Trąbski dla SportoweFakty.pl: Młodzież generalnie nie garnie się do sportu

We wtorek w podrawickim hotelu "Maria" w Dębnie Polskim debatowano o zmianach w rozgrywkach na sezon 2010. Jedną z osób biorących udział w tym spotkaniu był Piotr Trąbski, zajmujący się w Głównej Komisji Sportu Żużlowego sprawami związanymi z mini żużlem. Jak jego zdaniem obecnie wygląda sytuacja tej gałęzi speedwaya w naszym kraju?

W tym artykule dowiesz się o:

W porównaniu do chociażby Danii, stan mini żużla w Polsce jest w nie najlepszym położeniu. Mało który człowiek uważający się za kibica speedwaya zwraca uwagę na wyniki rozgrywek na mini torach. Ilu z nas potrafiłoby wymienić czołową piątkę zawodników na świecie w tej kategorii? Zapewne niewielu. Nikłe zainteresowanie bierze się także z braku spektakularnych sukcesów na niwie mini żużla. Składa się na to wiele czynników, o których szerzej opowiada członek GKSŻ: - Pierwszym problemem jest to, że nie ma dużej liczby chłopców zainteresowanych mini żużlem, a druga sprawa to fakt, że rodzice chętnych chłopców nie są często w dobrej sytuacji finansowej. Sprzęt jest drogi, a nie każdego stać na to, by kupić motory i inne elementy niezbędne do uprawiania tego sportu. Na dzień dzisiejszy można powiedzieć, że jest pewna stagnacja. Wprowadziliśmy w zeszłym roku z "osiemdziesiątek" na 125 ccm czterosuwy, co po prostu zmniejsza koszty eksploatacji. Różnica w cenie jest bardzo duża, bo wynosi około dwunastu tysięcy złotych. Ze względu na zbyt małą liczbę licencjonowanych zawodników nie odjechaliśmy w tym roku Drużynowych Mistrzostw Polski. Odjechaliśmy Puchar Polski i Indywidualne Mistrzostwa Polski - wyjaśnia Piotr Trąbski.

W poniedziałek na łamach naszego portalu informowaliśmy Państwa o możliwości powstania sekcji żużlowej w Wałbrzychu. Jak wygląda sytuacja z mini odmianą dorosłego speedwaya w tym mieście? - We wtorek właśnie dyskutowałem o tej sprawie z przewodniczącym GKSŻ-u, Piotrem Szymańskim i wszystko wskazuje na to, że w najbliższym czasie pojadę do Wałbrzycha na miejsce i porozmawiam z ludźmi związanymi z tym projektem. Sprawy są już tam na zaawansowanym poziomie, jeśli chodzi o motocykle z pojemnością 50 ccm. W Danii czy Norwegii system szkolenia odbywał się na 50-kach, 80-tkach i 500-tkach. Uważam go za dobry. Natomiast u nas powoli odchodzimy od 80-tek. Dużo osób domaga się wprowadzenia 250-tek. Na dzień dzisiejszy nie jesteśmy na to przygotowani. Włożyliśmy pewne pieniądze w rozwój torów mini żużlowych, a licencjonowane tory posiadają cztery kluby. Mają one homologację nawet FIM-u. Teraz chcemy jak najszerzej wejść w 125-ki. Moim zdaniem mini żużel to jest przedszkole dla dorosłego żużla. Młodego chłopaka trzeba nauczyć pewnych podstawowych zasad, ślizgu, a reszta przyjdzie z wiekiem. Jeżeli teraz wzięlibyśmy pod uwagę inicjatywę wałbrzyską, ale także rybnicką, bo takowa istnieje, to jest to bardzo dobre. Inicjatywa we Wałbrzychu ze strony rodziców jest taka, by jeżdżono tam na 50-tkach, nie należy im przeszkadzać, a warto pomóc. Wiem, że ci rodzice, zapaleńcy tego sportu, dostali jakiś stary stadion. Uważam, że inicjatywa ta jest godna poparcia ze strony Głównej Komisji Sportu Żużlowego. Pojadę na miejsce, zorientuję się jak sytuacja wygląda i zobaczymy co będzie dalej - dodaje Trąbski.

Niektórzy trenerzy, szczególnie zajmujący się szkoleniem młodzieży, są zdania, że praktyka na mini żużlu wyrabia pewne negatywne nawyki w momencie wejścia w dorosły speedway. Zdania takiego jest choćby Jacek Woźniak, opiekujący się juniorami w Bydgoszczy. Zupełnie inaczej do zagadnienia tego podchodzi chociażby Brian Karger, który mówi: - Mini odmiana speedwaya to najlepsze, co może być dla młodych chłopców. Widzę po piętnastolatkach z Danii, że mają oni naprawdę spore umiejętności w momencie, gdy po raz pierwszy wjeżdżają na duży tor. Różnica zdań jest więc znacząca. Z czego ona wynika? - Grono trenerów w Polsce jest takiego zdania, ale jest to jak gdyby inny aspekt tej sprawy. Znam pana Woźniaka i dziwię się trochę jego opinii. Przedstawiłem swego czasu propozycję, która weszła w życie, dotyczyła ona możliwości startów piętnastolatków, oczywiście na dużym torze. Adeptów przyjmować można dzięki tej zmianie już jako czternastolatków. Tak więc do czternastego roku życia taki chłopak jeździ powiedzmy na mini torze, a później przechodzi na duży tor. Taka była sugestia naszych trenerów, by już w wieku czternastu lat taki adept przechodził na duży tor, gdyż zmniejsza się możliwość wyciągnięcia pewnych nawyków. Ja nie jestem szkoleniowcem, ale mam inne zdanie na ten temat. Sądzę, że chłopak, który ma za sobą doświadczenie z mini toru lepiej wejdzie w dorosły żużel niż jego rówieśnik, który takiego doświadczenia nie posiada. Wejść na dwudziestometrowy komin jest ciężko, ale jak będziemy go budować od podstaw, to nam ta wysokość przeszkadzać nie będzie. Podobnie jest z żużlowcami, jeżeli młodego daje się od razu na 500-tkę, to sytuacja jest zupełni inna, niż gdyby zaczynał on od 50-tki czy 125-tki. Mamy w Polsce taką sytuację, że nie każdy żużlowiec, który zaczyna karierę, jest utalentowany. Gdyby tak było, mielibyśmy samych mistrzów - tłumaczy Trąbski.

