Choć Tauron Włókniarz Częstochowa nie był faworytem niedzielnego meczu w Lublinie, to uzbieranie raptem 32 "oczek" można uznać za klęskę. W całym dwumeczu Lwy były gorsze od Platinum Motoru Lublin o 44 punkty. To była deklasacja.
A jeszcze przed sezonem przebąkiwało się, że Włókniarz stać nawet na jazdę w finale PGE Ekstraligi i walkę o złote medale. Rzeczywistość dla częstochowian okazała się jednak bolesna.
- Tam wszystko kipi, atmosfera jest bardzo gęsta - analizuje Władysław Komarnicki. - 32:58 to klęska, ponieważ Włókniarz przez niektórych był typowany do jazdy w finale. Na początku sezonu juniorzy robili po kilkanaście punktów, teraz jest zupełnie inaczej. Nie rozumiem, co się stało z tą drużyną. Według mnie potencjał tego zespołu jest niewykorzystany. Nie wiem, czy to jest sprawa domowego toru, czy niezgodności pomiędzy niektórymi zawodnikami. Widać, że tam nie ma chemii, która scaliłaby całą drużynę - dodaje.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Gośćmi: Witkowski, Lampart, Kubera
Były prezes Stali Gorzów więcej wymaga nie tylko od samych zawodników, ale również od trenera. - Pierwszym, który powinien wiedzieć, w czym leży problem, jest trener. Trener musi na co dzień współpracować z prezesem i informować go o ewentualnych niesnaskach, nieporozumieniach. Tam są potrzebne rozmowy - kontynuuje nasz rozmówca.
Półfinałowa rywalizacja w parze Włókniarz - Motor nie była dobrą reklamą żużla. Komarnicki przyznaje, że czuje spory niesmak.
- To jest masakra. Play-offy nie powinny tak wyglądać. Cały dwumecz nie był godny półfinału PGE Ekstraligi. Play-offy zostały wymyślone po to, żeby dostarczyć kibicom jak najwięcej emocji. W tej fazie powinna być jazda na łokcie, walka do samego końca. Takie mecze, jak ten w Lublinie, to nieporozumienie. Jak oni się nie pozbierają, to będzie trudno im wywalczyć brązowy medal - podsumował.
Zobacz także:
Ależ rollercoaster w Opolu