Żużel. Jeden mecz pokazał, ile jest wart. Bez niego nie mają szans na tytuł

WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Piotr Pawlicki
WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Piotr Pawlicki

Od kilku tygodni Piotr Pawlicki wypychany jest z Betard Sparty Wrocław i najpewniej nie będzie go w kadrze drużyny na sezon 2024. Ostatnie wydarzenia pokazały jednak, ile wart jest Pawlicki. Bez niego wrocławianie mogliby tylko pomarzyć o tytule.

Transfer Piotra Pawlickiego z Fogo Unii Leszno do Betard Sparty Wrocław od początku budził wątpliwości. W końcu mówimy o byłym kapitanie "Byków", który niejednokrotnie dość wyraziście prezentował swoją miłość do macierzystego klubu. Na dodatek kibiców z Leszna i Wrocławia łączą, nazywając to delikatnie, dość szorstkie relacje.

Najważniejsze jednak było to, że Pawlicki przychodził do drużyny, w której już roi się od gwiazd (Maciej Janowski, Tai Woffinden, Artiom Łaguta), a jedna właśnie na nią wyrasta (Daniel Bewley). Dlatego, biorąc pod uwagę koniec startów Bewleya w roli zawodnika U24, można było sądzić, że transfer Pawlickiego jest tylko na jeden rok.

Sezon 2023 ledwo co się zaczął, a Pawlicki już był wypychany poza Betard Spartę. Nie brakowało opinii, że szefowie wrocławskiej ekipy wolą Woffindena, który zresztą ma ważny kontrakt na przyszły rok. Wychowanek leszczyńskiej Unii robił jednak wiele, by oszukać przeznaczenie. Na pewno poprawił swoją formę względem ubiegłej kampanii, szarpał, starał się i momentami wydawało się, że jest wręcz za ambitny. To przekładało się na dziwne wykluczenia i upadki.

ZOBACZ WIDEO: Czy Oskar Fajfer poprosi prezesa Stali Gorzów o podwyżkę?

Na tę chwilę dość jasne jest, że Pawlickiego w roku 2024 we Wrocławiu nie będzie. W ostatnich tygodniach przekonaliśmy się jednak, jak ważną jest postacią dla Betard Sparty. Gdy z powodu kontuzji zabrakło go w spotkaniu wyjazdowym w Lesznie, ekipa z Dolnego Śląska od razu przegrała pierwszy mecz ligowy w sezonie 2023.

28-latek nad wyraz szybko powrócił do jazdy i nie przełożyło się to na wygraną w zaległym spotkaniu z Platinum Motorem Lublin, ale w ćwierćfinałowym starciu z Fogo Unią Leszno już tak. Betard Sparta Wrocław wygrała niedzielny mecz 48:42, podczas gdy ledwie kilkanaście dni wcześniej na Smoczyku też padł wynik 48:42, ale dla gospodarzy.

Pawlicki w drugim meczu po kontuzji zdobył 10 punktów i 2 bonusy, walnie przyczyniając się do zwycięstwa nad macierzystym klubem. Po raz drugi z rzędu pojechał też w ostatniej gonitwie wieczoru, podczas gdy jeszcze kilka tygodni wcześniej narzekał, że nie dostaje szans w biegach nominowanych. Dzięki niemu Betard Sparta Wrocław znów stała się "hydrą", bo punkty zdobyte przez Pawlickiego pozwoliły zamaskować słabsze występy Janowskiego (5 punktów) i Łaguty (8 punktów i bonus).

Być może przygoda Pawlickiego z Wrocławiem będzie trwała tylko rok. Jeśli jednak wychowanek leszczyńskiej Fogo Unii będzie punktował na takim poziomie w kolejnych meczach fazy play-off, może pożegnać się z Betard Spartą złotym medalem Drużynowych Mistrzostw Polski. Wtedy na pewno będzie odchodził z Dolnego Śląska z podniesioną głową.

Czytaj także:
Fogo Unia Leszno traci zawodnika. Koniec wątpliwości
Przejmujące nagranie Andersa Thomsena ze szpitala. Padły ważne słowa

Źródło artykułu: WP SportoweFakty