Każdy, kto interesował się kiedykolwiek zagadnieniem systemu szkolenia na mini torach zna mniej więcej liczby, jakie dotyczą kosztów uprawiania tego elitarnego dziś sportu. Zdecydowanie się na szlifowanie swych umiejętności na małym torze przez nastolatka to dla jego rodziców wydatek rzędu kilkuset złotych tygodniowo. Czy w związku z tym Główna Komisja Sportu Żużlowego w jakiś sposób zamierza wspomagać młodzieńców decydujących się na takie kroki, a przede wszystkim ich rodziców w aspekcie finansowym? - W budżecie każdego miasta zapisane są środki na rozwój sportu dla dzieci i młodzieży. Rocznie powiedzmy, że w jakimś mieście można otrzymać kwotę około 10 tysięcy złotych. Na własnym przykładzie podam, że my jako klub mini żużlowy mamy podpisaną umowę ze stowarzyszeniem CKM Włókniarz i to dobrze funkcjonuje. My przekazujemy im chłopców do dorosłego żużla, oni wspomagają nas choćby karetkami, toromistrzem i tak dalej. Natomiast ze strony GKSŻ-u ta pomoc wygląda inaczej, bo jeździmy na zawody międzynarodowe. Teraz na przykład ostatnio do Danii na Puchar Europy pojechało pięciu chłopców, z rodzicami oczywiście jako opiekunami. Koszty przejazdu, pobytu i licencji pokrył Polski Związek Motorowy. Jeżeli na przykład w Polsce rozgrywane są zawody z cyklu Gold Trophy, to otrzymujemy na nie dofinansowanie z GKSŻ-u. Waha się ono w granicach dwudziestu - trzydziestu tysięcy. Czyli jakaś pomoc jednak jest, nie można powiedzieć, że nie ma jej w ogóle - zauważa Trąbski.

XXI wiek wiąże się nierozerwalnie z komputeryzacją wielu sektorów ludzkiego życia. Rozwój technologii komputerowej szczególny wpływ wywiera na młodzież. Nastolatkowie zamiast grać w piłkę, preferują pograć w grę, w której mogą strzelać bramki wirtualnie. Skoro na niski poziom zainteresowania naborem do trampkarzy czy orlików narzekają przedstawiciele klubów piłkarskich, to co mają powiedzieć działacze klubów żużlowych? Andrzej Huszcza zauważa: - Dwadzieścia lat temu do szkółek zgłaszało się sto i więcej chętnych, dziś jest ich kilku, góra kilkunastu. Spostrzeżenia opiekuna zielonogórskich adeptów i juniorów są jak najbardziej słuszne. Potwierdza je również Trąbski: - Dwadzieścia lat temu nie mieliśmy w domach komputerów. W ogóle można zauważyć dziś proces nikłego zainteresowania dyscyplinami sportu przez młodzież. Nawet jeśli chłopak chce grać w piłkę, to idzie do rodzica, żeby kupił mu korki, a to już jest wydatek. A koszty kevlaru, butów, kasku, zabezpieczeń, motoru są znacznie wyższe. Mój pogląd jest taki, że młodzież nie ma warunków do uprawiania sportu. Weźmy za przykład szkoły podstawowe, które w znacznej części nie mają boisk, prawdziwych sali gimnastycznych, pływalni. Jak więc tu zaszczepić w młodym człowieku miłość do sportu? Jestem zwolennikiem pomysłu, by w każdym zespole szkół był basen. Kiedyś uczniowie mieli jakieś zajęcia po lekcjach, dziś tego nie ma, są w niektórych szkołach dodatkowe godziny WF-u.

Analizując głębiej aktualny stan polskiego mini żużla, można łatwo dojść do wniosku, że przyczyny takiej, a nie innej sytuacji, leżą znacznie głębiej. Powinno się więc zacząć działania od "góry", czyli od Ministerstwa Sportu i Turystyki. Mimo wszystko Polacy, jak już wielokrotnie pokazali, potrafią radzić sobie w trudnych sytuacjach. Doskonale obrazuje to przykład wałbrzyskich rodziców i oczywiście ich dzieci, którzy dzięki swej determinacji zyskują duży rozgłos w światku żużlowym. Miejmy nadzieję, że za kilka lat rozgłos zdobędą ci młodzi chłopcy, dzięki swym sukcesom w dorosłym speedwayu. A znaczną rolę w ich ewentualnym osiągnięciu, stanowić będzie bezcenne doświadczenie zebrane na mini torach.

Komentarze (0)