream Team, czy tylko żużlowy kabaret starszych panów „ZBOWiD”). Moje wrocławskie serce chciałoby do raju, ale rozum nie śpi i podpowiada mi, że „Krzyżacy” na Olimpijskim zawiną dwa punkty. Zwłaszcza, że Kościecha dobrze się czuje na tym torze. Rzeszów nawet u siebie też nie powinien podskoczyć Unii Leszno, bo złoty sen z ubiegłego roku już se ne vrati novy pane Vaculik. Przynajmniej nie w tym sezonie. Do tego słyszę, że w Stali dziś znów zabraknie Nichollsa, nie będzie też Zagara. To znaczy, że będą wciry od Leszna, aż wióra pójdą. A kto się spodziewa wygranej Tarnowa w Czewie?

Uff, gdyby zdarzyły się jakieś niespodzianki, to Ekstraliga jeszcze przynajmniej na moment zachowałaby twarz.

Hampel, opuść tę rękę!

Dziś w TVP Sport i także na ogólnodostępnym TVP Info (o ile się nie mylę) transmisja z Zielonki. I na internecie na www.itvp.pl. Z tym internetem to na razie niestety coś nie zagrało (za duży ruch?). U mnie się skończył w ubiegłą niedzielę w momencie, gdy na prezentacji Jarek Hampel podniósł do góry rękę, pozdrawiając publiczność. I tak już został. – Hampel, do cholery, opuść tę rękę! – krzyczałem do niego, ale on nie słuchał. Stał tak nieruchomo jak słup soli, a wraz z nim stał (a raczej zawiesił się) mój komp. Więc na szybkiego musiałem pognać do pobliskiego pubu, żeby obejrzeć transmisję. A ona była całkiem fajna. Tacy fachmani jak red. Darżynkiewicz oraz „Cegła” pokazali nam i Polsatowcom, że żużel można komentować na poważnie, że nie zawsze trzeba z niego robić jakiś ludystyczny cyrk, podśmiechujki i… tabloid. W wydaniu TVP, speedway wreszcie wydał mi się sportem nobilitowanym. A gdy dwaj inni młodzi dziennikarze (trochę spięci, ale mnie też kamera zawsze spina) z taktem i wyczuciem przeprowadzali w parku maszyn wywiady, to nagle okazało się, że bohaterami owych wywiadów mogą być przepytywani zawodnicy, a nie np. kolega Lorek.

Zachęcam też do oglądania poniedziałkowego (TVP Sport, www. itvp.pl – tutaj raczej nie zawiesza się, potem TVP Info) magazynu „Wokół toru”, bo jest fajnie i treściwie robiony przez Sylwię Dekiert i jej zmienników. A że tam mam swój felieton? Krytykantom odpowiadam od razu, że nie jestem gwiazdą srebrnego ekranu, tylko dziennikarzem piszącym. W tiwi występuję gościnnie. Ale myślę, że mam coś konkretnego do powiedzenia, skoro inni często się boją. Jeśli uważacie, że jesteście lepsi, to się zgłoście do TVP i spróbujcie sami, zamiast wylewać swe frustracje w anonimowych złośliwych postach.

Nie myślcie sobie, że nie doceniam speedwayowej roboty Polsatu czy ogromnej wiedzy żużlowej Tomcia Lorka. Doceniam jak najbardziej. Zwłaszcza podczas transmisji z ligi angielskiej, choć często czuję się zbytnio zbombardowany ciekawostkami i anegdotkami, rodem niczym z Faktu. Żużla nie wolno zagadywać. Obraz mówi sam za siebie.

Na razie Polsat Sport ma większą oglądalność niż TVP Sport. Na razie. Ale już ogólnodostępna TVP Info pod tym względem przyćmiewa „Słonecznych” okrutnie. Jeśli jeszcze ten internet nie będzie się zawieszał… Jaśniejsza przyszłość żużla jest na pewno w telewizji publicznej, choć pewne rzeczy trzeba jeszcze poprawić i bić się o większą dostępność dla żużlomaniaków.

No to teraz na bufet, czyli na stadiony (wreszcie ma być lepsza pogoda)! Bo kto wie, może jednak będą jakieś niespodzianki? Pomarzyć można.

A przy okazji, uwaga! W pierwszej lidze Poznań – Ostrów i Bydzia-Gdańsk (co to się poprzednio niespodziewanie męczył z tymi z Długopili). Tam też niestety zapowiada się na sezon ledwie trzech drużyn.

A kto nie może na stadion, niech siada przed telewizorem i komputerem. Najlepiej z zimnym browarkiem w ręku.

No to gleba – jak mawia niejaka Dioda.

Bartłomiej Czekański

Źródło artykułu: