Analitycy są potrzebni w żużlu? Frątczak skomentował swój potencjalny powrót

WP SportoweFakty / Tomasz Sieracki / Jacek Frątczak lubi skakać po bandzie.
WP SportoweFakty / Tomasz Sieracki / Jacek Frątczak lubi skakać po bandzie.

We Włókniarzu już od dłuższego czasu mówi się o potencjalnych zmianach w sztabie szkoleniowym. Jedną z nowych twarzy w nim miałby być Jacek Frątczak. Ten w Magazynie PGE Ekstraligi opowiedział o powrocie do żużla i roli analityka w tym sporcie.

Coraz częściej pojawiają się dyskusje na temat zatrudniania w klubach żużlowych analityków, których zadaniem byłaby oczywiście praca teoretyczna, a jej efekty można by przenieść na praktykę. Takie osoby od lat pracują w piłce nożnej czy w siatkówce. O takim rozwiązaniu wspominał chociażby Michał Świącik.

Jacek Frątczak uważa z kolei, że analitycy mogliby się przydać, ponieważ pewien element wnioskowania by nie zaszkodził, gdyż wiele czynników ma wpływ na wyniki. Aczkolwiek nie jest to aż tak istotne, ponieważ i tak trzeba przygotować dobre tory i silniki, a na samym końcu jeżdżą żużlowcy, którzy muszą to wszystko złożyć w całość.

- Przede wszystkim w żużlu potrzebni są praktycy, a najlepiej szybcy zawodnicy, dosiadający szybkich motocykli, na torach, które dają się ścigać. Moim zdaniem to jest coś, czego żużel potrzebuje i w teorii jest rozwiązaniem idealnym - powiedział ekspert żużlowy w Magazynie PGE Ekstraligi.

ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Goście: Krużyński, Lidsey i Dowhan

Kimś takim mógłby być właśnie Frątczak. Ten jednak odnosi się do tego z dystansem. - Mnie w żużlu nie ma, dlatego trudno być analitykiem, jeśli nie pracuje się bezpośrednio na żywym organizmie. To jest jakaś wymyślona historia, która pojawiła się w mediach. Ja się z nią nie utożsamiam i do tego tak nie podchodzą - odpowiedział.

Odniósł się również do wydarzeń z parku maszyn, które miały miejsce podczas pojedynku częstochowian z Motorem. Zaznaczył, że trenerzy i menedżerowie wiedzą więcej, niż osoby przyglądające się z trybun lub sprzed telewizora. Mimo wszystko zgodzi się z tym, że to, co zostało ukazane w "Kuchni meczu" na antenie Canal+ na pewno nie było czymś, co chciałyby sztaby trenerskie pokazać.

Jednakże nie demonizowałby tego tematu. Chociażby dlatego, że w przeszłości sam był menedżerem, zna doskonale to środowisko i wie, co się czasami w nim dzieje. Zaznaczył, że sam był wielokrotnie nagrywany, a później wyciągano wnioski na podstawie pojedynczych sytuacji. Zgodził się ze Świącikiem, że to wynik kształtuje świadomość i gdyby rezultat był inny, to wiele osób by powiedziało, że właśnie tak musi się dziać w parku maszyn.

Już od jakiegoś czasu otwarcie mówi się, że Jacek Frątczak mógłby powrócić do pracy w żużlu właśnie we Włókniarzu, a do rozmów z nim przyznał się prezes klubu. Ten ruch na rynku trenerskim miała przyśpieszyć właśnie sytuacja z pierwszego półfinału PGE Ekstraligi. Temu wszystkiemu zaprzeczył włodarz Lwów i zapewnił, że drużynę do końca sezonu poprowadzi Lech Kędziora.

- Nie mogę zaprzeczyć temu, że z Michałem Świącikiem rozmawiam więcej i częściej, niż miało to miejsce w przeszłości. Aczkolwiek od razu zwracam uwagę, że kiedyś również zdarzały nam się momenty, gdy systematycznie się komunikowaliśmy, ponieważ znamy się kilkanaście lat i to nie jest sensacja. Nie nazwałbym tego w tym momencie negocjacjami, natomiast trudno powiedzieć, co przyniesie przyszłość - stwierdził były menedżer Falubazu.

Czytaj także:
Żużel. Taka ma być drużyna PSŻ-u w przyszłym roku. Co z Polakami? Prezes uchyla rąbka tajemnicy
Żużel. Został oskarżony o podrzucenie skradzionego silnika. Tak się tłumaczy

Źródło artykułu: WP SportoweFakty