Żużel. Oto bohater Betard Sparty Wrocław. Przed transferem postawił jeden warunek

WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Kevin Małkiewicz
WP SportoweFakty / Michał Krupa / Na zdjęciu: Kevin Małkiewicz

Kiedy Kevin Małkiewicz trafiał na wypożyczenie do Betard Sparty, to postawił warunek, że towarzyszyć podczas zawodów musi mu Robert Kościecha. W niedzielę 16-latek został bohaterem wrocławskiej drużyny, a jego trener pękał z dumy.

W rewanżowym spotkaniu z For Nature Solutions KS Apatorem Betard Sparta musiała mierzyć się z olbrzymi problemami. Do rywalizacji z powodu kontuzji ręki nie przystąpił Tai Woffinden, a podczas meczu trener Dariusz Śledź stracił dwóch kolejnych zawodników - Macieja Janowskiego i Charlesa Wrighta.

Wrocławianie zdołali jednak pokonać ogromne przeciwności losu i wygrali 51:39. Duża w tym zasługa Kevina Małkiewicza, który zbierał świetne recenzje już za występy w poprzednich meczach. Teraz jednak 16-latek przeszedł samego siebie. W niedzielę zdobył siedem punktów i dwa bonusy, pozostawiając w pokonanym polu takich żużlowców jak Robert Lambert czy Paweł Przedpełski.

- Jest dobrze, Kevin jedzie ponad plan, bo nikt nie przypuszczał, że na wejściu do PGE Ekstraligi będzie punktować w ten sposób. A warto pamiętać, że to dzieje się w meczach dużej rangi, bo poza jednym spotkaniem cały czas mówimy o rywalizacji w fazie play-off. Na pewno dobrze to wróży, ale nie popadajmy też w huraoptymizm, bo jest jeszcze sporo do poprawy - mówi nam trener Robert Kościecha.

ZOBACZ WIDEO: Ryzykowny ruch Wiktora Lamparta. "Chciałem spróbować czegoś innego"

To właśnie pod wodzą tego szkoleniowca Małkiewicz stawiał pierwsze żużlowy kroki. Teraz ma on imponujące wejście do najlepszej ligi świata. Kościecha nie ma wątpliwości, że kluczem do jego sukcesu są kwestie mentalne.

- Najważniejsze jest to, że tego chłopaka nie peszą tysiące ludzi. To 16-latek, który mieszka w małej miejscowości pod Brodnicą. Wielu rówieśników na jego miejscu po zobaczeniu 15 tysięcy fanów na stadionie miałoby miękkie nogi. A Kevinowi to daje kopa do lepszej jazdy. W ogóle się nie spala i nie ukrywam, że to może bardzo pomóc w jego dalszym rozwoju - przyznaje Kościecha.

Świetny występ Małkiewicza miał miejsce w konfrontacji z Apatorem Toruń, który od lat ma problemy ze szkoleniem młodzieży. Co ciekawe, kilka lat temu klub zrezygnował ze współpracy z trenerem Robertem Kościechą, który trafił do ZOOleszcz GKM-u Grudziądz, gdzie zbudował znakomicie prosperującą szkółkę. Teraz szkoleniowiec śmiało mógłby wbić szpilę swojemu macierzystemu klubowi.

- Nie zamierzam tego robić. Zapewniam, że nie mam z tego tytułu żadnej satysfakcji. Cieszy mnie jazda Kevina, ale nic więcej. Z działaczami z Torunia mam obecnie dobry kontakt. Przed spotkaniem długo rozmawiałem z Adamem Krużyńskim czy trenerem Janem Ząbikiem. Do Wrocławia przyjechałem pomóc swojemu zawodnikowi, bo taki był układ przy podpisaniu umowy. Kevin i jego tata powiedzieli, że pójdą na wypożyczenie, jeśli trener będzie jeździć na zawody z nimi - podkreśla nasz rozmówca.

Świetny występy Małkiewicza potęgują spekulacje na temat przyszłości zawodnika. Żużlowiec ma ważny kontrakt z grudziądzkim klubem, z którego został wypożyczony do Betard Sparty. Nie brakuje jednak głosów, że wrocławianie zrobią wszystko, by zatrzymać go na dłużej, bo za rok klub będzie mieć problemy ze stworzeniem silnej formacji juniorskiej. - Te spekulacje naprawdę nie mają sensu. Kevin ma podpisany kontrakt do końca 2025 roku z GKM-em. Po wypożyczeniu z Wrocławia wraca do tego zespołu - zaznacza szkoleniowiec.

A sam Kościecha ma w końcu swoje pięć minut. W ostatnich latach trener pozostawał w cieniu. Nie brakowało nawet głosów, że jego praca w Grudziądzu nie przynosi efektów, bo klub z województwa kujawsko-pomorskiego długo zmagał się z problemami w formacji juniorskiej. Zarząd klubu konsekwentnie jednak powtarzał, że na owoce pracy trenera trzeba jeszcze poczekać.

- Cieszę się, bo moi juniorzy naprawdę się rozwijają. Kiedyś to była bolączka GKM-u. Dziś jesteśmy jednym z lepiej szkolących ośrodków w kraju. Mamy w każdej klasie po kilku zawodników. To naprawdę budujące i jestem wdzięczny działaczom, że wykazali się cierpliwością i zaczekali te pięć, sześć lat. A krytyczne głosy pojawiały się przecież już po dwóch sezonach mojej pracy. Niektóre komentarze niemiło się czytało i musiałem zaciskać zęby. Taki jest jednak ten sport. Przyzwyczaiłem się. Ja od początku powtarzałem, że musi nadejść moment, kiedy chłopacy, których prowadzę od początku, będą mogli jeździć w lidze. I to jest właśnie pierwszy taki rok. Dopiero teraz oglądamy zawodników, którzy przyszli do mnie w wieku 11 czy 12 lat. Pewnych rzeczy nie dało się przyspieszyć, ale warto było czekać - podsumowuje.

Zobacz także:
Adam Krużyński: Towarzyszy nam wstyd
Problemy Betard Sparty Wrocław

Źródło artykułu: WP SportoweFakty