Sytuacja gorzowskiej drużyny nie jest najlepsza, a można by stwierdzić, że nawet bardzo trudna. Kontuzji jeszcze przed pierwszym ćwierćfinałem PGE Ekstraligi nabawił się Anders Thomsen.
W trakcie spotkania niebezpiecznie upadł z kolei Szymon Woźniak, który jednak ukończył potyczkę. Mimo wszystko skutki wypadku na Stadionie im. Edwarda Jancarza w Gorzowie Wielkopolskim są zauważalne. 30-latek nie był nawet w stanie wstać z krzesła.
- Lekarze i fizjoterapeuci robili wszystko, żeby go doprowadzić do jak najlepszego stanu, ale to była jego decyzja. Byłem przeciwny, żeby jechał, ponieważ nie mógł nawet ustać, a co dopiero prowadzić motocykl. To też mogło mieć wpływ na jego końcowy rezultat - powiedział Stanisław Chomski w trakcie Magazynu PGE Ekstraligi.
ZOBACZ WIDEO: Mała liczba treningów Wilków. To był powód spadku z PGE Ekstraligi?
Były indywidualny mistrz Polski po meczu został w Gorzowie i od razu udał się na zabiegi. Ma bardzo głębokie stłuczenia obu mięśni czworogłowych, które sprawiają wielki ból, a przede wszystkim prawa noga odpowiadająca za prowadzenie motocykla. W tym momencie przebywa on w Bydgoszczy i przechodzi dalszą rehabilitację. Dlatego cały czas niepewny jest jego występ w rewanżu.
Wiadomo jednak, że Woźniak pojawi się w Grand Prix Challenge w Gislaved. Turniej eliminacyjny ma być dla niego weryfikacją. - Jakie to przyniesie skutki na jego zdrowie, to okaże się po zawodach. Wiadomo, że musi w nich wystartować, ponieważ potencjalna absencja spowoduje, że nie będzie mógł wystąpić w Częstochowie - przyznał szkoleniowiec Stali.
Teoretycznie Polak, aby ominąć potencjalnie przymusową przerwę, mógłby wystąpić wyłącznie w swoim pierwszym wyścigu i później wycofać się z zawodów. Takiej decyzji nie popiera jednak trener. - Jaki to ma sens? Pojechać jeden bieg, odpuścić i co dalej? To jest sportowiec. Awans do Grand Prix jest jego indywidualnym celem numer jeden. Zobaczymy, czy wytrzyma tę jazdę. Jeżeli nie, to po co jechać do Częstochowy? - stwierdził 66-latek.
Czy gorzowianie są przygotowani, jeśli ostatecznie do kontuzjowanego Duńczyka dołączy ich krajowy lider? - Nie mamy żadnego dodatkowego scenariusza. Posiadamy zawodników, którzy statystują w innych rozgrywkach i tyle. To jest pokłosie naszego regulaminu, który jest stosowany. Nie płaczę nad tym, bo takie zasady zostały zatwierdzone i każdy o tym wiedział - powiedział Chomski.
Nie chciałby on, aby kibice myśleli, że w Gorzowie narzekają, ponieważ niezdolny do jazdy jest Thomsen czy Mateusz Bartkowiak, gdyż w przeszłości przerabiali gorsze sytuacje, ale wówczas była możliwość w jakimś stopniu załatania tego poprzez zastąpienie kontuzjowanych innymi zawodnikami. W obecnym sezonie jednak takiej możliwości nie ma i właśnie to powinno zostać poddane dalszej dyskusji oraz ewentualnej zmianie.
- Potrafiliśmy osiągnąć to, co patrząc na składy, w teorii nie było możliwe i to jest piękno sportu. Finał tego wszystkiego staje pod dużym znakiem zapytania przez kontuzje. Fogo Unia Leszno teraz jest bliska awansu, ale wcześniej też zmagała się z kontuzjami. Warto podkreślić, że one zostały spowodowane na torze, a nie przy jakichś sportach ekstremalnych, których zawodnicy w trakcie sezonu nie powinni uprawiać. Tu jest pewna luka, która została w jakiś sposób przegapiona - zaznaczył gość naszego programu.
- Najmniej kontrowersji budzi opcja zastępstwa zawodnika. To jest stosowane w zagranicznych ligach i tam akurat nie ma doszukiwania się, dlaczego nie ma jakiegoś żużlowca. W Polsce też to dobrze funkcjonowało, ale stało się, jak się stało. Teraz musimy się z tym zmierzyć. Wynik jest wynikiem, ale atrakcyjność dla kibiców bardzo zmalała - dodał.
Jego zdaniem w żużlu nie da się zastąpić lidera kimś, kto będzie bardziej zdeterminowany, przez co może sobie dać radę, zwłaszcza gdy otrzymuje wsparcie od innych, tak jak w przypadku chociażby piłki nożnej. W "czarnym sporcie" pod taśmą staje czterech zawodników i jest 15 prób. Tym startującym nikt nie pomoże, a jeżeli ktoś wypada, to pozostawia dziurę. Trzymanie żużlowców na głębokiej rezerwie za to nic nie daje.
Świetnie w 1. Lidze Żużlowej poradził sobie wypożyczony do InvestHousePlus PSŻ-u Poznań Oskar Hurysz. Chomski podkreśla jednak, że oddanie 17-latka nie było błędem, gdyż nie można kogoś trzymać na siłę, a żużel jest taką dyscypliną, że się jeździ albo nie. Dodał, że w tym momencie wszyscy oceniają młodzieżowca przez pryzmat ostatnich występów, lecz jeśli nie otrzymałby on takiej szansy, to nie byłoby jego wzrostu formy
- Ubolewam tylko, że dla PSŻ-u skończył się sezon i nie ma możliwości powrotu zawodnika, w którego zainwestowaliśmy i szkoliliśmy. Rozumiem, że nie mogę wziąć żużlowca z innego klubu, ale na teraz jest tak naprawdę zablokowany, jeśli chodzi o ligę, lecz takie są regulaminy. Życie pokazuje, że trzeba bardziej liberalnie na to spojrzeć i patrzeć pod względem widowiska, do którego potrzebni są najlepsi dostępni żużlowcy. Mniej ważny jest wynik - zapewnił szkoleniowiec.
Hurysz w obecnej formie na pewno przydałby się w Stali, gdyż niedostępny z powodu urazu jest Mateusz Bartkowiak, a Jakub Stojanowski nie prezentuje jeszcze ekstraligowego poziomu. - Dopadła nas bieda i jeździ Stojanowski, ale gdyby pojawiła się jeszcze większa, to musielibyśmy się posiłkować martwymi duszami. Tak to jest skonstruowane i uważam, że to nie jest najlepszym rozwiązaniem - podsumował Stanisław Chomski.
Czytaj także:
- Żużel. Zaskakująca słowa Piotra Pawlickiego. Zrezygnuje ze swoich marzeń?
- Ze stadionu do Senatu? Zaskakujący kandydat