Trzy wygrane i jedenaście porażek. Takim bilansem Cellfast Wilki Krosno żegnają się z PGE Ekstraligą. Na pocieszenie ekipie z Podkarpacia zostało zwycięstwo z bonusem w ostatnim meczu na własnym torze.
- Super, że pożegnaliśmy się z kibicami meczem, który wygraliśmy. Choć było ciężko, to zrobiliśmy to tak, jak się należało - mówił po meczu Vaclav Milik przed kamerami Canal+.
W pomeczowej mix zonie Czech przyznał otwarcie, że Cellfast Wilkom brakowało nieco atutu własnego toru.
ZOBACZ WIDEO: Lebiediew nie zajmuje się wyłącznie żużlem. Jego prywatny biznes mierzy się z kryzysem
- Tak naprawdę, to ani razu nie jechałem na takim samym torze, musieliśmy szukać i myślałem, że może teraz uda się potrenować, ale wiemy, co tu się wydarzyło, a potem leżała plandeka. I znowu trzeba było szukać, a mam silniki po remoncie i nie mogłem ich sprawdzić. Robiłem to przez cały mecz i... nie wiem nic - rozkładał ręce Czech.
Poproszony przez Piotra Kaczorka o wskazanie przyczyn spadku, Milik odpowiedział: - Plandeka. Pogoda. I decyzje, które zostały podjęte nie przez działaczy Wilków. Żużlowiec nie chciał wskazać o kogo mu chodzi.
W środowy wieczór zawodnicy musieli walczyć nie tylko z rywalami, ale także trudnymi warunkami torowymi. Obserwując formacje młodzieżowe obu zespołów, to lepiej radzili sobie ci przyjezdni.
- Pamiętam, że kiedy zaczynałem w szkółce jeździć treningi z Romanem Jankowskim, to do południa padało, a następnie jako adepci odgarnialiśmy maź i jeździliśmy na takim torze - komentował Ratajczak dodając, że na takich torach, jak ten w środę w Krośnie wiele pomagała mu jazda na motocrossie.
Czytaj także:
- Jest liga, która ma pewną przewagę nad PGE Ekstraligą. Tłumaczy powody
- Zawodnicy Sparty Wrocław i Kolejarza Rawicz pobili się na torze. Są kary!